Nie opuszczamy jeszcze północy Hiszpanii, ale opuszczamy Asturię. Dziś ponownie Kraj Basków i migawka z Bilbao. Bardzo chciałam zobaczyć Muzeum Guggenheima – bodaj tylko z zewnątrz – i tę ogromną pajęczycę autorstwa Louise Bourgeois, stojącą w jego pobliżu. Osobnym pragnieniem była przejażdżka, a właściwie przelot nad rzeką Nervión gondolą podwieszoną do Mostu Biskajskiego. Plan zrealizowaliśmy, a oto kilka szczegółów.
Bilbao (po baskijsku Bilbo) założono ponad 700 lat temu. Prawa miejskie otrzymało w 1300 r. i z racji korzystnego położenia u ujścia Nervión do Zatoki Biskajskiej oraz szlaku pielgrzymkowego św. Jakuba szybko zyskiwało na znaczeniu. Dzięki późniejszemu rozwojowi przemysłu metalurgicznego i stoczniowego stało się drugim ośrodkiem przemysłowym w Hiszpanii. Kiedy jednak w latach 80. XX w. obie dziedziny podupadły, miasto dotknął poważny kryzys ekonomiczny (bezrobocie sięgnęło tu 25%). I wtedy nastąpiło coś, co dziś nazywamy efektem Bilbao.
Jeżeli zapytacie o to wujka Google, odpowie, że jest to „fenomen społeczno-ekonomiczno-kulturowy, który powstał wraz z budynkiem Muzeum Guggenheima w Bilbao”. Nie jest to jednak takie proste, bo kiedy inne miasta spróbowały podobnego rozwiązania, nic z tego nie wyszło, ale każde z nich poprzestało na budowie jednego spektakularnego muzeum, które wprawdzie początkowo cieszyło się ogromną popularnością, jednak w końcu przestało przyciągać tłumy. Tymczasem w Bilbao przeprowadzono mnóstwo zmian. Milion turystów odwiedzających rocznie ich nowe muzeum spowodował, że zaproszono tu znane gwiazdy architektury, dzięki którym powstały efektowne budynki i mosty, zadbano o zabytki, zrewitalizowano dzielnicę przemysłową, usprawniono miejski transport (trzy linie metra), zbudowano lotnisko itd.
Dzisiejsze Bilbao kwitnie i zachwyca, a wzniesione z tytanu, szkła i kamienia Muzeum Guggenheima to jego wizytówka. Jedna z wizytówek. Mówi się, że z boku przypomina statek, a z góry kwiat lotosu. Nie dopatrzyłam się ani jednego, ani drugiego (może byłam zbyt przejęta), za to w otoczeniu tego fantazyjnego budynku nie trzeba się specjalnie rozglądać, żeby zobaczyć całą galerię plenerowych rzeźb. Są pierwszą ekspozycją i zaproszeniem do obejrzenia wystaw wewnątrz muzeum.
Zbudowana z 63 wypolerowanych kul statua autorstwa Anisha Kapoora (Wysokie Drzewo i Oko) odbija otaczający ją świat, z każdej strony i w każdym momencie inny.
Obok stoi ogromna pajęczyca z podbrzuszem wypełnionym kamiennymi jajami.
Za nią widać charakterystyczne czerwone pylony mostu La Salve, którym wracaliśmy na drugi brzeg, do zaparkowanego tam Fredka. Te pylony to także rzeźba (Czerwone łuki). Daniel Buren stworzył ją dla uczczenia dziesiątej rocznicy istnienia Muzeum Guggenheima. Obudowując rzeczywiste pylony mostu lakierowaną na czerwono blachą tytanową, stworzył coś w rodzaju portyku poprzedzającego główne wejście do przybytku nowoczesnej sztuki.
Bilbao nie narzeka na brak przepraw mostowych. Próbując znaleźć miejsce do zaparkowania Fredka, przejechaliśmy przez co najmniej pięć różnych, a z mostu La Salve, zwanego wcześniej mostem Księżniczki Hiszpańskiej, tego z czerwonym portykiem, widzieliśmy dwie kładki piesze: stalowo-szklaną o nazwie Zubizuri (Biała) i kładkę Pedro Arrupe, wyłożoną specjalnym antypoślizgowym drewnem brazylijskim oraz wyposażoną w urządzenia antywibracyjne. Po tej drewnianej nawierzchni przekraczaliśmy rzekę Nervión, idąc w kierunku muzeum. Jednak najbardziej zależało nam na zobaczeniu Mostu Biskajskiego, a gdyby udało się przedostać na drugi brzeg podwieszoną pod nim gondolą, to by już było naprawdę super. No i przelecieliśmy nad Nerviónem w takim tempie, że nawet nie zdążyliśmy się zastanowić.
Wpisany na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO Most Biskajski zbudowano w 1893 r. Był wtedy pierwszym na świecie mostem promowym i stanowił wzorzec dla innych, budowanych później w Europie, Afryce i obu Amerykach. Tylko on działa niemal nieprzerwanie do dziś (w 1937 r. został częściowo zbombardowany). Most ma w całości 160 m długości, ale dystans do pokonania pomiędzy dwoma brzegami wynosi 64 m. Na wysokości 50 m usytuowana jest kładka dla pieszych (wjazd windą). Dwa kratownicowe filary (wieże) mają po 61 m. Zawieszona na długich linach gondola może pomieścić osiem samochodów i po sto osób w każdej z dwóch kabin po bokach. Przejazd trwa półtorej minuty, a częstotliwość przejazdu – co osiem minut. Wpadliśmy tam znienacka, całkowicie się tego nie spodziewając, bez biletu. Chyba wszyscy oprócz nas mieli przejazdówki. My musieliśmy wysupłać gotówkę, bo kart kredytowych na pokładzie nie obsługiwano. Dopiero na drugim brzegu mogliśmy się naprzyglądać do woli.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>Prezydent w ministerstwie
Prezydent Gorzowa w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Z doświadczenia wiem, że najważniejsze są relacje bezpośrednie. Ustalenia, które zapadają wtedy ...
<czytaj dalej>