18 kwietnia. Poniedziałek Wielkanocny to po prostu czas wyrażania radości, niekiedy w bardzo oryginalny, zawadiacki sposób. Nasz śmigus – dyngus jest znany właściwie w niewielu krajach, a i u nas stracił już swoją obrzędową moc.
Polewanie wodą jest dziś elementem zabawy wielkanocnej, kiedyś miało zapewnić urodzaj, zdrowie i… zamążpójście. O ile „w miastach oblewanie się wodą nie było powszechnie przyjętym”, o tyle na wsiach kawalerowie sowicie chlustali nią na panny, a te nawet specjalnie się nie broniły. Najbardziej ociekająca wodą mogła się z dumą uważać za najlepszą partię w okolicy, z kolei ta, której śmigusowania oszczędzono, marzenia o zmianie stanu cywilnego musiała odłożyć na kolejny rok. Co bardziej zdesperowane panny polewały wodą nawet własne kufry ze ślubną wyprawą.
„Gdzie woda się leje, tam dobrze się dzieje”. Gwarancję urodzaju dawało dzisiejsze święcenie nią zagonów. Moc obrzędu wzmacniano niekiedy wbijanymi w ziemię krzyżykami z palm wielkanocnych.
Oblewanie wodą było pewną formą zalotów, ale chodzenie po dyngusie też miało cel matrymonialny. W zamian za życzenia chłopcy otrzymywali od dziewcząt pisanki: zielona oznaczała nadzieję, żółta – definitywną odmowę, czerwoną dostawał ją wybranek serca, a brązowe wręczano po prostu starszym mężczyznom.
Nie zawsze i nie wszędzie „śmigano” wodą. Popularne było też smaganie wierzbowymi gałązkami, którymi zaklinano zdrowie oraz płodność („Krzak wikliny ciążę przyczyni”).
Wśród lokalnych zwyczajów związanych z Drugim Dniem Wielkanocy są małopolskie i wielkopolskie dziady śmiguśne (albo śmigustne), chodzenie z kurkiem w Polsce centralnej, oraz podkrakowski emaus i siuda baba.
Śmigustne dziady to albo przebrane w łachmany i bełkoczące niezrozumiale postacie, albo obnoszone po chałupach słomiane kukły, mające symbolizować legendę o powracających z tatarskiego jasyru jeńcach, którym w niewoli obcięto/wyrwano języki.
Z kurkiem, jako symbolem męskiej witalności, chodzono po dyngusie. Najpierw kogut był żywy, z czasem zastąpiono go drewnianą albo glinianą figurką.
Emaus to forma odpustu urządzanego w Poniedziałek Wielkanocny w niektórych miejscowościach Polski, Czech i Słowacji. Najbardziej znany jest ten krakowski.
Siuda baba natomiast to… przebrany za kobietę mężczyzna w postrzępionych szatach, wysmarowany sadzą, z kartoflanymi lub kasztanowymi koralami na szyi. Pojawia się tylko tego jednego dnia, tylko w regionie wielickim i za wszelką cenę stara się złapać oraz wysmarować jakąś dziewczynę.
Symbolizuje legendarną strażniczkę świętego gaju (znajdującego się tu jeszcze w czasach pogańskich), która przez cały rok miała obowiązek czuwać nad rozpalonym w ukrytej świątyni ogniem. Nie wolno jej było myć się w tym czasie ani przebierać, a opuścić gaj mogła tylko raz w roku, w celu znalezienia następczyni. Czy można się dziwić, że była wysmolona i zdesperowana, a dziewczęta uciekały przed nią z całych sił? Naznaczenie sadzą oznaczało „wysiudanie” do całorocznej ciężkiej pracy i to bez jakiejkolwiek możliwości odwołania.
Może kiedyś wybierzemy się na wielkanocny czas w okolice Wieliczki i zapolujemy okiem aparatu na tę malowniczą postać (oczywiście z bezpiecznej odległości), dziś życzymy wszystkim po prostu pogodnego świątecznego dnia z obrzędami lub bez. Radujmy się wiosną.
Tekst i foto Maria Gonta
« | maj 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 |