Do pięknego Arcos de la Frontera podchodziliśmy dwukrotnie. Właściwie raz podjeżdżaliśmy, bo próbowaliśmy dotrzeć Fredkiem do najstarszej części miasteczka, co nam się absolutnie nie udało, a drugi raz wdrapaliśmy się pieszo (ściślej – ja się wdrapałam) aż na najwyższy punkt Arcos, by stamtąd podziwiać okolicę.
Arcos de la Frontera jest typowym pueblo blanco. Ulokowało się na stromym występie skalnym nad Rio Guadalete. Guadalete z kolei to dawna rzeka graniczna pomiędzy terenami chrześcijańskimi a muzułmańskimi i stąd w nazwie miasta „de la frontera”. Hiszpańskie pueblos blancos (białe miasta) naprawdę lśnią bielą domów już z daleka, bo albo zbudowane są na szczytach wzgórz, albo schodzą z nich zboczami w kierunku dolin, przez co ich uliczki są strome i wąskie (maksymalnie dwa metry szerokości).
Ponieważ wyjątkowym zbiegiem okoliczności zostaliśmy zaproszeni na obiad przez mieszkające w Arcos tunezyjsko-hiszpańskie małżeństwo, po konsumpcji serwowanych przez gospodynię rarytasów i dla poprawy trawienia wybrałam się z gospodarzem i jego przyjaciółmi na spacer. Nawet moje inwalidztwo językowe (czyli kompletna nieznajomość jęz. hiszpańskiego) niespecjalnie mi wtedy przeszkadzało.
Sama pewnie zgubiłabym się w końcu w labiryncie uliczek, które – nie dość, że wąskie na szerokość dwóch mijających się pieszych (tylko jednoślady tamtędy jeżdżą) – to jeszcze na wielu z nich przeprowadzano akurat ostatnie przedsezonowe remonty. Moją nicią Ariadny byli jednak Jesús, Juan, Paco i Macarena. Odwiedziliśmy wszystkie dostępne punkty widokowe za wyjątkiem remontowanego właśnie balkonu Mirador de la Peña, byliśmy nawet w paradorze (hotel w zabytkowym budynku na szczycie wzgórza), gdzie wypiliśmy kawę z lodem i poczciwą aqua. Hotelowy taras zbudowano na krawędzi nadrzecznej skarpy o wysokości 150 m. Lepiej się nie wychylać.
Do kolejnego punktu widokowego – Mirador de Abades – szło się wąziutkimi brukowanymi uliczkami i przechodziło przez bramę, której nazwa mówi sama za siebie. Wypisane na niej hasło „Bésame en este Arco” znaczy po prostu „pocałuj mnie w tej bramie”. Dalej były już tylko trzy ławeczki, w tym jedna instagramowa, bo kolorowa i oznaczona hasztagiem #unbancoqueinspira (ławka, która inspiruje). Była też kolejna wspaniała panorama. Widać stamtąd dachy, rzekę Guadalete, kawałek Embalse de Arcos, czyli zalewu z zaporą oraz piękny zarys Sierra de Grazalema. O tych wzgórzach miejscowi mówią, że swoim kształtem przypominają damski biust.
Z uwagi na swoje strategiczne położenie, skarpa, na której powstało Arcos de la Frontera, była zamieszkana od czasów prehistorycznych. Rzymianie założyli tu kolonię Arcensinum, za czasów muzułmańskich przemianowaną na Arcos. Przez większą część XI w. ówczesna osada pełniła nawet funkcję stolicy samodzielnego, niezależnego królestwa taifickiego – Taifa de Arcos. W rękach chrześcijan od XIII w.
Miasto długo mieściło się w obrębie murów miejskich, tylko uliczki stawały się w nim coraz węższe. Dopiero w XVIII w. zaczęło schodzić ku rzecznej dolinie. Na szczycie wysokiego klifu została prawie nienaruszona starówka (Casco Antiguo). Jak się naocznie przekonałam, na plac koło paradoru, czyli na najwyżej położony punkt, można się jednak dostać samochodem (są tam nawet parkingi inwalidzkie), ale tylko wybranymi uliczkami i wtedy, kiedy nie ma tam remontów.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>