6 lipca. W Sjötofta spało się świetnie. Szwedzi uwielbiają biwakowanie, więc na swoich kempingach takich domeczków do wynajęcia za naprawdę nieduże pieniądze jest sporo. Mają różny standard, bo w jednych jest prąd, woda i nawet mikrusia łazienka, a inne oferują tylko dach nad głową z piętrowymi łóżkami. W niektórych są toalety i prysznice w osobnym budynku, w innych są do dyspozycji jedynie sławojki i jezioro, ale i tak na nocleg w deszczowych okolicach nie ma nic lepszego.
Tym razem spaliśmy na prywatnym kempingu (Kvarnsjöns Camping nad jeziorkiem Kvarnsjöns) i polecamy go szczerze każdemu. Są tutaj cztery takie domeczki, spory teren do rozbicia namiotu – jeśli ktoś chce – jest też miejsce dla kamperów. Wiosną musi obłędnie pachnieć, bo rosną tutaj całe łany konwalii. Zając, taki rozbiegany wieczorem, przyszedł pod nasz domek na śniadanie. Były kuropatwy i inne ptaki. I cisza.
W Szwecji łatwo nocować na łonie natury pod warunkiem, że się jej nie niszczy i sprząta po sobie. Tu obowiązuje (i działa) tak zwane allemansrätten, prawo wszystkich ludzi do kontaktu z naturą, wynikające z przekonania, że człowiek jest integralną częścią przyrody i powinien mieć nieograniczony dostęp do korzystania z jej zasobów. Cywilizacja powinna z nią współistnieć, a nie rywalizować. Bez żadnych przeszkód można więc w tutejszych lasach zbierać grzyby i jagody. Nocowanie jest możliwe nawet na terenach prywatnych pod warunkiem, że nie będziemy ingerować w naturę, że nasza obecność nie przeszkadza właścicielowi terenu (warto się więc o to zapytać), no i że nie rozbiliśmy się obozem bliżej niż 150 m od domostwa. To samo prawo obowiązuje w Norwegii (allemannsretten) i w Finlandii (jokamiehenoikeus). Chociaż w Norwegii to już coraz trudniej znaleźć miejsce (przynajmniej na południu kraju), bo niemal cała wolna przestrzeń jest tam zabudowana.
Dzisiejszy plan obejmował trochę dłuższą trasę do pokonania, świadomie więc wybraliśmy drogę szybkiego ruchu. Zanim jednak do niej z naszych lasów dotarliśmy, znowu mogliśmy zachwycać się drewnianymi domkami w barwach tęczy. I kankami na mleko stojącymi na podjazdach. Zawsze w otoczeniu kwiatów.
Do Göteborga wjechaliśmy tylko po to, żeby zatankować LPG (ok. 5 zł za litr). Nie ma tu zbyt wielu stacji z gazem, a o tej krążyły legendy, że jest ostatnią taką przed Oslo, więc trzeba było zmodyfikować trochę trasę. Źle mówię, gaz na szwedzkich stacjach jest, ale nie LPG tylko CNG, a to duża różnica.
Nakarmiwszy Fredka, ruszyliśmy już prosto do celu, czyli do pocztówkowego Smögen. Po drodze mieliśmy dwa mosty. Pierwszy to Uddevalabron nad Byfjorden, będący jednym z najdłuższych szwedzkich mostów wantowych (1712 m). Po 30 km znowu zjechaliśmy na boczniejszą drogę i prawie od razu „fiordy zaczęły jeść nam z ręki". Gdyby nie deszcz, można by pstryknąć całą serię zdjęć (Ford nad fjordem, fiord z Fordem itd.), a tak podziwialiśmy jedynie widoki: skały, wodę i pasące się nad brzegiem krowy.
Przed kolejnym mostem, którym był czterystumetrowy Smögenbron, zatrzymaliśmy się na parkingu, z którego roztaczał się spektakularny widok na przeprawę, miasteczka rozłożone na obu jej brzegach, na wyspy Smögen i Hållö z archipelagiem Väderöarna w tle. Szkoda, że właśnie się rozpadało, bo spacer po skałkach coraz wyżej i wyżej do kolejnych ławeczek widokowych, stawał się niebezpieczny.
Słynne miasteczka Bohuslänu – Väjern, Kungshamn i Smögen – dają przedsmak Lofotów. Przyklejone do skał drewniane piętrowe domy z ozdobną oprawą okien i ładną snycerką na tarasach, balkonach i gankach. Kilometry drewnianych chodników wzdłuż nabrzeży portowych w wyrzeźbionych fantazyjnie przez naturę skalnych brzegach fiordu i w końcu wisienka na torcie – kolorowe domeczki Smögenbryggan. Nie dziwię się, że nazywają Smögen pocztówkowym miastem. Jest absolutnie urocze!
Pierwsze pisemne wzmianki o małej wiosce rybackiej noszącej tę nazwę pochodzą z 1594 r., ale dla turystyki została odkryta dopiero w 1918 r. przez szwedzkiego pisarza, kompozytora i piosenkarza Everta Taube. Żal tylko, że z pogodą nam się nie udało, a skoro tak już mocno się rozpadało, zdecydowaliśmy dojechać na miejsce kolejnego zaplanowanego wcześniej noclegu. Zostaniemy tu do piątku, więc opiszę je jutro.
Jeszcze tylko słowo o wspomnianym wyżej Bohuslänie. To kraina historyczna położona na zachodnim wybrzeżu Szwecji nad cieśniną Skagerrak, granicząca od północy z Norwegią. Nazwa krainy pochodzi od twierdzy Bohus.
Dziś mamy nadzieję na odrobinę lepszą aurę, bowiem wybieramy się oglądać petroglify, a ponieważ wieczorem będziemy świętować kolejne urodziny Bodka, absolutnie nie mogło go zabraknąć na fotografii.
Tekst i foto Maria Gonta
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>