Na kilka dni przed dzisiejszym, trzeciomarcowym piątkiem posłuchałem w Internecie utworów, które w naszej, filharmonicznej kameralnej będą zagrane.
I tak: najsampierw Franciszka Schuberta Kwartetu Smyczkowego a-moll nr 13, później Carla Marii von Webera Kwintetu klarnetowego B-dur op. 34. Chciałem mieć jakieś pojęcie o tej Muzyce, która wybrzmi w wykonaniu naszych filharmoników.
O obu utworach można powiedzieć, że to kultowe, ważne i znakomite dzieła tamtego, romantycznego czasu.
O Kwartecie Franciszka Schuberta w wydanym przez Filharmonię Gorzowską folderze (programie na 3 marca 2023) można przeczytać świetnie napisane, oddające w pełni to, co napisałem powyżej:
„Ten Kwartet to przede wszystkim barwna, ujmująca nastrojem i poruszająca głęboką emocjonalnością muzyczna opowieść napisana w znakomitym stylu – klarownie, ekspresyjnie, plastycznie. Poza emocjonalną bezpośredniością oraz poetyckim, czystym pięknem brzmienia odnajdziemy w niej również liczne dowody maestrii technicznej Schuberta…”
I w innym miejscu: „… - dzieło, którego największa siła tkwi w osobliwej, niezwykle lirycznej delikatności, charakterystycznej dla Schuberta introwertycznej czułości…”
Tak, to wszystko prawda! Ale kiedy wczytamy się w biografię Kompozytora, jego perturbacje towarzyskie, miłosne, zdrowotne, a w końcu przeczuwanie swojego przedwczesnego odejścia z tego świata, to możemy poznać i Jego wycofanie, nade wszystko zaś zrozumieć ucieczkę w Muzykę, nadawanie jej tego, czego Mu w życiu brakowało: czułości, uznania. Owszem, miał grono przyjaciół, znajomych, hołubiony w czas kawiarnianych „schuberiad”. Wtedy on w roli głównej…
I kiedy słuchałem dzisiejszego wykonania Kwartetu, myślami błądziłem w tamtym, z jego czasów Wiedniu, myślałem o tym, że za życia nie zaznał akceptacji dzieł, które dzisiaj z pietyzmem są odgrywane. Z takich myśli kiedyś napisałem wiersz:
Przychodzę do ciebie z Muzyką Franciszka Schuberta,
bo jakże mi współczująco dzisiaj…
„Krótkowzroczny, o niezgrabnym wyglądzie
dla swojego wzrostu nazywany Grzybkiem.
Nieśmiały, małomówny. Ożywiony, doceniony
tylko wtedy, gdy siadał do fortepianu i grał do tańca, śpiewu”
– zwłaszcza kiedy obok ona – sopranistka Teresa Grob.
To dla niej partie Mszy F-dur
pieśni
arcydzieła zrodzone z miłości.
A mógł być przy niej tylko w czas, kiedy próby,
kiedy koncert.
Wykradanie chwil szczęścia,
wzajemności uśmiechów, dotyków dłoni.
W 1820 koniec marzeń Franciszka.
Teresę wydano za Johanna Bergmana – piekarza.
Pierwsze nieśmiałe wykonania dzieł Schuberta to rok 1920, ale dopiero wydanie jego partytur przez Breitkopfa i Härtla, sześćdziesiąt lat po śmierci kompozytora, przyniosły mu należny rozgłos i uznanie.
Z pietyzmem. Tak odebrałem wykonanie „Kwartetu” przez czworo instrumentalistów Filharmonii Gorzowskiej. Z pietyzmem, wyczuciem intencji i zamierzeń autora i tak by nas, słuchaczy zauroczyć wykonaniem tej pięknej narracyjnie i muzycznie kompozycji. I nie można tutaj wymienić wyróżniająco żadnej osoby z Con Amabile – to była syntonia czworga instrumentów. Jakże właściwie się uzupełniających. Tutaj znakomita i świetnie zagrana partia wiolonczeli (
Agnieszka Lasek), błyskotliwa, pełna blasku gra pierwszej skrzypaczki (
Daria Krzysztoń-Baran) i jakże perfekcyjnie napisane i wykonane partie skrzypiec drugich (
Yi Ding Dana), altówki (
Paweł Gaca).
