18 kwietnia. Nie udało nam się wczoraj znaleźć satysfakcjonującego miejsca do spania, takiego gdzie można się swobodnie kokosić i do południa, więc pozbieraliśmy się raniutko i ruszyliśmy w kierunku Meridy. Po niespełna 30 km postanowiliśmy skręcić do Medellin i był to strzał w dziesiątkę. Nieduże miasteczko znane jest głównie z tego, że tu właśnie urodził się kontrowersyjny zdobywca Meksyku Hernán Cortés. Na ryneczku z fontanną pyszni się jego pomnik, a nad nim góruje XIV-wieczny zamek, rozbudowywany w kolejnych dwóch wiekach, a postawiony na ruinach mauretańskiej twierdzy z X w., która z kolei powstała na miejscu rzymskiego obozu warownego.
Tuż pod zamkiem zachowały się ruiny rzymskiego amfiteatru, są też pozostałości po tajemniczej cywilizacji tarteskiej (los Tartesios). Tartezowie zniknęli w tajemniczy sposób u schyłku VI w. p.n.e., ale Hiszpanie są z nich dumni, bo „coś tu było na długo przed Rzymianami”. Muzeum Archeologiczne w Madrycie ma nawet wydzieloną sekcję kultury tarteskiej. Ale wróćmy do Medellin. Ciekawym zabytkiem jest także kamienny most z XVII w., spinający brzegi rzeki Gwardiana, obok którego urządziliśmy sobie popas. Można tu swobodnie biwakować, podobnie jak na dużym parkingu na drugim brzegu rzeki (nawet kampery mogą tam stawać) oraz bezpośrednio pod samym zamkiem, tylko tam to już najprawdziwsza patelnia. Ani jednego drzewka, a temperatura wynosiła 34°C.
Są tam jeszcze trzy stare kościoły i jeden nowy. W jednym ze starych urządzono muzeum (niestety w poniedziałki zamknięte), a na dwóch pozostałych mieszkają sobie bociany. Najpierw usłyszałam klekot, potem zaczęłam je lokalizować. Naliczyłam co najmniej 20 gniazd, ale może ich być więcej, bo nie obchodziłam świątyń dookoła. Teraz już na pewno Medellin przestanie mi się kojarzyć wyłącznie z kartelem narkotykowym. Więcej powiem – będzie jednym z najfajniejszych wspomnień z tej wyprawy.
Kolejnym miejscem związanym z Rzymianami była Mérida, nazywana najbardziej rzymskim miastem w Hiszpanii. Miasto zostało założone w I w. p.n.e. Nazywało się wtedy Augusta Emerita, a zasiedlali je rzymscy weterani wojenni. Chcieliśmy obejrzeć Zespół Archeologiczny Meridy (Conjunto arqueológico de Mérida), w którego skład wchodzi kilkadziesiąt budowli z czasów rzymskich (teatr rzymski, amfiteatr, łaźnie, hipodrom, świątynia Diany i inne), ale uznaliśmy, że bilety po 26 € przekraczają nasze możliwości finansowe. Zdecydowaliśmy się tylko na bezpłatne obiekty i absolutnie nie czujemy się zawiedzeni. Może tylko troszkę brakiem możliwości wejścia do zamkniętego dziś muzeum, w którym zgromadzono najwięcej poza Włochami rzymskich zabytków. Osoby powyżej 65 roku życia mają tam bezpłatny wstęp, niestety w poniedziałki muzeum nie pracuje.
Akwedukt Cudów (Acueducto de los Milagros) miał kiedyś 12 km długości, dzisiaj zachował się szczątkowo, mimo to jego łuki wysokie na 25 m zasiedlone przez 10 bocianich rodzin robią ogromne wrażenie. Spod akweduktu wyruszyliśmy na Puerto Romano, czyli Mostu Rzymskiego. Dosłownie „na”, ponieważ urządziliśmy sobie po nim spacerek. To jeden z największych mostów rzymskich w Hiszpanii. Przylega do alkazaby – muzułmańskiej fortyfikacji z IX w. (najstarsza muzułmańska cytadela na Półwyspie Iberyjskim). Most ma 792 m długości, spina dwa brzegi znanej nam z Medellin Gwardiany (60 łuków), no i – skoro byliśmy przy akwedukcie i na moście – postanowiliśmy też zobaczyć miejsce, gdzie znajdowała się najstarsza w Europie tama i zbiornik wodny, niegdyś zaopatrujące w wodę rzymską Augustę Emeritę. Zapora Montijo to zapora grawitacyjna o wysokości od fundamentów 22 m i długości grzbietu 927 m. Oczywiście ta, którą oglądaliśmy, zbudowana została współcześnie, w 1954 r. Cieszymy się, że mogliśmy ją zobaczyć, bo mało kto do niej dociera. Przydały się nasze karty parkingowe, dzięki którym możemy docierać do miejsc o ograniczonych możliwościach dojazdu.
Kiedy ruszyliśmy w kierunku Sewilli, skusił nas drogowskaz kierujący do rzymskich term w Alange i tym sposobem trafiliśmy do kolejnej pięknej miejscowości z tamą i zbiornikiem o takiej samej nazwie. No i z ruinami zamku ponad nią. Chociaż w efekcie łaźni nie zobaczyliśmy, bo obecnie stanowią część sanatorium, i tak warto było tam zajechać. Są to gorące źródła lecznicze, które istniały już w czasach Trajana i Hadriana, w II w. n.e.
Na nocleg ulokowaliśmy się tym razem na kompleksowo zaopatrzonym parkingu Complejo Leo umieszczonym, jak to tutaj w zwyczaju, przy jednym ze zjazdów z autostrady pomiędzy Monetseiro a Santa Olalla del Cala (santa Olalla! Jak to pięknie brzmi). Są tu nawet pralki i dystrybutor LPG, tyle że zastawiony pachołkami i oklejony, ale widziałam gościa, który podjechał boczkiem (małe auto), odkleił nieco kartkę z dystrybutora i… zatankował.
Można powiedzieć, że wczorajszy dzień spędziliśmy w duchu dzisiejszego święta, bowiem mamy właśnie ustanowiony jeszcze w 1928 r. Międzynarodowy Dzień Ochrony Zabytków. Świętują także krótkofalowcy (Światowy Dzień Krótkofalowca – na pamiątkę utworzenia w 1925 r. międzynarodowej organizacji ruchu krótkofalowego), a w 2012 r. Sejm RP ustanowił na pisemną prośbę fundacji Ewy Błaszczyk „Akogo?” Dzień Pacjenta w Śpiączce. Kulinarnie i owocowo celebrujemy natomiast Dzień Banana. Można robić to z uśmiechem, w końcu często określa się go jako banan na twarzy.
Tekst i foto Maria Gonta
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>