20 czerwca. Wspominałam już, że północne wybrzeże Zelandii nazywane jest Duńską Riwierą. Sporo mieszkańców stolicy ma tutaj swoje sommerhusy (domki letniskowe), są też całe szeregi domków budowanych specjalnie pod wynajem. No i są piękne, oznaczone błękitną flagą plaże, należące do najbezpieczniejszych w całym kraju, ponieważ co kilka kilometrów znajdziecie tutaj niebieskie budki, w których w sezonie dyżurują ratownicy. To najgęstsza sieć takich stacji ratowniczych w Danii.
Dziś kilka słów o plaży w Liseleje, zaliczanej do najładniejszych i najszerszych w tej części państwa duńskiego. Wiem, że nie umywa się ona do plaż na północy Jutlandii czy chociażby tych z wyspy Romø, gdzie złotego piasku po horyzont, jednak nie tylko samo wybrzeże, ale i miasteczko ma niezaprzeczalny urok nadmorskiego kurortu.
Powstało w latach 1784-1787 z inicjatywy Johana Frederika Classena, założyciela pobliskiego Frederiksværka, pierwszego przemysłowego miasta w Danii. Z myślą o dostarczaniu żywności pracownikom tamtejszej prochowni i odlewni armat, Classen założył najpierw dwa gospodarstwa rolne Grønnæssegård i Arresødal (pierwsze nadal funkcjonuje jako wielka prywatna farma, w drugim działa hospicjum), a potem zlecił wybudowanie nad brzegiem Kattegatu sześciu domów wzdłuż nowo wytyczonej drogi. Na mapie oznaczył to miejsce jako Lise Leje (dosłownie dzierżawa Lizy), na cześć swojej pasierbicy Anne Catherine Elisabeth Iselin, którą nazywano Lise. Dwa domy przeznaczone były dla letników, trzy dla rybaków, jeden dla konnego strażnika, który patrolował ten odcinek wybrzeża w celu zapobiegania przemytowi.
Przez pierwsze sto lat miejscowość rozwijała się wolno. Była przede wszystkim wioską, zaopatrującą Frederiksværk i okolice w ryby. Dopiero na przełomie wieków XIX i XX rozpoczęto tu budowę pensjonatów (początkowo rybacy wynajmowali chętnym pokoje we własnych domach). Z chwilą doprowadzenia w pobliże linii kolejowej, pojawiły się też prywatne wille. Stawiali je mieszkańcy większych miast, szukający tu przede wszystkim ciszy i odpoczynku od zgiełku. Dziś wystarczy godzina, aby dotrzeć z Kopenhagi do Liseleje samochodem. Miejscowość reklamuje się złotym piaskiem, przejrzystą niebiesko-zieloną wodą, nasłonecznieniem większym niż w okolicach, chroniącymi przed wiatrem wydmami (nie ma zakazu chodzenia po nich i można się opalać w różnych grajdołkach), groblą z dużymi, nagrzanymi słońcem głazami przy plaży (dzieciaki lubią pośród nich łowić kraby) i w ogóle atmosferą jak za dawnych lat. Grobla jest jednocześnie osłoną dla wyciąganych na plażę łodzi, ponieważ Liseleje nigdy nie miało portu z prawdziwego zdarzenia. W miasteczku jest sporo klimatycznych knajpek, a w sezonie letnim organizowane są cykliczne imprezy. Poza sezonem jest zdecydowanie spokojniej i nie mniej pięknie.
Tekst i foto Maria Gonta
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>