Stąd też zasłużone, frenetyczne brawa widowni!
Po przerwie, Carla Marii von Webera, Kwintet klarnetowy B-dur op. 34 w takiej, jak w Kwartecie Schuberta obsadzie smyczkowej. W roli solisty na klarnecie
Maciej Dana.
I znów podeprę się cytatem z wydanego przez FG programu:
„Kwintet klarnetowy B-dur op. 34 Carla Marii von Webera to muzyczny skarb zrodzony z jednego z najwspanialszych międzyludzkich doświadczeń. Dzieło jest bowiem pokłosiem wyjątkowej przyjaźni kompozytora z wybitnym klarnecistą Heinrichem Bärmannem, przyjaźni, która stała się zarazem jedną z najbardziej twórczych i owocnych relacji w historii muzyki. Wielki wirtuoz, jakim na początku XIX wieku był już Bärmann, swoim nadzwyczajnym, niezwykle barwnym stylem gry nie tylko przekonał Webera do muzyki klarnetowej, ale również stał się nieocenionym doradcą genialnego kompozytora w kwestii dzieł na klarnet, inspirując go do eksponowania w nich pełni muzycznych i technicznych możliwości instrumentu”.
Owszem, w historii muzyki wielokrotnie spotykamy kompozycje napisane specjalnie dla instrumentalisty i z jego pomocą. Spotkałem się z opinią, że Koncert skrzypcowy
D-dur op.77 Johannesa Brahmsa, dedykowany przyjacielowi, wielkiemu skrzypkowi tamtych czasów Josephowi Joachimowi, też został napisany w porozumieniu i po konsultacjach z wykonawcą.
Maciej Dana. Klarnecista naszej Gorzowskiej Filharmonii. Razem ze swoim kolegą Grzegorzem Tobisem, także klarnecistą, zajmują miejsca w ostatnim rzędzie krzeseł orkiestry. Rzadko kiedy można ich usłyszeć w czas wykonań filharmonicznych, a jeśli, to na krótko. Jedna z najdłuższych solówek klarnetowych (w ducie z kotłami) to ta, z I Symfonii op. 39 Jeana Sibeliusa. Wspominam ją w wykonaniu Waldemara Zarowa.
A tutaj klarnecista w roli głównej. W jakże trudnym utworze. Wszak pisanym dla wirtuoza tamtych czasów. Cóż mogę napisać? Maciej Dana jest wirtuozem tych czasów! Znakomicie poradził sobie z wszystkimi trudnościami technicznymi, dając nam nie tylko świadectwo swoich umiejętności, ale także pokazując ducha utworu, jego romantyczną proweniencję. Opowiedział historię (każdy mógł budować swoją, o czym opowiadaliśmy sobie po koncercie) czystym, nieskazitelnym dźwiękiem, budowaniem zamierzonych napięć, modulowaniem barw, stosownym używaniem wolumenu instrumentu. Moim zdaniem było to wykonanie znakomite, jak też znakomitym było towarzyszenie soliście przez kwartet Con Amabile. Współbrzmienie!
PS
Programy, foldery na poszczególne koncerty w Filharmonii Gorzowskiej są świetnie opracowane i napisane. W możliwie skrótowej formie, charakterystycznej dla takiego wydawnictwa, można posiąść sporą wiedzę o tym, co się usłyszy. Szkoda, że nie ma podpisu pod tymi „encyklopediami” w miniaturze.
Zygmunt Marek Piechocki
3 marca 2023
foto Filharmonia Gorzowska
4 marca 2023 18:25, Marek Z. Piechocki