
W drugim dniu XXXVI Gorzowskich Spotkań Teatralnych publiczność oklaskiwała „Shirley Valentine” w wykonaniu
Krystyny Jandy.
Krystyna Janda gościła już w naszym teatrze z wieloma spektaklami. Widzieliśmy i „Marię Callas” i „Danutę W.” Rok temu wbiła nas w fotele „Zapiskami z wygnania” Sabiny Baral. Tym razem przyjechała ze znacznie lżejszym, choć również kobiecym monodramem - „Shirley Valentine”.
To była nie tylko dawka dobrego humoru, ale - jak zwykle - teatru. Przez ponad dwie godziny widzowie reagowali salwami śmiechu na opowieść, którą Shirley jako gospodyni domowa – marząca w dzieciństwie, by być stewardessą – prowadziła najpierw w swojej domowej kuchni do Ściany, a później w Grecji do Głazu, tyle że ten nic nie rozumiał (kto był, ten wie, na czym polegał dowcip).
Jak powiedziała po spektaklu Krystyna Janda, choć jest to rzecz lekka dla widza, ją ten spektakl wiele kosztuje, bo wymaga ogromnej dyscypliny, choćby w akcentowaniu i samym sposobie wypowiedzi bohaterki, który musi przecież być spójny od początku do końca.
Tradycyjnie Krystyna Janda zgodziła się na spotkanie po przedstawieniu, choć tego samego dnia do Gorzowa przyjechała, odegrała tu ponad dwugodzinną sztukę i znów do Warszawy wracała.
Niestety, po raz pierwszy od dawna nie zobaczycie Państwo relacji w żadnej gorzowskiej telewizji, bo żadna nie była zainteresowana wydarzeniem. A w Teatralce po spektaklu zebrało się mnóstwo widzów, którzy chcieli uczestniczyć w dodatkowym spotkaniu z aktorką.
Prowadząc tę krótką rozmowę, nawiązałam do postu, który aktorka opublikowała 5 listopada. To słowa
Roberta Więckiewicza:
"Zauważam, że im jestem starszy, tym mniej lubię mówić. Zwłaszcza że ludzie dużo mówią, ale nie rozmawiają, nie wymieniają myśli, tylko paplają. To męczące. I nie spotykają się ze sobą, tylko powtarzają: „Dobra, to jesteśmy w kontakcie”. Każdy jest gdzieś w sobie. Wymieniają komunikaty".
Tak więc bycie ze sobą zaczęliśmy od przypomnienia wydarzenia sprzed roku, czyli „Zapisków z wygnania”
Sabiny Baral. Krystyna Janda potwierdziła, że wszędzie, gdzie pojawiła się z tym monodramem, było tak samo. Ludzie reagowali podobnie, ale najbardziej zachwyciła ją reakcja młodzieży (dla szkół zagrała 100 razy).
– To było niesamowite, jak ta młodzież milkła, jak wchodziła w ten spektakl, a przecież ona nic nie wie o tym, co działo się w 68 roku – powiedziała.
Krystyna Janda zdobyła za ten spektakl liczne nagrody, m.in.: indywidualną nagrodę aktorską w 24. Ogólnopolskim Konkursie na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej, nagrodę główną na XVII Festiwalu Prapremier Nie/Podległa 2018, tytuł najlepszej aktorki na XXIV Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych w Łodzi, nagrodę O!Lśnienia 2018 w Krakowie, nagrodę główną oraz nagrodę publiczności na 14. Festiwalu Polskich Sztuk Współczesnych R@Port w Gdyni oraz Grand Prix 59. Kaliskich Spotkań Teatralnych.
Aktorka przyznała, że szczególne znaczenie ma dla niej medal im. Mordechaja Anielewicza przyznany 3 maja 2018 r. przez Stowarzyszenie Żydów Kombatantów i Poszkodowanych w II wojnie światowej dla uczczenia 75. rocznicy powstania w getcie warszawskim.
W czasie poniedziałkowego spotkania wspominaliśmy również liczne inne nagrody, które K. Janda odebrała w minionym roku, zaliczanym do roku 45-lecia pracy aktorskiej. Były to m.in.: Medal za mądrość obywatelską, tytuł Warszawianki Przemian 2019, Nagrodę Samorządu Województwa Mazowieckiego im. Cypriana Kamila Norwida, wreszcie Doktorat Honoris Causa Akademii Sztuk Teatralnych w Krakowie.
Zapytana, czy miała czas podsumować minione 45 lat pracy, odpowiedziała, że nie lubi rocznic i omija je.
Gdy padło pytanie:
- Jak pani widzi siebie między Agnieszką z „Człowieka z Marmuru” i „Człowieka z Żelaza” a bohaterką „Zapisków z wygnania”? – przyznała:
- Nie umiem siebie określić, podsumować. W mojej pracy bardzo wiele się działo, ale nie wiem, jak miałabym siebie ocenić. To dla mnie za trudne.
Przyznała, że powrót do „Shirley Valentine”, którą gra już niemal 30 lat, daje jej odrobinę wytchnienia w dzisiejszych trudnych czasach, niemniej jednak kocha grać „Zapiski z wygnania”. Podkreśla: - Granie tego spektaklu ratuje mnie psychicznie, nadaje wyższy sens mojej pracy, trzyma przy życiu i zdrowiu psychicznym.
Krystyna Janda spędziła świąteczny wieczór 11 listopada z gorzowską publicznością, ale zapytana, gdzie najchętniej przeniosłaby się, gdyby nie musiała grać, przyznała, że do swojego domu w Milanówku.
Wyraziła też zachwyt nad wyremontowaną sceną i widownią Teatru im. J. Osterwy, zapewniła, że chętnie tu wraca, bo czuje się jak u siebie w rodzinie i przyjedzie zawsze, jeśli otrzyma zaproszenie.
Dyr.
Jan Tomaszewicz nie czekał długo. Wszystko wskazuje na to, że w Gorzowie zobaczymy aktorkę za rok, 9 listopada, w jej ulubionej sztuce „Pomoc domowa”, w której gra również gorzowianka
Małgorzata Kocik.
Natychmiast po spotkaniu Krystyna Janda odjechała do Warszawy.
Hanna Kaup
foto Ewa Kunicka Teatr im. J. Osterwy w Gorzowie
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć