31 maja. Równo dwa miesiące temu wyruszyliśmy w kierunku Portugalii. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że dzisiaj wrócimy do domu – po przejechaniu zygzakiem Niemiec, Francji, Hiszpanii Portugalii, a potem znowu Hiszpanii, Francji, Niemiec i na końcu kawałka Czech. Ponieważ w poniedziałek byliśmy wożeni, czternastotysięczny kilometr stuknął nam dopiero wczoraj, gdzieś za Ulm. Jednocześnie zaczął się ten etap podróży, w którym mniej zwiedzania, a więcej trasy do pokonania i to niestety tej autostradowej, bo do domu jeszcze daleko, a do świętującej urodziny drugiego czerwca Marceliny, jeszcze dalej. Nie przeszkadzało nam to jednak notować w pamięci mijanych ciekawostek i mnóstwa związanych z nimi pytań. Sporo ich było, ale żeby nikogo nie zanudzać, przytoczę tylko trzy:
- Bingen - czy to TO Bingen od świętej Hildegardy? Okazało się, że nie, bo Hildegarda nad Renem urodzona, a miasteczko, przez które przejeżdżaliśmy, rozłożyło się niedaleko Dunaju.
- Jungingen natomiast od razu skojarzyło się nam z komturem, co to łupnia pod Grunwaldem dostał. No i chwilę później ukazała się naszym oczom wielka fabryka ozdobiona szyldem z nazwą "Ulrich". To nas upewniło, że pierwszy trop był właściwy. Miejscowość wspominana była pisemnie już w 1075 r. i rzeczywiście obaj von Jungingenowie, Konrad (pochowany w Malborku) oraz Ulrich (który zginął na polach Grunwaldu), mieli tutaj swój rodowy zamek. Zasług i bogactwa szukali jednak w Prusach, co nie wyszło im na dobre.
- Mijając Ingolstadt zastanawialiśmy się, czy jest ojczyzną Opli, ale pomyliliśmy się, bo produkuje się tu samochody Audi i tutaj także znajduje się muzeum Audi.
Ponieważ głównym celem wczorajszego dnia była wizyta w Aš, najdalej na zachód wysuniętym mieście Czech, więc i niemieckie drogi, którymi tam podążaliśmy, należały do tych rzadko przez nas uczęszczanych. Przez dwa miesiące jazdy z włączoną w GPS funkcją „unikaj dróg płatnych” odzwyczailiśmy się od jazdy autostradami (niemieckie są darmowe). Na bocznych drogach nie było tak tłoczno, a tutaj po poniedziałkowym święcie ruch wielki i nawet parkingi do granic możliwości zatłoczone, kiedy więc jakieś 200 km przed celem zjechaliśmy na dróżki Jury Bawarskiej i Górnej Frankonii, od razu poprawiły się nam humory.
Założone na początku XI wieku Aš leży w miejscu zwanym Ašský Výběžek (Cypel Aski), które z trzech stron graniczy z Niemcami: od północy i wschodu z Saksonią, a od zachodu z Górną Frankonią, wchodzącą w skład Bawarii. Nazwę miasta wywiedziono od lipienia (niem. Äsche), ryby która występuje w jego herbie i na fladze. Z pewnością była kiedyś jednym z bogactw tej ziemi. Dość późno tutaj dotarliśmy, więc nie zdążyliśmy spenetrować miasteczka, ale Bodkowy siostrzeniec, który zna tu każdy kąt, zaprowadził nas o zachodzie słońca w piękne miejsce o nazwie Rozhledna Háj u Aše. Stoi tam 34-metrowa wieża widokowa zbudowana z granitowych bloków w latach 1901-1903. Po 122 stopniach można się na nią wspiąć, by podziwiać rozległy widok. Sam szczyt Háj wznosi się na 758 m n.p.m. My tu jeszcze wrócimy, tym bardziej że niedaleko znajduje się tzw. trójkąt uzdrowisk, który tworzą Karlowe Wary, Mariańskie Łaźnie i Franciszkowe Łaźnie.
Tekst i foto Maria Gonta
Przebudują Ikara
Przetarg na przebudowę ostatniego etapu ulicy Ikara rozstrzygnięty.
Kolejna osiedlowa uliczka zostanie w pełni przebudowana. Nowa nawierzchnia ul. Ikara ułatwi codzienne ...
<czytaj dalej>Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Pielgrzymki
Tegoroczna piesza pielgrzymka powołaniowa odbędzie się w sobotę w sobotę 27 kwietnia.
Wyjście pielgrzymki na trasę z Paradyża do Rokitna nastąpi ...
<czytaj dalej>200 lat dla pani Zofii
Nieczęsto zdarza się, aby tradycyjnie śpiewane „sto lat”, z racji chwili, modyfikowano w sekwencji życzeń na lat „dwieście”. Tak właśnie ...
<czytaj dalej>