19 maja. Poranek był o kilka stopni cieplejszy od poprzedniego i w dodatku z atrakcjami. Obok naszego parkingu pasła się rano klacz ze źrebięciem, które okazało się bardzo ciekawskie i towarzyskie. Przyszło do nas poczochrać się o otwarte drzwi samochodu, próbowało odgryźć klamkę (bez efektu), skubało nawet mój sweter. Żal było się stamtąd ruszać, ale do domu przecież jeszcze daleko, nie można się już zbytnio ociągać.
Przedwczoraj przemierzaliśmy Asturię i Kantabrię, wczoraj wieczorem dotarliśmy do Kraju Basków, ale jeszcze tutejszych spichlerzy nie widzieliśmy. Sami jesteśmy ich ciekawi. I pomyśleć, że przed wizytą w portugalskim Soajo tylko sporadycznie zwracaliśmy na nie uwagę. Tutaj, podobnie jak w Galicii i Asturii są dwujęzyczne tablice informacyjne i z tych można się jeszcze czegoś domyśleć, bo już znaki drogowe pisane wyłącznie po baskijsku nie kojarzą się absolutnie z niczym. Na początku wydawało nam się dziwne, że znaki zakazu parkowania nad miejscem oznaczonym wózkiem inwalidzkim posiadają tabliczkę z imieniem i nazwiskiem (Izan Ezik). Kiedy jednak coraz więcej z nich należało do owgo tajemniczego Izana Ezika, zaczęliśmy mieć wątpliwości. W końcu na jednym ze znaków pojawiło się równolegle hiszpańskie „excepto” (z wyjątkiem) i wszystko stało się jasne.
Wczorajsze zwiedzanie rozpoczęliśmy w Bilbao (po baskijsku Bilbo). Chciałam koniecznie zobaczyć Muzeum Guggenheima, przynajmniej z zewnątrz. Chciałam stanąć pod brzuchem słynnej gigantycznej pajęczycy (rzeźba Louise Bourgeois stworzona w 1999) i koniecznie chciałam pokonać ujście rzeki Nervión gondolą podwieszoną pod Most Biskajski. Wszystko się udało, chociaż zaparkowanie auta w pobliżu Muzeum Guggenheima graniczy niemal z cudem (naszemu Fredkowi, jako autu napędzanemu gazem, nie wolno wjeżdżać do zabudowanych parkingów piętrowych).
Bizkaiko Zubia, czyli Most Biskajski jest pierwszym mostem promowym na świecie i pozostaje najstarszą, ciągle działającą przeprawą gondolową. Powstał w 1893 r. Ma 160 m długości i 50 m wysokości. Do przęsła znajdującego się 45 metrów nad wodą podwieszono na długich linach gondolę, przewożącą jednorazowo sześć pojazdów i kilkudziesięciu pasażerów. Kursy są co 8 minut i trwają 1,5 minuty. My dostaliśmy się tam dosłownie z biegu, bo kiedy podjechaliśmy, zapraszający gest wskazywał nam ostatnie wolne miejsce w gondoli. Ani się obejrzeliśmy i byliśmy na drugiej stronie. Dopiero po zjechaniu na ląd mogliśmy się przyjrzeć konstrukcji.
Z Bilbao ruszyliśmy w dalszą drogę i całkiem niespodziewanie wyrósł nam na trasie baśniowy Butroiko Gaztelua (Zamek Butrón), jeden z najbardziej oryginalnych zamków w Hiszpanii. Wieże widoczne były z daleka. Nic dziwnego, z bliska budowla okazała się ogromna. Pierwotnie stała w tym miejscu średniowieczna wieża obronna należąca do rodu Butrón. Rozbudowywana przez lata, w końcu XIX w. osiągnęła swój obecny wygląd, wzorowany na zamkach bawarskich. Właściciel zamczyska nie zamierzał w nim mieszkać, chciał tylko stworzyć coś spektakularnego. I stworzył. Podobno Kate Middleton marzyła, by jej ślub odbył się właśnie tutaj. Obok, w nieco zdziczałym parku rosną tez wyjątkowe okazy drzew.
