30 kwietnia. Wczorajszy dzień nieco na luzie. Spaliśmy pod palmami, na dużym parkingu przy stacji paliw, czyściutkim, spokojnym (chociaż przy autostradzie i na obrzeżu miasta jednocześnie), dysponującym nawet prysznicem, nic więc dziwnego, że rano jakoś nie chciało się nam stamtąd zbyt szybko wyjeżdżać.
Miasto (Estepa) zaczarowało nas już wieczorem, kiedy do niego wjeżdżaliśmy, więc ucieczka stamtąd bez pożegnania byłaby niegrzeczna.
Bodek wybrał na chybił trafił jeden z licznych zabytków i oczywiście trafił w dziesiątkę.
Iglesia de Nuestra Señora De La Asunción (kościół Matki Bożej Wniebowziętej – patronki miasta) to prawdziwy klejnot hiszpańskiego baroku. Z zewnątrz niepozorny, dyskretnie wciśnięty pomiędzy piękne kamienice – Stary Szpital i Pałac Markizów Cerverales (Casa-Palacio de los Marqueses de Cerverales, z którego do świątyni można było wejść przez małe okienko w Kaplicy Dziewicy). Niespodziewanie udało się nam wejść do środka (wstęp 2€ na osobę) i ciągle pozostajemy po wrażeniem. Zafundowano nam oprowadzanie indywidualne, wprawdzie po hiszpańsku, ale jak już wspominałam, dzień wcześniej byliśmy w miasteczku czarownic…
W niektórych hiszpańskich kościołach ołtarz jest wielopoziomowy i rzec można, panoramiczny, z głębią, która ucieszyłaby fotografujących w 3D. Figura Maryi ma w nim swoją własną, mniejszą kapliczkę, wkomponowaną w główną nastawę ołtarzową i my w tej kapliczce także byliśmy!
Niesamowite wrażenie. Nie dziwię się, że tę świątynię nazywają hymnem do Najświętszej Panienki.
Z kaplicy ruszyliśmy na wzgórze San Cristóbal, na spotkanie z historią i jednym z najrozleglejszych andaluzyjskich widoków. Nie na darmo nazywają je balkonem Andaluzji. W pogodne dni widać stąd Sewillę (110 km), Kordobę (85 km), Malagę (100 km) i nawet szczyty Sierra Nevada, a my w dodatku spotkaliśmy tam Rzymian.
W dalszą drogę ruszyliśmy ok. 13:30. Za cel ustawiliśmy sobie El Rocio, podpowiedziane przez Kasię (
Katarzyna Maciantowicz) i naprawdę było warto, bo przenieśliśmy się nie tylko w czasie, ale i w przestrzeni. Tam rzeczywiście ma się wrażenie przebywania w Meksyku.
Wysypane złotym piaskiem ulice, samochody pozostawione na parkingach poza granicami miasteczka, bo tu tylko konie, wozy, białe domy, wielki kościół z ogromną muszlą nad wejściem nazywany pustelnią (Ermita de El Rocío), a tuż obok mokradła Doñany, największego parku narodowego Hiszpanii, w których brodzą flamingi i inne skrzydlate stworzenia.
Bodek podsumował to tak: „Mówili, że do Portugalii jest 2,5 tysiąca kilometrów. My mamy ich za sobą już 7,5 tysiąca, a Portugalia ciągle jeszcze przed nami. No, ale jak się jedzie przez Meksyk”.
Jest szansa, że dziś opuścimy Hiszpanię. Noc spędziliśmy w Huelvie, na parkingu koło jednej z marin. Przyjechaliśmy tu specjalnie dla monumentu Krzysztofa Kolumba, podarowanego miastu przez USA. Monument niestety jest szczelnie ogrodzony, ponieważ całą powierzchnię placu poddaje się akurat remontowi (do sezonu turystycznego jeszcze miesiąc), ale całe miejscowe nabrzeże prezentuje się pięknie. Granica z Portugalią za mniej więcej 40 kilometrów stąd. Zobaczymy, co przyniesie dzień.
Maria Gonta
Foto Gontowiec Podróżny
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>