
Rezydująca od 1 lipca 2012 r. lekarka Samodzielnego Publicznego Szpitala Wojewódzkiego w Gorzowie dała świadectwo skandalicznych, jej zdaniem, zaniedbań i nieprawidłowości, jakie mają miejsce w gorzowskim szpitalu za rządów
Marka Twardowskiego.
6 lipca o 12.00 w wynajętej prywatnie sali Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej w Gorzowie, opłacana przez Ministerstwo Zdrowia rezydentka oddziału wewnętrznego
Małgorzata Marczewska zwołała konferencję. Właściwie informacja o niej pojawiła się w portalu www.natemat.pl pod wywiadem, którego zainteresowana udzieliła jednej z dziennikarek.
Przebieg konferencji był zaskakujący dla wszystkich obecnych, którzy w liczbie około 20 osób zjawili się w WiMBP. Znaczną część stanowili dziennikarze, także TVN 24 czy Polsat News, nie licząc miejscowych i regionalnych. Pojawili się też radni:
Elżbieta Płonka,
Mirosława Winnicka i
Marek Surmacz oraz poseł
Elżbieta Rafalska. Było kilka osób związanych w przeszłości ze szpitalem, przyjechał też specjalnie gość z Poznania.
Medalu strona pierwsza, czyli: awers
Lotem błyskawicy rozniosła się po kraju i Gorzowie wieść o lekarce z SPSW, która przerwała zmowę milczenia i mówi o karygodnych praktykach, które mają miejsce w szpitalu od czasów, gdy zarządza nim były wiceminister Marek Twardowski.
Małgorzata Marczewska, którą w minionym tygodniu bezpodstawnie – według niej – zwolnił z obowiązku świadczenia pracy, od kwietnia do maja przeżyła niewyobrażalne sytuacje. Jak twierdzi:
1. Była zmuszona do podjęcia dyżuru na SOR bez wyrażenia zgody opt-out;
2. Na tym dyżurze była sama, choć to niezgodne z prawem;
3. Nikt nie udzielił jej wsparcia w arcytrudnej sytuacji, gdy przywieziono kobietę z podejrzeniem o gwałt;
4. Kiedy emocjonalnie wybuchła po załamaniu nerwowym, posądzono ją o chorobę psychiczną, a nawet pojawiły się głosy o jej ubezwłasnowolnieniu;
5. Choć na różne sposoby starała się skontaktować z dyrektorem, ten – oraz jego współpracownicy – ignorowali ją.
Małgorzata Marczewska uważa też, że w szpitalu stosowano wobec niej mobing, o czym informowała dyrektora, a ten – choć w jego obowiązkach leży przeciwdziałanie takim sytuacjom – nie uczynił nic.
Ponieważ rezydentka pracowała w placówkach medycznych także za granicą, jako szokujące określiła zasady pracy w SPSW, a szczególnie na SOR-ze, którego kierownikiem uczynił się sam dyrektor Twardowski, ale – jak twierdzi lekarka – nigdy go tam nie było.
Ponieważ wykonywała swoje obowiązki zgodnie ze sztuką lekarską, jaką posiadła na Uniwersytecie Medycznym w Warszawie (otrzymała na zakończenie najwyższą notę), zlecała takie procedury i badania, które uznała za konieczne. Za to była również krytykowana, bo – jak przypomina – w szpitalu trzeba na wszystkim oszczędzać.
Małgorzata Marczewska uważa, że to, co dzieje się w SPSW, to „nieporozumienie gorzowskie”. – Kiedyś dyrektor Marek Twardowski działał w Porozumieniu Zielonogórskim, ale to, co robi tutaj, to jest nieporozumienie gorzowskie. To jest oszczędzanie kosztem zdrowia pacjentów oraz personelu – podkreślała kilkakrotnie.
Poza tym skarżyła się, że była główną dyżurantką w szpitalu, bo miała do ośmiu dyżurów w miesiącu, a wolno jej cztery – po dwa na oddziale i dwa na SOR-ze. Co do funkcjonowania tego oddziału ma najwięcej uwag.
– Tam pielęgniarki (czasami tylko jedna) są także sekretarkami i niańkami, gdy starsze osoby czasami spadają z łóżek. A salowe, czasami z 30-letnim stażem, mają odebrany dodatek za ten staż. Może to marne 150 zł, ale jednak – mówiła. – W tym szpitalu leczymy długi, bo pacjent nie jest traktowany z należną mu godnością, ale jak dług – dodała.
Wspomniała też przypadek 51-letniego pacjenta, według niej, zaniedbanego przez lekarzy.
Małgorzata Marczewska przyznała, że robi sobie krzywdę, bo o siebie nie walczy.
– Ci, którzy są mi przychylni, mówili, że nikt nie stanie po mojej stronie i nie weźmie w obronę. Jestem trochę głupia, naiwna, niereformowalna idealistka, ale inaczej nie umiem. Tak zostałam wychowana. To jest też mój kraj, za który moi umierali – kończyła.
Zaproponowała też plan naprawczy dla szpitala. Czego domaga się rezydentka? Chce, by było więcej medycyny i etyki, personel powinien ze sobą współpracować, sprzęt działać, a ludzie zająć się pracą, a nie plotkami i cyferkami.
– Niektórzy powinni być księgowymi albo zostać w polityce. Ja walczę o godność życia, o godność kobiety. To dla mnie podstawa jako Polki i lekarki. Walczę o to, by lekarze nie brali łapówek, by pacjenci nie musieli jeździć do innych szpitali. Ale teraz to już sprawa leży po państwa stronie. Ja oficjalnie myję z tego ręce. Nie wiążę swojej przyszłości z Gorzowem Wielkopolskim i wkrótce mnie tu nie będzie – zakończyła.
Ciąg dalszy nastąpi
Tekst i foto Hanna Kaup