Skrzaty domowe występują w mitologiach wielu krajów. My nazywaliśmy je krasnoludkami, w Danii i Norwegii mówią na nie nisse, w Szwecji tomte, a w pozostałych krajach Północy (i nie tylko) jeszcze inaczej. Kiedyś zajmowały się głównie opieką nad domem gospodarzy. Były w tym naprawdę dobre. Jako zapłatę wystarczyło zostawić im na noc miseczkę owsianki. Szczególnie ważna była strawa wystawiana w noc przesilenia zimowego, najlepiej sowicie okraszona masłem. Legendy mówią, że dawne nisse nie tolerowały przeklinania i znęcania się nad zwierzętami. Potrafiły wtedy naprawdę solidnie narozrabiać. Zadowolone, dbały o czystość w domu i gospodarstwie, a nawet od czasu do czasu podrzucały jakieś drobiazgi… prosto z domu nielubianego sąsiada.
Szczególną ich odmianą, wyjątkowo aktywną w czasie adwentu, są julenisse (skrzaty bożonarodzeniowe). Pojawiają się wszędzie: w oknach domów, w witrynach sklepowych, na ulicach. Kilka, może nawet i kilkanaście lat temu zaczęły wystawiać swoje perkate nosy i bujne brody poza Skandynawię. Rozprzestrzeniły się po całej niemal Europie, jednak chyba jeszcze nie czują się tam tak pewnie, jak w domu, bo siedzą/stoją sobie spokojniutko, ciesząc oczy nowych gospodarzy. Ponieważ trochę już je poznałam, jestem niemal pewna, że cały czas dyskretnie obserwują otoczenie, a w głowach już im się roją przeróżne psikusy. Może jeszcze nie teraz, może nie w tym roku, ale wiedzcie, że nie ma na świecie większych od nich psotników. Jeżeli zauważycie, że dziwnym trafem stoją inaczej, niż je ustawiliście, to jest TEN moment. Oswojone z nowym miejscem julenisse zaczynają płatać figle.
Duńskie skrzaty są naprawdę psotne – a to zasupłają sznurowadła, a to spałaszują zostawione na talerzu ciasteczka, a to schowają skarpetę, którą właśnie zamierzaliście ubrać, a to poprzestawiają litery w pisanym akurat tekście lub przewrócą do góry nogami jakiś stołek. W kuchni zadbają o zakalec, schowają gdzieś najpotrzebniejszą miskę albo wałek do ciasta. Możliwości jest bardzo wiele.
W tym roku zepsuły nam zakwas buraczany, uprzejmie zrobiły to jednak na tyle wcześnie, że zdążyliśmy nastawić nowy. Rok temu dogadały się z telewizorem. Najpierw namówiły go, żeby się nie włączał, a kiedy zdecydowaliśmy się na ostatnią już próbę, kazały mu wygłosić komunikat: „Zostałem zaprogramowany tak, by nigdy nie kłamać”. Nie powiem, żebyśmy mu od razu i bez zastrzeżeń uwierzyli, ale gadający sprzęt solidnie nas zaskoczył. I tylko posiadujące tu i ówdzie skrzaty w spiczastych czapeczkach, których z roku na rok jest więcej – wyraźnie się uśmiechały.
Julenisse nie są złośliwe, one tylko lubią żarty. Byłyby idealne na prima aprilis, lecz wolą w przedświątecznym czasie pomagać Mikołajowi, a że mają sporą fantazję i przy okazji rozrabiają, to tylko dla rozrywki. Trzeba jedynie pamiętać, żeby najpóźniej w przeddzień Święta Trzech Króli schować je w miejsce, gdzie poczekają do przyszłego roku. Gdybyście jednak o tym zapomnieli, to lepiej ich w ogóle nie ruszać, nawet o centymetr, bo za zakłócenie spokoju potrafią się zemścić i będziecie mieli pod górkę aż do następnego adwentu.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>Prezydent w ministerstwie
Prezydent Gorzowa w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Z doświadczenia wiem, że najważniejsze są relacje bezpośrednie. Ustalenia, które zapadają wtedy ...
<czytaj dalej>