Nadchodzi najbardziej wybuchowa noc w roku. Nawet jeśli coraz więcej miast zastępuje fajerwerkową feerię przestrzennymi pokazami laserów (chwała im za to) i tak będzie to głośna noc, dlatego pomyślałam, że zabiorę Was dzisiaj na wycieczkę po starej prochowni we Frederiksværku.
Frederiksværk to największe miasto półwyspu Halsnæs na Zelandii. Ma ok. 12,5 tys. mieszkańców. Otoczony pagórkami porośniętymi bukowym lasem, spleciony licznymi kanałami zarówno z Roskildefjordem, jak i z Arresø, największym duńskim jeziorem, wcale nie kojarzy się z pierwszą w tym kraju typowo przemysłową miejscowością, a jednak jest uważany za kolebkę duńskiego przemysłu. Dziś mówią o nim „mała Wenecja” (przez te kanały i liczne mostki), mówią też „miasto ze stali”, bo chociaż nie jest duży, pracują w nim aż dwie huty (walcownia stali i stalownia elektryczna). W 2007 r. został uznany za narodowy zabytek przemysłowy (Kulturarvsstyrelsen), jeden z 25 najlepiej zachowanych w Danii.
Jego historię doskonale określa nazwa. Friederichs Værck, czyli „dzieło Fryderyka” (dopiero z czasem ją uproszczono). Tym Fryderykiem był król Fryderyk IV, który chciał mieć w tym miejscu odlewnię armat, a wybudowany w latach 1717-1719 kanał łączący jezioro z fiordem, umożliwił wykorzystywanie w tym celu energii wodnej.
Kolejny król, Fryderyk V, podarował istniejący już młyn przemysłowy oraz spory kawałek gruntu Johanowi Frederikowi Classenowi i Justowi Fabritiusowi, którzy zbudowali tu nie tylko sporą odlewnię, ale też fabrykę prochu, dla tej drugiej zlecając wykopanie bocznej odnogi kanału. To wokół tej odnogi powstały młyny prochowe. Są wśród nich napędzane kołami wodnymi, są też napędzane elektrycznie (produkcji prochu zaprzestano w 1965 r.).
Na całym zbudowanym w latach 60. XVIII w. obszarze prochowni (Krudtværksmuseet) znajduje się szereg budynków przemysłowych. Jest piec na węgiel drzewny (1787), magazyn siarki i saletry, które wraz z węglem drzewnym stanowiły składniki czarnego prochu, jest suszarnia bawełny (1886), są dawne warsztaty i mieszkania dla robotników. Wynaleziona w 1846 r. bawełna strzelnicza stanowiła mieszaninę celulozy i kwasu azotowego. Wytwarzała dwukrotnie większe ciśnienie niż czarny proch, a jednocześnie zdecydowanie mniej dymu i osadu. Stosowana była do produkcji prochów bezdymnych.
W połowie XIX w. we Frederiksværku działały: odlewnia żelaza, fabryka maszyn (tutaj zmontowano pierwszą duńską maszynę parową), fabryka noży i szabli, fabryka prochu i walcownia miedzi oraz kilka mniejszych prywatnych firm od browarów, przez zakład kotlarski, po kuźnię narzędzi rolniczych. Do chwili zaprzestania produkcji w 1833 r. wyprodukowano tu 2500-2600 armat. Oprócz armat odlewano też kościelne dzwony. Jeden z nich wisi w stojącej nad kanałem miejscowej świątyni. Zaledwie 100 m dalej w dawnym arsenale mieści się niewielkie muzeum przemysłu (Arsenalet). Dawna odlewnia (Gjethuset) to dziś z kolei centrum kulturalne miasta.
Chociaż Frederiksværk nie należy do wybitnie turystycznych miejsc, a może właśnie dlatego, warto spędzić tutaj chociaż parę godzin. Dodam, że nie opisałam jeszcze wszystkich ciekawostek, więc pewnie będzie ciąg dalszy. Może nie od razu, ale będzie.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>