16 września nie może się pochwalić żadnym własnym przysłowiem. Do pogody też trudno coś dopasować, na szczęście kalendarze o nim nie zapomniały. W tych kulinarnych znajdziemy informację, że to Dzień Guacamole i Dzień Chleba Cynamonowo-Rodzynkowego. Hmmm… z samymi rodzynkami i owszem, ale takiego chlebka jeszcze nie jadłam. Pysznie się nazywa i kojarzy z ciastem, podobnie zresztą jak chlebek bananowy.
Ponieważ mamy właśnie trzeci piątek września, dodatkowo świętujemy Dzień Wina Grenache, wytwarzanego z bardzo popularnej czerwonej odmiany winogron (czwarta na świecie pod względem powierzchni upraw). Szczep grenache lubi wysokie temperatury i ma niemal tyle nazw, ile jest regionów, w których rośnie.
W kalendarzu muzycznym Dzień Bluesa, święto zainicjowane w 2005 r. dla uczczenia rocznicy urodzin B.B. Kinga (16.09.1925 r.). Już wiem, jakiej muzyki warto dzisiaj słuchać i zamierzam tak zrobić, bo to jeden z moich ulubionych gatunków.
Zgodnie z kalendarzem świąt nietypowych, w trzeci piątek września składamy życzenia wszystkim kierownikom (Światowy Dzień Kierownika), a wśród świąt poświęconych różnym profesjom, mamy Dzień Maszynisty i Światowy Dzień Fryzjera.
W Dniu Maszynisty najważniejszy jest fakt, że jest to święto maszynistów kolejowych (obchodzone od 1995 r.). Możecie mi wierzyć, że uściślenie nazwy naprawdę ma znaczenie. Piszę to z całą świadomością, pamiętając sytuację, kiedy jeden z moich znajomych został zaproszony do przedszkola, by opowiedzieć dzieciom o pracy kolejarza, ponieważ jego synek pochwalił się, że tata jest maszynistą. Szkopuł w tym, że był maszynistą… pomp i pracował w oczyszczalni ścieków. A są też maszyniści urządzeń chłodniczych, ciepłowniczych, wodociągowych, energetycznych, nawęglania i odżużlania oraz pewnie wielu innych.
Z Dniem Fryzjera natomiast kojarzy mi się Antoine Cierplikowski z Sieradza oraz Piotr Paluch z Gądek. Pierwszego nazywano „królem fryzjerów i fryzjerem królów”, na drugiego mówiono „Pierdoła z Gundek”. Pierwszy to postać autentyczna, co do drugiego – można mieć wątpliwości, czy nie jest tylko wytworem lokalnej anegdoty. O jednym i drugim usłyszeć można wiele intrygujących historii.
Cierplikowskiego (1884-1976) zna cały świat, chociaż w naszym kraju wydaje się nieco zapomniany. To on wymyślił słynną fryzurę a’la garçon (na chłopczycę), która po pierwszej wojnie światowej całkowicie odmieniła kobiecy wizerunek i to on osobiście czesał głowy wielu sławnych i bogatych osób. Także on nadzorował osobiście królewskich fryzjerów podczas koronacji Jerzego VI i Elżbiety II. Za wizytę w jego salonie płaciło się nawet 500 dolarów.
O Piotrze z Gądek po raz pierwszy usłyszałam podczas szkolnej wycieczki, na której przewodniczka opowiadała nam o fryzjerze z tej miejscowości, który wyemigrował do Francji i tam, podobnie jak Cierplikowski, dorobił się majątku, a po powrocie zamiast Piotr Doła, nazywał się z francuska Pierre Dua. Dziś tej wersji miejskiej legendy nikt nie potwierdza, natomiast w Wielkopolsce ogólnie znana jest historia o Piotrze Paluchu z podpoznańskich Gądek, wcielonym do pruskiej armii i wysłanym na wojnę niemiecko-francuską.
Długo się ponoć nie nawojował, a trafiwszy do francuskiej niewoli, szybko nauczył się nowego języka. Był lubiany, pracowity, chętny do pomocy, nic więc dziwnego, że Francuzom łatwiej było zwracać się do niego po swojemu. Piotr to po ichniemu Pierre (wymawia się „pier”), paluch to „doigt” (fonetycznie „dua”)… i tak narodził się Pier Dua, który po powrocie do kraju jakby ojczystego języka zapomniał. Podobno uwielbiał gadać. Z obcą mową jest tak, że łatwo upraszczamy niezrozumiałe dźwięki, a „Pier_Dua” brzmiało całkiem jak „Pier_Doła”. Legenda mówi, że spuszczenie Piotrowi solidnego manta poskutkowało nagłym odblokowaniem sfrancuziałej pamięci i w końcu zaczął mówić zrozumiale dla wszystkich, jednak „pierdołą z Gundek” został już na zawsze.
Pojęcia nie mam, czy w Gądkach stoi jakaś rzeźba przypominająca postać bohatera anegdoty, dlatego na dzisiejszej fotografii pomnik równie sławnego obywatela Wielkopolski, jakim jest „elegant z Mosiny”. Określenie to ma dwa, całkiem różne znaczenia. Jedno oznacza osobę ubraną niezwykle schludnie, z gustem, drugie wprost przeciwnie – jest symbolem braku obycia i dobrych manier. Pierwsze ma wynikać z „Pamiętników” Jana Chryzostoma Paska, który przedstawił Mosinę jako miejscowość słynącą z warsztatów krawieckich, szyjących m.in. szykowne mundury dla wojsk hetmana Czarnieckiego. Drugie powołuje się na historię burmistrza miasteczka, który w gościnie u włodarza stolicy Wielkopolski czuł się niewyspany z powodu… niemożności rozwieszenia onuc pod powałą. Pomnik Eleganta z Mosiny wyraźnie skłania się ku pierwszej wersji.
Tekst i foto Maria Gonta
UMCS z Jazz Clubem Pod Filarami
80 lat UMCS w Lublinie z Jazz Clubem „Pod Filarami”.
W dniach 14 -17 maja 2024 roku w Akademickim Centrum Kultury ...
<czytaj dalej>Remont schodów
Nowe schody na Piaskach, obok lecznicza zieleń.
Rusza remont schodów przy ul. Bohaterów Westerplatte, zejście do ul. Sczanieckiej. Skarpa przy schodach ...
<czytaj dalej>Obchody 900-lecia jubileuszu
W sobotę 11 maja br. w Ośnie Lubuskim odbędą się uroczyste obchody z okazji dziewięćsetlecia ustanowienia biskupstwa lubuskiego.
Przygotowania do tej ...
<czytaj dalej>Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>