Deszcz usypiająco stuka o szyby już od wczorajszego wieczora. Pada dokładnie tak, jak powinien, powoli nasączając spragnione grządki i trawniki. Ma tak być jeszcze co najmniej do południa, tym bardziej więc pomysł pod hasłem "wtorek w Wojsławicach" okazał się strzałem w dziesiątkę. Nie mogłyśmy lepiej wybrać. Spokojna wędrówka po wyjątkowo pustym tego dnia arboretum była tym, czego potrzebowałyśmy do naładowania wewnętrznych akumulatorów. „Kawa, jogusie i agapantusie” – tak podsumowałyśmy pierwsze chwile. Niewtajemniczonym wyjaśniam, że jogusie to jogurtowo-jagodowe ciasteczka, a agapantusie to kolekcja agapantów (Agapanthus) prezentowanych w pięknych donicach na dziedzińcu w pobliżu wojsławickiej kawiarni.
Jak zwykle zachwycałyśmy się feerią barw, ptakami, motylami, tysiącami pasiastych zapylaczy, każdym kolorowym źdźbłem traw i wymyślnymi kształtami liści drzew. Tam po prostu nie można inaczej. Do szczytu kwitnienia przygotowują się właśnie hortensje oraz agapanty. Pewnie nie tylko one, jednak te zapamiętałyśmy najlepiej. Miejsca w szeregu ustępują im liliowce. Nie znaczy to wcale, że przekwitające rośliny nie są piękne. Ich więdnąca uroda jest niezwykle krucha, a przy tym taka nieoczywista, że chciałoby się je uwiecznić z każdej strony. Gdyby człowiek (czyli ja) potrafił malować, usiadłby tam ze sztalugami, a tak pozostał mu tylko obiektyw aparatu i smartfon na długiej tyczce, dzięki której owady nie uciekały od razu, gdzie pieprz rośnie. Zdjęć, jak zwykle po takiej wyprawie, jest ogrom. Każde wywołuje uśmiech, a selekcja – które wyrzucić, które zostawić – sprawia niemałe trudności.
Mało nam było kilkugodzinnej wędrówki po bajkowych ogrodach, wybrałyśmy się więc do odległych o kilkanaście kilometrów Bobolic, wsi w pow. ząbkowickim, która zwróciła naszą uwagę już rok temu ogromnym (jak na taką niedużą miejscowość) piętnastowiecznym sanktuarium. Wtedy nie udało się nam wejść do środka, a przylegający do świątyni cmentarzyk tylko rozbudził naszą wyobraźnię. Teraz, dzięki uporowi Hani, mogłyśmy zachwycić się barokowo-rokokowym wnętrzem. To miejsce zasługuje na osobny opis i zdjęciową prezentację, więc dyskretnie przerzucam się do następnego etapu wczorajszych wojaży, czyli do Przerzeczyna Zdroju, znanego skądinąd jako najmniejsze uzdrowisko w Polsce.
Przerzeczyn miałyśmy na swej trasie, więc postanowiłyśmy zajrzeć przynajmniej do parku zdrojowego. No cóż, strefa uzdrowiskowa wygląda na wymarłą, jednak we wsi znajdziecie prawdziwą perełkę. Jest nią miejscowy kościółek, już z daleka zwracający uwagę cebulastą wieżą. Z bliska, mimo że tynk na nim odrapany, spowoduje, że staniecie jak wryci. Takiej kolekcji renesansowych i barokowych epitafiów nie znajdziecie w zbyt wielu miejscach nawet na słynącym z ich posiadania Dolnym Śląsku. Jest ich tu około 60 – na zewnętrznych ścianach kościoła, na przykościelnym murze i murach otaczających cmentarz, podobno nawet na sąsiadujących budynkach, ale o tym, to już tylko przeczytałam po powrocie do domu. Tak to jest, jak się człowiek nie przygotuje przed wyjazdem. Miałyśmy wczoraj szczęście, bo i do tej świątyni udało się nam wejść. Wnętrze urody przecudnej. Nie wiadomo, w którą stronę obracać głowę. Miałyśmy wprawdzie przedsmak tego widoku, zaglądając wcześniej przez kratę, ale możliwość obejrzenia wszystkiego od środka jest nie do przecenienia.
Tekst i foto Maria Gonta
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>