15 sierpnia. Dziś od rana dobra wróżba: „Gdy na Wniebowzięcie Panny ciepło dopisuje, to ciepły i pogodny koniec lata obiecuje”. Bez względu na to, w jakim zakątku kraju się teraz znajdujecie, z pewnością jest ciepło, nawet jeśli niebo zachmurzone. Nasi przodkowie uważali, że „Gdy Zielna Matka deszcz przynosi, to zwykle na Narodzenie Matki (8.09) rosi”, a jeżeli deszcz jest solidny, całodniowy, to może być i tak: „Jak na Wniebowzięcie słota, to w jesieni dużo błota”. Słota jest jesieni przypisana, byle tylko nastała w odpowiednim czasie, czyli już po złotych rudościach i czerwieniach.
Pogoda rzecz niepewna. Zaplanować się nie da, przewidzieć trudno, ale jedno gospodarze uznawali za pewnik – „W dzień Wniebowzięcia miej w stodole połowę żęcia”, „Do Stacji Wniebowstąpienia miej w stodole połowę mienia”, a jeszcze lepiej „ Na Wniebowzięcie – zakończone żęcie”.
Dzisiejsze Wniebowzięcie Maryi Panny dawniej nosiło różne nazwy: Zaśnienie, Odpocznienie, Wzięcie, Przejście, Śmierć (w religii prawosławnej nadal jest to Zaśnięcie Bogurodzicy), związane z nim zwyczaje ludowe wszędzie jednak były takie same. Zarówno katolicy jak i wyznawcy prawosławia opowiadają legendę, według której trzeciego dnia po śmierci Matki Bożej, jej ciało zniknęło z grobu. Apostołowie znaleźli w nim tylko zioła i kwiaty.
Na pamiątkę tego wydarzenia dzisiejszy dzień nazywany jest popularnie świętem Matki Boskiej Zielnej, a wierni nadal przychodzą na nabożeństwo z wiązankami polnych kwiatów i ziół, aby je poświęcić. W tym dniu podobno „każdy kwiatek woła, weź mnie do kościoła”. Dawniej przynoszono też w koszach płody rolne (zboże, warzywa, owoce), natomiast nie święcono roślin pastewnych (wyka, łubin, lucerna).
Czegóż to nie było w bukietach : „koszyczki Najświętszej Marii Panny” (werbena pospolita), „łzy Matki Boskiej”(groszek), „warkoczyki Najświętszej Panienki” lub „złote włosy Matki Boskiej” (dziewanna drobnokwiatowa), „len Panny Marii” (lnica pospolita), „pantofelek Matki Boskiej” (tojad mocny), „serduszka Matki Boskiej” (drżączka średnia), „ziele Panny Marii” (wierzbówka kiprzyca), „pszeniczka” i „żytko” Matki Boskiej (szarota błotna i leśna), „mirt Matki Boskiej” (połonicznik nagi), „słoma z łóżka Maryi” (przytulia właściwa), „różyczka Matki Boskiej” (firletka poszarpana), „baranek Matki Boskiej” (krwiściąg lekarski), „dzwonek Matki Boskiej” (dziurawiec zwyczajny), „Panny Maryi rączka” (glistnik jaskółcze ziele), „kądziołka Matki Boskiej” (koniczyna polna), „naparstki Matki Boskiej” (świerzbnica polna), „trzewiczki Panny Marii” (ostróweczka polna), „rękawiczki Matki Boskiej” (orlik pospolity), „torebki Matki Boskiej” (tasznik) i jeszcze co najmniej kilka innych, ale już się w tych nazwach zaplątałam.
Poświęcone bukiety i wianki przechowywano obok tych, święconych w Boże Ciało – za sosrębem (inaczej siestrzan = główna, poprzeczna belka w drewnianym stropie), za świętymi obrazami, na parapetach, strychu, na frontowej ścianie domu, w oborach i stodołach. Miały zabezpieczać gospodarstwo przed nieszczęściami i złymi mocami. Wiązanki poświęcone w dniu Matki Boskiej Zielnej posiadały oczywiście leczniczą moc i to na tyle szczególną, że bez względu na konkretne przeznaczenie konkretnych roślin w bukiecie, stosowano je razem i to na każdą chorobę.
Niewykorzystanych przez rok ziół pod żadnym pozorem nie można było wyrzucać. Jako, że zostały poświęcone, należało postępować z nimi tak, jak ze zniszczonymi świętymi obrazami (spalić).
