4 czerwca. Niby to takie oczywiste, ale czy zwróciliście kiedyś uwagę, że czerwiec tylko w kilku słowiańskich językach nazwano w sposób kojarzący się z czerwienią (czeski červen, ukraiński червень = czerweń i białoruski чэрвень = czerwień), a w większości państw świata nosi nazwę wywiedzioną z łaciny (Iunius), najczęściej kojarzoną z Junoną?
Wytłumaczenie jest proste i z pewnością większość z Was je zna, jednak pociągnę trochę ten temat, żeby utrwalić go we własnej pamięci. Nic tak mnie nie wkurza, jak kłębiące się pod czaszką myśli „No przecież wiem, że wiedziałam, tylko, do diaska, nie pamiętam”. Najwłaściwszym wprowadzeniem będzie tu pleonazm „oczywista oczywistość”. W końcu nie na darmo w naszym kraju mawiano, że czerwiec w czerwce bogaty i że „w czerwcu pod czerwcem siedzi czerwiec”.
Ten co siedzi, to czerwiec polski – owad z którego Rzeczpospolita Obojga Narodów słynęła aż do końca XVI w., a ten, pod którym siedzi, to roślina – czerwiec trwały – do korzeni której przytwierdza się czerwcowa larwa na czas przepoczwarzania. Właśnie w czerwcu odbywały się niegdyś czerwcowe wykopki na skalę przemysłową.
Zbiorami zajmowały się zwłaszcza kobiety i dzieci, które wyrywały całe rośliny, po czym zbierały z ich korzeni kuliste „ziarenka”. Ziarenka, przy zgnieceniu, barwiły palce na czerwono. Zalewano je w kadziach wrzątkiem i po odcedzeniu suszono na słońcu lub w piecach chlebowych. Zmielone na proszek, ponownie rozpuszczano w kwasie z żytniego chleba i znów poddawano procesowi suszenia. Tak otrzymywano finalny produkt eksportowy.
Powszechnie uważano, że jeśli nie zbierze się ziarenek w odpowiedniej porze, wylęgną się z nich „robaczki". Tylko że ziarenka nie były owocem grzmotka, jak popularnie nazywano tę roślinę, ale czerwiem – przejściową formą rozwojową pasożytującego na niej pluskwiaka, który w okolicach nocy świętojańskiej przekształcał się w dorosłą, przypominającą mszyce postać i dla farbiarzy stawał się nieużyteczny. Owadzie, a nie roślinne pochodzenie „ziarenek czerwcowych karmazynowych” udowodnił dopiero w XVIII w. Jan Filip Breyne, gdański doktor filozofii i medycyny (z zamiłowania przyrodnik).
W XV i XVI wieku „ziarenka farbierskie” były – obok soli, drewna, ziaren zbóż, potażu i bursztynu – jednym z najważniejszych polskich towarów eksportowych. Handel załamał się dopiero w pierwszej połowie XVII w., po odkryciu, że żyjący w Meksyku pluskwiak opuncjowy jest o wiele łatwiejszy do pozyskania, a uzyskiwana z niego koszenila daje trwalszą barwę. W drugiej połowie XIX w. barwniki produkowane z pluskwiaków zastąpiono jeszcze tańszymi syntetykami.
Współcześnie obserwuje się powrót do naturalnych, zdrowszych produktów, wobec czego występująca w wielu produktach spożywczych koszenila (kwas karminowy, E120) produkowana jest martwych owadów pluskwiaka kaktusowego. Idąc dalej tym tropem, trzeba sobie uświadomić, że wytwarzane z jej dodatkiem lody, jogurty, kisiele, budynie, nalewki czy soki, nie są produktami wegetariańskimi. Syntetyczną "czerwień koszenilową" oznaczono symbolem E124.
Czerwiec był barwnikiem o bardzo szerokim zastosowaniu, niezwykle cenionym także w medycynie. Do XVIII w. wchodził w skład gęstego konfektu karmazynowego przywracającego siły po ciężkich chorobach, wzmacniającego serce, hamującego nadmierne krwawienia menstruacyjne i hemoroidalne.
Według Syreniusza (lekarz, botanik, zielarz, profesor Akademii Krakowskiej) w skład konfektu wchodziły: „surowy jedwab farbowany w soku z „ziarenek czerwcowych karmazynowych", sok jabłkowy i wódka różana, w których ów jedwab moczono przez 24 godziny. Wszystkie składniki gotowano, jedwab odrzucano, a wywar po dodaniu cukru kanar (cukier trzcinowy) zagęszczano do konsystencji miodu. Na koniec dodawano jeszcze aromatyczne ambrę i piżmo, drzewo rajskie, cynamon, a także szlachetne perły i złoto oraz kamień lazurowy”.
„Serce utrapione” wspomagały też sproszkowane owady rozpuszczone w winie. Działało to również przy nadmiernych krwawieniach.
Cierpiącym na dolegliwości sercowe robiono okłady ze szkarłatnych płócien, opasywały się nim ciężarne (mówiono, że wzmacnia płód i chroni przed poronieniem), a barwione „czerwcowymi ziarenkami” nici służyły do obwiązywania chorych miejsc w przypadku róży, anginy czy w innych chorobach gardła. Pewnie stąd wywodzi się też tradycja umieszczania w wózkach z niemowlakami czerwonej wstążeczki „od uroków”.
Stosowany niegdyś w kosmetyce „papier hiszpański” (używany przez kobiety do różowienia twarzy), to nic innego, jak papier nasączony sokiem z czerwca zmieszanym z sokiem cytrynowym, natomiast wykorzystywana do nadawania barwy płynom (wodzie, winu, spirytusom) „bezetta czerwona” = płatek lniany nasączony sokiem czerwcowym.
Czyż można się dziwić, że miesiąc wyróżniający się obfitością „ziarenek czerwcowych karmazynowych” nazwany został czerwcem, a pamiątką po czasach czerwcowego boomu jest czerwona (pierwotnie karmazynowa) barwa na polskich flagach?
Fotografia nieprzypadkowo przedstawia dziś fragment fresku z zespołu klasztornego cysterek w Owińskach. Według przekazów historycznych, mniszki obsiewały stoki nieodległej Dziewiczej Góry czerwcem trwałym i zwyczajnie hodowały tam czerwca polskiego. Prawdopodobnie stąd też wywodzi się nazwa podpoznańskiego Czerwonaka.
(Głowa mnicha, ledwie widoczna w lewym narożniku, to Adama Swacha portret własny; ten poznański franciszkanin był jednym z najpłodniejszych malarzy barokowych, działających na ziemiach Rzeczpospolitej).
Tekst i foto Maria Gonta
« | maj 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 |