O Badalonie mawiają, że jest przedmieściem Barcelony. To spore przedmieście, prawie ćwierćmilionowe. Spędziliśmy tam jedną noc na miejskim parkingu. Nie było najciszej i w dodatku jakiś komar wprowadził się do nas na nockę. Zadziwiające, że właściwie przez całą ponad dwumiesięczną podróż niewiele mieliśmy do czynienia z uciążliwymi owadami. Tylko ten komar w Badalonie i muchy z Parku Samà w Cambrils (też z okolic Barcelony), które wiedzione nagłym impulsem bądź żądzą podróży, opuściły stadko osłów i wprowadziły się do naszego wehikułu. Niełatwo potem było ich się pozbyć. Najbardziej zatwardziałe, chowające się w zakamarkach samochodu, dotarły z nami prawie do Portugalii.
Rano wyruszyliśmy na poszukiwanie pomnika małpiszona, będącego od z górą 150 lat „twarzą” miejscowej fabryki anyżówki. Znaleźliśmy go na nadmorskim deptaku, pomiędzy ową fabryką o nazwie Anis del Mono a bardzo oryginalnym badalońskim molem, noszącym katalońską nazwę Pont del Petroli (Most Naftowy). Dzisiejsze molo powstało w 1879 r. jako pomost służący rozładunkowi produktów naftowych z tankowców. Od 2009 r., po przebudowie, stało się atrakcją turystyczną. Sięga 250 m w morze i ma 4,5 m wysokości. My niestety, nie skorzystaliśmy ze spaceru po nim, bo tak wczesnym rankiem było jeszcze zamknięte.
Uśmiechnięty małpiszon z pomnika ma twarz Darwina. Wpatruje się w trzymaną w wyciągniętej ręce butelkę anyżówki z własnym portretem na etykiecie. Za plecami ma mury fabryki, na których również jest pięknie odmalowany, ale na tych naściennych emblematach trzyma w dłoni zwój z napisem „Es el mejor. La ciencia lo dijo y yo no miento” („Jest najlepszy. Nauka to stwierdziła, a ja nie kłamię”).
Fabryka produkująca złocisty trunek została założona w Badalonie w 1870 r. przez braci Vicença i José Bosch y Grau. Ich nazwiska do dziś figurują na etykiecie, podobnie jak celowy błąd w słowie „destilación”, które występuje tam z podwójnym „l” (destillación).
Rzemieślniczy sposób produkcji nie zmienił się od 150 lat. Modernistyczny budynek kryje w sobie pomieszczenia do destylacji z ośmioma miedzianymi dziewiętnastowiecznymi alembikami (alembik=destylator) w stylu secesyjnym, gabinet dyrektora wypełniony jest meblami z epoki, zabytkowy wystrój posiada również archiwum. Wokół unosi się słodkawy zapach anyżówki, a fabrykę można zwiedzać w każdą trzecią niedzielę miesiąca (oprócz lipca i sierpnia).
Alkohol o nazwie Anis del Mono (małpia anyżówka) jest jedną z najsłynniejszych hiszpańskich anyżówek. Dlaczego „małpia”? Ponieważ na początku swojej działalności Vincenç Bosch otrzymał w prezencie (podobno biznesowym) małą małpkę, która podbiła jego serce. Swoją historię ma również charakterystyczna butelka z diamentowym szlifem. Inspiracją do jej powstania był… flakon francuskich perfum, kupiony dla żony w Paryżu. Lokalną ciekawostką natomiast jest używanie jej jako instrumentu muzycznego, ponieważ wśród bożonarodzeniowych tradycji regionu znajduje się… drapanie butelki Anis del Mono.
Vicenç Bosch był także propagatorem sztuki. W 1897 r. zorganizował pierwszy w Hiszpanii konkurs na plakat reklamowy. Wygrał go Ramón Casas. Charakterystyczny kształt butelki inspirował wielu kubistów. Jego urokowi poddali się m.in. Juan Gris, Pablo Picasso, Diego Rivera. Na początku XX w. tak często stanowiła motyw malarski, że amerykańska pisarka Gertrude Stein podsumowała ten fakt stwierdzeniem, iż kubizm powstał dzięki artystom patrzącym na rzeczywistość poprzez pryzmatyczne formy wyrzeźbione w butelce Anís del Mono. W czasach bardziej nam współczesnych hiszpańska anyżówka trafiła do filmów (np. „Ojciec chrzestny” Francisa Forda Coppoli czy „Donnie Brasco” Mike’a Newella z Alem Pacino i Johnny Deepem w rolach głównych).
Badalona jest świetnie skomunikowana z Barceloną, dojeżdża tu nawet metro (fioletowa linia L2). Stacja metra oddalona jest od nadmorskiej promenady o kwadrans marszu, ale już tory kolejowe biegną przy samym niemal morzu (pociągi jeżdżą co pół godziny). Tutejsze plaże nie są tak zatłoczone, jak w stolicy Katalonii.
Na nadmorskim deptaku Calle del Mar, popularnie zwanym Rambla de Badalona, obserwowaliśmy awanturujące się zielone papugi. Wyglądało to całkiem jak małżeńska kłótnia przy budowaniu gniazda. On miał własną wizję, ona chciała inaczej. Ilekroć próbował umieścić patyki według własnego zamysłu, ona wyrażała niezadowolenie, wrzeszcząc, ile sił w dziobie. Zabawne były.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>