Szwecję opuszczaliśmy w ogromnej ulewie. Towarzyszyła nam w czasie rejsu na Bornholm, kompletnie rozmywając wszelkie możliwe widoki. Jak się przyczepiła, to puścić nie chciała nawet na Bornholmie (a mawiają, że to najbardziej słoneczna duńska wyspa) i trzymała się nas kurczowo jeszcze przez jakiś czas. Kompletnie jej nie obchodziło, że mieliśmy konkretne plany i trzeba je było zrewidować.
Zwiedzanie Rønne odłożyliśmy na wieczór. Na szczęście przypłynęliśmy tu raniutko, więc była szansa, że legendarne bornholmskie słońce zdoła jeszcze pokazać nam swoje oblicze. Ruszyliśmy do Hasle w nadziei, iż tamtejszy piętnastowieczny kościółek będzie otwarty dla zwiedzających. Nie pomyliliśmy się. Świątynia okazała się wyjątkowo skromna – i na zewnątrz, i w środku. Prosta bryła z granitowych ciosów została otynkowana i pomalowana na biało. Kontrastująca z nią czerwona sygnaturka (wieżyczka na dachu) ma konstrukcję szachulcową. Dobudowano ją w 1758 r. Sto lat później zastąpiono sklepiony sufit płaskim stropem.
We wnętrzu zachwyca misternie rzeźbiony ołtarz z 1510 r. (uważany za najstarszy na wyspie) i drewniana ambona z 1600 r. Wykonano je w Lubece. Ołtarz pierwotnie miał cztery skrzydła. Według tradycji jego ofiarodawcą był uratowany przez ludzi dobrego serca anonimowy żeglarz. Nieco młodszą ambonę w stylu renesansu flamandzkiego przywieziono natomiast z nieistniejącego dziś kościoła zamkowego w Hammershus. Najstarszym elementem wyposażenia, być może starszym od samego kościoła, jest kamienna chrzcielnica.
Kiedy opuszczaliśmy świątynię, deszcz był w odwrocie, a przynajmniej tak nam się wtedy wydawało, ruszyliśmy więc do portu w Hasle. Czytaliśmy wcześniej o nowej aranżacji portowego krajobrazu i wkomponowanym weń pływającym kąpielisku. Znając już niebanalne pomysły współczesnych duńskich architektów, po prostu chcieliśmy to zobaczyć. Ponowna ulewa ograniczyła niestety nasze możliwości poznawcze. Pobieżnie przyjrzeliśmy się nowej marinie, wokół której wybudowano rząd nowoczesnych, piętrowych domków. Zanim powstały, wywołały ostry spór pomiędzy mieszkańcami i władzami miasta. Każdy przedstawiał swoje racje, zwyciężyła jednak wizja napływu gotówki do miejskiej kasy. Jak można się domyślić , domeczki są prywatnymi apartamentami przeznaczonymi na wynajem.
Zanim schroniliśmy się w suchym wnętrzu Fredka, rzuciliśmy jeszcze okiem na wkomponowane w marinę kąpielisko. Wydzielono tam dwa niewielkie baseny obudowane dookoła drewnianymi podestami. Z nabrzeżem połączono je 25-metrową drewnianą promenadą, prowadzącą do łazienek, przebieralni i sauny. Nad wszystkim górują wielopoziomowe, też drewniane schody widokowe, na których można się również opalać. Konstrukcja ciekawa, ale tylko Bodek odważył się po niej przejść w ulewnym deszczu.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>