Wolne Miasto Christiania to jedno z najpopularniejszych miejsc turystycznych w Kopenhadze. Położone niecały kilometr od duńskiego parlamentu, powstało w 1971 r., kiedy grupa hipisów, anarchistów i przedstawicieli alternatywnych kultur zajęła opustoszałe, rozsiane na obszarze ok. 40 ha budynki po bazie wojskowej Christianshavn. Zaczęli zjeżdżać tu artyści i ludzie niepasujący do społeczeństwa, budując wspólnie miejsce należące do wszystkich i do nikogo. Wielobarwna, pełna zieleni, trochę chaotycznie zabudowana enklawa stworzyła własne prawa. Decyzje o organizacji życia podejmowano w niej zbiorowo, rząd miał ograniczone wpływy, ale ostatecznie zaakceptował Christianię jako radykalny eksperyment społeczny.
Nikt się tu nie przejmował przepisami budowlanymi. Oprócz drewnianych baraków i domków mieszkalnych ociekających bajecznie kolorowymi graffiti powstawały galerie sztuki, sklepiki z pamiątkami, kluby muzyczne, wegetariańskie kawiarnie i knajpki. W obrębie Christianii zniesiono ruch samochodów, zakazano jakiejkolwiek przemocy i posiadania broni palnej oraz twardych narkotyków, a uprawa konopi indyjskich była może nie do końca legalna, jednak tolerowana.
Prawdziwy raj dla hippisów, w szczytowym okresie zamieszkiwany przez kilka tysięcy osób. Przez co najmniej 40 lat jakoś się to wszystko kręciło i niczym magnes przyciągało rzesze turystów.
Znane z liberalnego podejścia do marihuany i niesławnego rynku narkotykowego na Pusher Street (ulicy dealerów) Wolne Miasto powoli przestawało być bezpieczną przystanią dla wolnych ptaków, a w ostatnich latach stało się wręcz areną walk zorganizowanych gangów, które zdominowały sprzedaż zioła z prowizorycznych straganów ze sklejki i zza stosów skrzynek po piwie. Na Pusher Street od zawsze obowiązywał zakaz fotografowania i dla własnego bezpieczeństwa lepiej było tego nie próbować. Kiedy byliśmy tam pod koniec marca, słodkawy zapach wisiał nad ulicą niczym przyklejony. Kilka dni później dowiedzieliśmy się, że na główny deptak Christianii po raz kolejny weszła policja. Tym razem towarzyszyli jej mieszkańcy, którzy pod hasłem „Pusher Street musi umrzeć, aby Christiania mogła żyć nadal” zaczęli rozbierać nawierzchnię.
Dziś nie ma tu nawet tysiąca stałych mieszkańców. Jedna czwarta z nich liczy sobie ponad 60 lat, to ci, którzy są tu od początku. Kolejna jedna czwarta to dzieci. Dużo mówi się o powrocie do ideałów, które kiedyś kształtowały tę niemal idylliczną społeczność, o „nowym rozdziale”, budowie nowych mieszkań i przyciągnięciu młodych ludzi z dziećmi, najpierw jednak Wolne Miasto musi znowu stać się bezpieczne. Mieszkańcy chcą, by Christianię ponownie kojarzono z jej wcześniejszymi zaletami: kreatywnością, sztuką, przedstawieniami teatralnymi, koncertami pod chmurką, z miłym miejscem, gdzie można w spokoju odpocząć. Oby im się to udało.
Demontaż bruku na Pusher Street to pierwszy krok do integracji społeczności ze stolicą Danii. Kolejnym krokiem będzie budowa nowej infrastruktury wodno-kanalizacyjnej oraz przebudowa ulicy. Rząd duński przeznaczył na ten cel sporą kwotę, jednak uzależnił jej wydatkowanie od wprowadzenia zakazu sprzedaży konopi indyjskich i definitywnego usunięcia zajmujących się tym handlarzy.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny/Hanna Kaup
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>Prezydent w ministerstwie
Prezydent Gorzowa w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Z doświadczenia wiem, że najważniejsze są relacje bezpośrednie. Ustalenia, które zapadają wtedy ...
<czytaj dalej>