Trudno się było dzisiaj zabrać za pisanie. Człowiek (czyli ja) po podróży zawsze jakiś rozleniwiony i nie wie, za co najpierw się zabrać. Trzeba się wyspać (chyba mi się to nie udało, bo ziewam jak najęta), rozpakować (jeszcze nie zaczęłam), jakieś pranie wstawić (częściowo w realizacji), zakupy zrobić (już po), no i zabrać się za gotowanie obiadu, tym bardziej że Bodek już poleciał załatwiać sprawy.
Pomysł obiadowy podsunęli mi wczoraj po drodze redaktorzy, dyskutujący w radiu o tym, że ceny paliw rosną, a spadają ceny kurczaków i marchewki, w związku z czym najlepiej by było jeździć na rosół. No więc pyrkoce już pod pokrywką aromatyczny wywar, pralka sapie z rozkoszy, że wreszcie ją uruchomiono, doniczkowym kwiatkom wyraźnie podniosły się listki, a storczyki wręcz uśmiechają się z wdzięcznością, bo nakapałam im nieco odżywki (mają już bardzo ładne pąki kwiatowe). Czas zdać relację z dnia wczorajszego.
Kiedy wyruszaliśmy w drogę do domu, za oknem gwizdał wiatr. Dziś niewiele się w pogodzie zmieniło. Za domowym oknem również świszcze niezgorzej. Tylko słońce wstało pół godziny wcześniej, ale nie przygotowało nam na powitanie żadnego spektaklu. Ukryło się za gęstymi chmurami, przesuwając jedynie paluszkiem wskaźnik jasności otoczenia, a dokładniej wskaźnik jasności dookolnej szarości. Horyzont zamazany, siąpi, na szczęście z przerwami. Hmm… słońce chyba lubi, by o nim mówić, bo przed momentem zdecydowało się zaświecić na całego i nawet z tej okazji pojawiły się niebieskie łaty na dotychczas szarym niebie (dłuuugo dojrzewało do tego pomysłu; dochodzi 13:00).
Z wiatrem tośmy się wczoraj mocowali przez całą dwunastogodzinną podróż: 150 km przez Zelandię i na przeprawie przez cieśninę Wielki Bełt mieliśmy go prosto w nos, ale przynajmniej na Storbæltsbro (Moście Wielkiego Bełtu) nie bujało Fredkiem na boki. Przejazd po tym moście jest płatny, nas kosztował 275 koron duńskich (ok. 162 zł). O samym Storbæltsbro napiszę osobno, bo jest po prostu piękny i warto pokazać go na kilku fotkach.
Fionię przecięliśmy wzdłuż, cały czas pod hamujący nas wiatr. Na Półwysep Jutlandzki, czyli na stały ląd przedostaliśmy się po Lillebæltsbro (Moście Małego Bełtu). Przeprawa ma tylko 1.700 m długości, co przy 17 km nawierzchni mostu poprzedniego nie robi już wrażenia. Jest za to bezpłatna. Z boku można dojrzeć stary most drogowo-kolejowy (Den Gamle Lillebæltsbro). Jemu również warto poświęcić osobny wpis, więc mam już plan na kolejną historyjkę podróżniczą.
Po pokonaniu obu cieśnin znaleźliśmy się na stałym lądzie, ale wiatr niespecjalnie się uciszył. Przemieszczając się po drogach Jutlandii, zmieniliśmy kierunek jazdy na południowy, podmuchy zaczęliśmy więc odczuwać z boku. Naczepy dużych samochodów niebezpiecznie się przechylały, Fredkiem też nieźle szarpało. Bodek musiał mocno trzymać kierownicę, za to pojawiły się dłuższe przerwy w opadach deszczu. Postanowiliśmy wykorzystać okazję i zboczyliśmy z trasy, kierując się do Haderslev.
