W przeddzień rocznicy powstania. Ostatnia wola i testament Geli Seksztajn.
(1907, Warszawa – 21 kwietnia 1943, Getto Warszawskie)
„Stojąc na pograniczu życia i śmierci, bardziej pewna, że umrę niż że przeżyję, chcę się pożegnać z moimi przyjaciółmi i z moją pracą. Te 10 lat pracy (zbierałam, darłam i znów pracowałam) zostawiam Żydowskiemu Muzeum, które może powstanie w przyszłości, aby odtworzyć żydowską kulturę do 1939 i pokazać ogrom tragedii polskich Żydów w czasie wojny.
Jestem już spokojna. Muszę zginąć, ale swoje zrobiłam. Chciałabym, aby przetrwała pamięć o moich obrazach, o mnie i o moim dziecku, Marguerite Lichtenstein. Jest moją dumą i radością, zdolna, utalentowana, i śliczna. Taki ból i smutek; jeżeli przeżyję, to tylko dla mojej ukochanej córki.
Żegnajcie, moi koledzy i przyjaciele, żegnaj, żydowski narodzie! Nie dopuśćcie już nigdy do takich zniszczeń."
Zginęła prawdopodobnie podczas powstania w getcie warszawskim; „prawdopodobnie”, bo nie było świadków.
Była córką biednego szewca; matka jej umarła, kiedy Gela miała zaledwie 11 lat. Na początku lat 30. zaczęła studia na Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie dzięki stypendium Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Wystawiała w kołach żydowskich, a w 1938 roku, po dwóch bardzo udanych indywidualnych wystawach, zaczęła zyskiwać uznanie krytyków.
Wzięli ślub w 1938 r., mieszkali przy ul. Okopowej 29/23. Małżeństwo znacznie poprawiło jej sytuację życiową. Dzięki wstawiennictwu męża pracowała w szkołach żydowskich, ucząc dzieci rysunków i prac ręcznych. Dwukrotnie, w 1938 i 1939, prowadzili razem kolonie letnie dla dzieci w Kazimierzu Dolnym nad Wisłą. Gela portretowała dzieci, tworzyła martwe natury i pejzaże. Zapewne pod wpływem środowiska szkolnego wpadła na pomysł zorganizowania indywidualnej wystawy zatytułowanej „Dziecko żydowskie”. Tuż przed zamknięciem w getcie, 4 listopada 1940 r. urodziła córkę Margelit (Marguerite).
W getcie Gela uczyła rysunków, przygotowywała wystawy prac uczniów, robiła kostiumy i dekoracje do przedstawień... I rysowała – uczniów, kolegów, żebraków, literatów…. „Co zrobić,” pisała, „gdy dookoła szaleje żywioł zniszczenia, gdy śmierć przybiera postać przykrytych gazetami ciał leżących na chodnikach, gdy uwielbiani dawniej literaci i artyści dziś tak, jak wszyscy inni, są błądzącymi po ulicach cieniami o zapadłych policzkach? MALOWAĆ. Twarze – drobne, czarnookie twarze dzieci, bo to jedyne, co po nich pozostanie, TRZEBA ZACHOWAĆ ICH TWARZE. Nadal malować. Mimo wszystko malować.” Była w getcie znana i ceniona, w 1942 r. otrzymała nagrodę od przewodniczącego Judenratu Adama Czerniakowa.
22 lipca 1942 r. hitlerowcy rozpoczęli deportację mieszkańców getta do Treblinki, trwającą z przerwami do 21 września. Ogółem wywieziono i zamordowano około 300 000 ludzi. Na przełomie lipca i sierpnia, w niezwykle dramatycznych okolicznościach, Gela przygotowywała swoje obrazy do ukrycia. „Teraz ratuję, co się da” – pisała.
Gela wraz z córeczką pozostały w ukryciu. Nic więcej o nich nie wiemy.
Ale wiemy, że getto spłonęło.
O ucieczce nie było mowy. Cytuję Jana Karskiego:
„Dwa razy byłem w getcie warszawskim. To musiało być w pierwszych dniach października 1942. Już po wielkich wywózkach w lipcu. Wcześniej było tam ok. 450 tys. Żydów, ale jak ja wchodziłem, to zostało nie więcej niż 60-70 tys. Resztę wysłano do Treblinki.
Instrukcje Feinera były takie: „Niech pan się przez parę dni nie goli, weźmie jak najgorsze ubranie, żeby się nie wyróżniać. No i żeby panu dać pewność, to ja z panem pójdę”. I poszedł. Ten Feiner, który po stronie aryjskiej wyglądał jak polski szlachcic, jak wchodził do getta, wyglądał jak stary, pochylony Żyd... Wszedłem do getta przez dom, który był przedłużeniem muru. Muranowska 6. Z jednej strony wychodził na ulicę, a frontem stał już do getta. W piwnicy była dziura i tunelem wszedłem do getta bez trudności. Feiner prowadził mnie ulicami i nic nie mówił. Miałem tylko patrzeć.
Widziałem straszne, straszne rzeczy. Leży na ulicy wychudzony człowiek, nagi, tylko w biodrach przykryty gazetą ze względu na skromność. Kamieniem była przyciśnięta ta gazeta. Pytam Feinera: „Co to jest?”. A on: „Jak Żyd umiera, to oni żądają od nas pieniędzy na pochowanie. Żydzi nie mają pieniędzy, więc rzucają swoich umarłych na ulicę i zdzierają z nich ubrania. Potrzebne są rodzinie, zima się zbliża”...
Wejść do getta było bardzo łatwo, teraz się o tym nie wie. Setki dzieci wychodziły z getta żebrać na ulicach Warszawy i handlować, żeby dostać cebulę, i wracały. Nie było tak trudno wyjść i wrócić. Trudno było Żydom z innych powodów. Powiedział dwa słowa i pan wiedział, że to Żyd. Niech będzie, że Żyd uciekł z getta, no i co teraz? Zaczepi człowieka na ulicy: „Panie, ja jestem Żydem, niech pan mnie przenocuje?”. To powiedzą: „Ty parszywy Żydzie” albo „Odczep się pan”. CAŁA WARSZAWA BYŁA GETTEM. CAŁA POLSKA BYŁA GETTEM”.
Lichtensztajn, literat i nauczyciel, członek zespołu Oneg Shabbat i jeden z najbliższych współpracowników Ringelbluma, ukrywając w lipcu 1942 roku I część Archiwum, przeznaczył jedną z 10 skrzynek, którymi dysponował na prace Geli.
W ten sposób ponad 300 jej rysunków, gwaszy, i akwarel z lat 1930-1942, wraz z biografią, testamentami jej i jej męża, oraz dokumentami osobistymi przechowało się jako część tzw. Archiwum Getta Warszawskiego.
Większość tych prac i dokumentów jest dzisiaj częścią wystawy stałej Żydowskiego Instytutu Historycznego w Warszawie.
Sabi Baral
foto FB
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć