Moje roztrzepanie, żeby nie powiedzieć gapiostwo, przechodzi ostatnio samo siebie. Nie dość że w czwartek, jadąc w zaplanowaną ze szczegółami trasę, zapomniałam aparatu (a przecież wiedziałam, że w Henrykowie „lufa do zdejmowania szczegółów” będzie artykułem pierwszej potrzeby), to wczoraj zabrałam go, tylko… bez baterii. Do głowy mi nie przyszło, że nie wyjęłam akumulatorka z ładowarki, którą pieczołowicie zdążyłam już schować. I znowu podstawowym aparatem dokumentującym okoliczne wędrowanie był smartfon. Oczywiście, z konieczności. Dobrze, że
Hania ma głowę na karku i zdecydowanie lepszą ode mnie pamięć.
Tym razem nie wypuściłyśmy się daleko, raptem do Łanów, czyli jakieś 10 km od naszej bazy. Chciałyśmy na własne oczy zobaczyć miejsce, gdzie podczas pamiętnej powodzi tysiąclecia mieszkańcy nie dopuścili do wysadzenia wałów, pracując uprzednio przez trzy dni i noce nad ich zabezpieczeniem. Z 12 na 13 lipca 1997 r. przetaczała się tędy kulminacyjna fala o wysokości 724 cm. Sytuację przypomniał zeszłoroczny serial „Wielka woda”, trochę ją przy okazji koloryzując, ale to przecież nie był film dokumentalny, tylko fabularyzowana opowieść o walce z żywiołem z perspektywy największego dotkniętego nim miasta i dlatego nie wszystko się w nim zgadza z rzeczywistością.
Odwiedzone przez nas Łany to filmowe Kęty. Rok po powodzi postawiono w nich pomniczek stylizowany na bramę tryumfalną. Stoi na podwyższeniu, do jednego z filarów przymocowano tabliczkę z informacją o solidarnym oporze stawionym dwóm żywiołom: fali powodziowej i arogancji władzy oraz zaznaczono miejsce, do którego sięgnęłaby woda, gdyby wał został wysadzony. Wioska, choć nieduża, jest bardzo ciekawa i warto się po niej poplątać. Znajdziecie tam doskonale oznakowane pomnikowe dęby nazwane imionami królów, pomnik pierwszowojenny stojący między dwoma ponad stuletnimi lipami, budynek dawnej gospody strzeżony przez gadatliwego owczarka, któremu wolałyśmy ustąpić z drogi i parę jeszcze innych ciekawostek (z góry zaznaczam, że PKS Łany nie oznacza wcale przystanku autobusowego, tylko Piłkarski Klub Sportowy). Odwiedzając wioskę, trzeba także mieć świadomość, że większość uliczek kończy się po kilkudziesięciu lub kilkuset metrach i nawet jeśli Wasza mapa twierdzi co innego, pamiętajcie: wjazd i wyjazd tylko ulicą Odrzańską. Przećwiczyłyśmy wczoraj wszystkie warianty.
Ponieważ 813 lat temu uchwalono tzw. przywilej borzykowski, to jeszcze kilka słów o Borzykowej w woj. łódzkim (pow. radomszczański) – miejscowości, która wówczas była drugą parafią w Polsce, ustępującą wielkością tylko Krakowowi, a dziś jest wsią z niespełna 300 mieszkańcami. Na murze tamtejszego dziewiętnastowiecznego kościoła umocowano tablicę informującą, że właśnie tutaj 29.07.1210 r. odbył się synod prowincjonalny biskupów i zjazd książąt polskich. Było to niezwykle ważne wydarzenie, m.in. wprowadzające celibat wśród polskich duchownych. Przy okazji okrągłej rocznicy (w 2010 r.) przypomniano także zapis, zgodnie z którym proboszcz borzykowski nie musiał podporządkowywać się celibatowi oraz, że przywilej ten nadal obowiązuje (wprawdzie nikt z niego nie skorzystał, ale też nigdy nie został on uchylony).
Tekst i foto Maria Gonta
foto Hanna Kaup
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>