Pierwsza pisemna wzmianka o tej miejscowości pochodzi z 1200 r. Wtedy to – jak donosił Saxo Grammatikus w „Gesta Danorum” – „Harald Hildetand zabił króla Hadera w Jutlandii, gdzie nadal znajduje się miasto noszące jego imię”. Kościół z kamiennych ciosów stał tam już co najmniej od 50 lat, a osada była ważnym miejscem wymiany towarów pomiędzy Morzem Bałtyckim a Morzem Północnym. Średniowieczna sieć ulic w dużym stopniu zachowała się do dziś. Starówka i katedra piękne. Nagrobka głogowskiego księcia Henryka Rumpolda wprawdzie nie zlokalizowaliśmy, co było do przewidzenia, jednak nie żałujemy, bo odwiedziliśmy kolejny punkt związany z polską historią na ziemi duńskiej (kilka zdjęć w załączeniu). Zresztą, kiedy skręcaliśmy tu z głównej drogi, mijaliśmy drogowskaz z napisem „Bestseller 1 km”, a to już mówi samo za siebie.
Wiatr nasilał się z każdą godziną. Gdyby nie panamężowe ramię, pewnie zmiótłby mnie ze schodów prowadzących do haderslevskiej katedry.
Wyjeżdżając z Hundested, wiedzieliśmy już, że na popołudnie prognozowany jest tam sztorm, który może nagonić tyle wody do fiordów, iż jej poziom podniesie się nawet o 1,6 m. Gdybyśmy odłożyli wyjazd na późniejszą godzinę, pewnie mosty byłyby pozamykane, a my nadal – razem z rudymi mruczkami – oczekiwalibyśmy na zmianę pogody. Może nawet do przyszłego tygodnia…
Z Haderslev niedaleko już do duńsko-niemieckiej granicy. Po jej przekroczeniu czym prędzej nakarmiliśmy Fredka gazem. W Danii stacji paliwowych z LPG jak na lekarstwo, ale nie opłaca się ich szukać, bo gaz i tak w cenie benzyny. W przeliczeniu na naszą walutę, na tankowaniu we Flensburgu zaoszczędziliśmy 1,5 zł na litrze. Ze znaczących przepraw mostowych mieliśmy już tylko Kanał Kiloński, a potem wietrzysko duło nam w plecy. Można powiedzieć, że po niemieckich autostradach gnaliśmy na skrzydłach wiatru i w dodatku drogę oświetlał nam spoza chmur okrągły jak patelnia Wilczy Księżyc.
Zlokalizowana w północnej części Niemiec autobana A20 jest świetną, bardzo spokojną trasą w kierunku polskiej granicy. Nazywana jest Autostradą Bałtycką (Ostseeautobahn), Autostradą Nadbrzeżną (Küstenautobahn) albo wręcz Via Hanseatica, ponieważ łączy wiele miast należących kiedyś do Ligi Hanzeatyckiej (Hanza gromadziła w XIV-XV w. praktycznie wszystkie miasta pobrzeży mórz Północnego i Bałtyckiego). Ruch na niej nie jest specjalnie wielki, omijamy zatłoczony Berliner Ring, czyli zewnętrzną obwodnicę Berlina i wskakujemy do kraju w okolicach Szczecina, a stamtąd es-trójką już tylko niecała godzina do domu. W cieplejszych porach roku, kiedy dni są zdecydowanie dłuższe, odwiedzamy od czasu do czasu któreś z hanzeatyckich miast mijanych po drodze. Wczoraj jednak gnało nas do domu.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Nie daj się oszukać
Uwaga! Oszuści podszywają się pod Krajową Administrację Skarbową.
Ostrzegamy przed fałszywymi e-mailami, których autorzy podszywają się pod Krajową Administrację Skarbową.
Wiadomości wysyłane ...
<czytaj dalej>Trzech Króli z orszakiem
Objawienie Pańskie, zwane popularnie świętem Trzech Króli (6 stycznia), należy do najważniejszych obchodów świątecznych w ciągu roku liturgicznego. Podczas mszy ...
<czytaj dalej>Za to grozi kara
Weszło w życie ROZPORZĄDZENIE PORZĄDKOWE WOJEWODY LUBUSKIEGO w sprawie ograniczenia używania wyrobów pirotechnicznych na terenie województwa lubuskiego.
Zakaz używania wyrobów pirotechnicznych ...
<czytaj dalej>