Ostatnią noc spędziliśmy nad oceanem i przez niemal cały dzień przemieszczaliśmy się jego brzegiem, ale nadszedł moment, że trzeba się było ostatecznie z Atlantykiem pożegnać. Zrobiliśmy to z przytupem, wybierając się na Smoczą Skałę z „Gry o tron”. Dwoje niepełnosprawnych dziadków. Jeżeli kiedyś przyjdzie Wam głowy taka wycieczka, wiedzcie, że nawet dojście do punktu widokowego jest wymagające. Wrócić jeszcze trudniej, a cała trasa oprócz ostrych zejść i podejść obejmuje też 237 wąskich kamiennych schodków. My mieliśmy już w nogach 177 stopni w Bilbao, podjęliśmy więc mądrą (moim zdaniem) decyzję, że z kamiennym mostkom i innym atrakcjom przyjrzymy się z góry. Bodek ochotę miał na nie ogromną, jednak rozsądek zwyciężył.
Smocza Skała (na zdjęciu) nosi karkołomną do wypowiedzenia nazwę Gaztelugatxe; po baskijsku „Skała Zamkowa" lub „Zły Zamek" i jest małą skalistą wysepką połączoną z lądem równie skalistą mierzeją, na której zbudowano skalisty most z dwoma łukami. Na samym szczycie wyspy znajdują się fundamenty zbudowanej przez templariuszy w IX lub X w. pustelni (Ermita de San Juan). Historia kaplicy jest bardzo burzliwa (m.in. splądrowana została przez brytyjskiego korsarza Francisa Drake'a). Ta, którą można oglądać dzisiaj odbudowana została po pożarze, jaki wybuchł w 1978 r. Gaztelugatxe ma oczywiście i własne legendy. Jedna z nich mówi, że wspinanie się po kamiennych schodkach ma zbawczy wpływ na płodność oraz niweluje migrenowe bóle głowy.
Z Gaztelugatxe droga powiodła nas przez najstarszą stolicę Kraju Basków, Gernikę (Guernica). Mówi się o niej, że jest miastem, które przeżyło własną śmierć, a dzieło Picassa „Guernica” uznawane jest za jeden z najbardziej poruszających obrazów w historii. 26 kwietnia 1937 r. (hiszpańska wojna domowa) Gernika zostało zrównane z ziemią przez niemieckie bombowce należące do faszystowskich sojuszników generała Franco. Był to pierwszy w historii przypadek unicestwienia z powietrza celu cywilnego. Nam od dziś będzie się kojarzyć z Gernikako Arbola, na którego poszukiwanie wyruszyliśmy i ze wspaniałą Salą Zgromadzeń w budynku Zgromadzenia Ogólnego, w którym urządzone jest małe muzeum (wstęp wolny).
Gernikako Arbola, po naszemu Dąb z Guerniki, to drzewo symbolizujące wolności baskijskie. Do dziś każdy lehendakari (szef baskijskiego rządu) składa pod nim przysięgę przed rozpoczęciem urzędowania („Stojąc na baskijskiej ziemi, pod Drzewem z Gerniki, przed Wami, przedstawicielami społeczności baskijskiej, wspominając przodków, z szacunku dla prawa obiecuję wiernie wypełniać moją funkcję lehendakari”). Pierwszy zapis o tym zwyczaju pochodzi z XIV w. Później kolejne pokolenia hiszpańskich królów i baskijskich przywódców ślubowały pod dębem przestrzeganie przywilejów tego wyjątkowo niezależnego narodu. Zasadzony przy budynku Zgromadzenia Ogólnego (Gernikako Batzar Etxea) dąb jest już czwartym z kolei. Sala Zgromadzeń, podobnie jak Sala Witrażowa zrobiły na nas ogromne wrażenie.
Wieczorem wjechaliśmy do Nawarry, a nocleg znaleźliśmy obok dawnej pustelni Ibernala (dziś hotel z restauracją) na zboczach Sierra de Code nad miasteczkiem Genevilla. Wieczór był chłodny.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>Prezydent w ministerstwie
Prezydent Gorzowa w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Z doświadczenia wiem, że najważniejsze są relacje bezpośrednie. Ustalenia, które zapadają wtedy ...
<czytaj dalej>