23 maja. Wczorajszy poranek, nawiasem mówiąc całkiem ciepły (13 stopni), przyniósł ze sobą mżawkę. Pierwszą od początku kwietnia, czyli od czasu naszego wyjazdu z Niemiec. Po śniadaniu spakowaliśmy się i ruszyliśmy do pobliskiego opactwa cystersów (Abbaye de Flaran). Założone w 1151 r. przez burgundzkich mnichów, jest dziś jednym z najlepiej zachowanych opactw w południowo-zachodniej Francji. Prawie obeszliśmy je dookoła (prawie, bo teren jest ogromny), z wejścia do wnętrza (5 euro) zrezygnowaliśmy świadomie na rzecz wycieczki do miasta Condom.
Od razu zaznaczam, że ani nie wymyślono, ani nie produkowano tu prezerwatyw, a historia miasta jest o wiele starsza od łacińskiego terminu Condomus lub Condomium, który zarejestrowano po raz pierwszy w X wieku. Nazwa miasta pochodzi od galijskich słów condate i magos połączonych w Condatómagos, co oznacza po prostu rynek. Z czasem Condatómagos przekształciło się w Condatóm, potem w Conddóm i w końcu w Condom. Warto zaznaczyć, że w 1995 r. burmistrz miasta, wykorzystując owo skojarzenie z angielskim słowem, otworzył muzeum środków antykoncepcyjnych, ale po 10 latach zostało zamknięte.
Mimo swojej niezbyt świątobliwej nazwy Condom to stare miasto biskupie znane też jako Condom-en-Armagnac. Produkuje się tutaj armaniak, najstarszy francuski destylat (z białego wina), który swoją sławę zawdzięcza… pielgrzymom udającym się do Santiago de Compostela. Zatrzymując się tutaj, by ogrzać swoje kości i wyleczyć rany, kilkoma łykami armaniaku podtrzymywali się na duchu. Na wszelki wypadek zabierali też na drogę kilka fiolek tego „lekarstwa”, a zapas uzupełniali w drodze powrotnej. W monumentalnej gotyckiej katedrze Saint-Pierre de Condom do dziś znajduje się punkt pielgrzymkowy. W jej skromnym wnętrzu uwagę zwracają wspaniałe witraże, sklepienie i koronkowe wykończenie dekoracji rzeźbiarskich. Niezwykła jest również współczesna, malowana Droga Krzyżowa umieszczona wokół ołtarza głównego. Do świątyni przylegają krużganki współczesnego katedrze średniowiecznego klasztoru. Jego sklepienia również są imponujące i warto przyjrzeć się zwornikom. W tym miejscu, gdzie herby w zwornikach pokryte są malaturą, mieściła się kiedyś prywatna biskupia kaplica św. Katarzyny.
Winiarski region Armagnac i samo Condom leżą na terenie historycznej Gaskonii, a skoro tak, to nie może zabraknąć muszkieterów. I są. Stoją przed katedrą we własnych osobach d`Artagnan, Atos, Portos i Aramis, a na zdjęciu dołączył do nich jeszcze piąty muszkieter.
Pierwowzorem pierwszej z wymienionych postaci był gaskoński szlachcic Charles de Batz-Castelmore, Comte d’Artagnan, seigneur d`Artagnan (1611-1673). Naprawdę służył Ludwikowi XIV jako kapitan muszkieterów, później generał. Zginął podczas oblężenia Maastricht w trakcie wojny francusko-holenderskiej.
Jadąc z Condom do Bergerac, podziwialiśmy łagodnie pofałdowane krajobrazy pełne winnic i wsie zabudowane niedużymi domkami obłożonymi kamieniem, z obowiązkowymi okiennicami o pastelowych kolorach. Bergerac natomiast to ładne miasteczko z klimatycznymi uliczkami, kojarzące się oczywiście z wielkonosym Gaskończykiem o imieniu Cyrano, który tak naprawdę Gaskończykiem nie był. Urodził się w 1619 r. jako Savinien Cyrano de Bergerac (Hercule Savinien de Cyrano de Bergerac), a zmarł w 1655 r. Był filozofem, pisarzem, dramaturgiem, żołnierzem, a jego życiorys był dalece barwniejszy, niż go przedstawił Edmond Rostand w swojej komedii romantycznej.
Miasto Bergerac nie dość, że postawiło pomnik literackiemu bohaterowi (ale i autentycznej osobie), to jeszcze poprowadziło turystyczny szlak po swoich ulicach, opatrując go wizerunkiem Cyrana i na dodatek w wielu miejscach umieściło cytaty ze sztuki Rostanda. Postać na pomniku zaiste wygląda dokładnie tak, jak opisywał ją Makuszyński w „Awanturze o Basię”: „Sławny poeta, muzyk, fizyk i rębajło Sawiniusz Herkules Cyrano de Bergerac, właściciel największego nosa, jaki kiedykolwiek oglądano, tego nosa, o którym powiedziano, że idzie przed swoim właścicielem o kwadrans drogi i dla którego trzeba będzie po śmierci nosala, osobny usypać kopiec”.
Kiedy wyjechaliśmy z Bergerac, lunął deszcz. Dudnił nam i w nocy po dachu Fredka, ale zdążyliśmy się rozgościć w miejscu noclegowym w przerwie między deszczami. Usadowiliśmy się nad brzegiem Wezery tuż obok miejscowości o dźwięcznej nazwie Saint-Pantaléon-de-Larche, można więc przyjąć (jak słusznie zauważyła nasza córka), że spaliśmy pod pantalonami, a więc ciepło i bezpiecznie.
Tekst i foto Maria Gonta
Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>Prezydent w ministerstwie
Prezydent Gorzowa w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Z doświadczenia wiem, że najważniejsze są relacje bezpośrednie. Ustalenia, które zapadają wtedy ...
<czytaj dalej>