Są takie miejsca w Polsce (np. Kalwaria Zebrzydowska i Pacławska), gdzie 15 sierpnia odbywają się do dziś specjalne nabożeństwa, zwane „pogrzebem Maryi”. Kilka lat temu postanowiłam zrobić sobie nietypowy prezent imieninowy i wybraliśmy się z Bogdanem do Brzeska (zachodniopomorskie), żeby zobaczyć tę wyjątkową, niezwykle kolorową procesję, podczas której mieszkańcy wsi przebrani w stroje niewiast jerozolimskich i apostołów (oraz w asyście setek turystów), niosą wokół wsi trumnę z figurą "Zaśnięcia Maryi". Z bukiecikiem polnych kwiatów (niestety dość przypadkowych), sama nawet ruszyłam w kondukcie.
Dzisiejsza fotografia przedstawia jeden z tamtych kadrów, ale Sanktuarium Matki Bożej Brzeskiej w powiecie i gminie Pyrzyce warto odwiedzić także w innym czasie. Wnętrze kościółka jest zachwycające.
Na zakończenie zachowałam jeszcze jedno, odwołujące się do pięknej pogody przysłowie „We Wniebowzięcie Panny Marii słońce jasne, będzie wino godnie kwaśne”. Nie wiem, w jakim regionie je wymyślono, ale mnie od razu skojarzyło się z Zieloną Górą. Miasto i jego okolice słyną z winiarstwa, ponieważ jednak jest to teren leżący na północ od równoleżnika 51 uważanego dawniej za granicę uprawy winorośli, utarła się opinia, że tutejsze trunki muszą być kwaśne. Powstało na ten temat wiele anegdot i zabawnych opowieści. Możecie się z nimi zapoznać w zielonogórskim Muzeum Wina. Ja przytoczę tylko jedną, za to dobitnie mówiącą o kwasowości.
Według niej, żeby oszczędzić na usługach miejskiego kata, osobom skazanym na śmierć podawano lokalne wino. Skazaniec miał po spożyciu umierać uduszony oparami kwasów. Inna wersja mówiła, że kwas zawarty w winie wypalał dziury w żołądku.
Zaprzyjaźniony z Mickiewiczem niemiecki poeta romantyczny Karl Eduard von Holtei napisał sceniczną farsę zatytułowaną „33 minuty w Zielonej Górze”, w której wymieniał cztery typy zielonogórskich win:
wino czterech mężczyzn – ponieważ nikt nie jest w stanie samodzielnie go wypić, trzech musi trzymać, a czwarty wlewa delikwentowi bezpośrednio do gardła,
wino wartownicze albo obrotowe – przed spożyciem należało wynająć osobę do budzenia biesiadnika co pół godziny, który za każdym razem musiał się obracać na drugi bok, w przeciwnym wypadku groziło mu wypalenie dziur w żołądku,
wino pończosznicze – regularne spożywanie miało powodować samoczynną repasację pończoch (pamiętacie jeszcze „Punkty podnoszenia oczek” znajdujące się kiedyś w każdym większym Domu Towarowym?),
wino szkolne – dzieciom ociągającym się z wyjściem do szkoły wystarczyło pokazać trunek i… już ich w domu nie było.
Jako ciekawostkę dorzucam jeszcze informację z zielonogórskich kronik, w których odnotowywano wszystkie klęski trapiące zielonogórskie winiarstwo, także klęski urodzaju. Efektem tych drugich, kiedy hektolitry świeżo wytłoczonego wina po prostu nie mieściły się w beczkach, był abonament na godziny w miejscowych karczmach. W zakupionym czasie klient mógł wypić tyle wina, ile tylko mu się zmieściło.
Muzeum jak i samą Zieloną Górę warto odwiedzić, win tamtejszych bez obaw spróbować (zwłaszcza podczas święta Winobrania), a je dodam tylko, że 15 sierpnia to także jeden z dni, w których wspominano św. Szczepana (rocznica przeniesienia relikwii w 428). Wśród przesądów i zabobonów spisanych przez Oskara Kolberga znaleźć można taki: „W dzień św. Szczepana, rano przed obiadem, zdejmują obrączkę z cebrzyka lub też konewki, a położywszy ją na ziemi, nasypują w nią jęczmienia i wpędzają w nie wszystkie kury, mniemając, że jastrząb albo krogulec ich nie porwie”.
Tekst i foto Maria Gonta