13XI2020.
Każdego roku o tej porze gorzowianie mogli uczestniczyć w tygodniowym święcie teatru. Niestety, rok 2020 nie zapisze w swoich kronikach tego wydarzenia. Spotkałam się więc z dyr. Teatru im. J. Osterwy
Janem Tomaszewiczem na rozmowie m.in. na ten temat. Zapraszam do lektury wywiadu.
BUDZĘ SIĘ, GDY SŁYSZĘ TRZECI DZWONEK
Rozmowa z Janem Tomaszewiczem.
Zacznijmy od ważnego dziś pytania. Jak zdrowie?
– Dobrze. Trzeba się pilnować, ale też nie dać się zwariować, bo musimy jakoś funkcjonować. To jest ta determinacja, żebyśmy mogli być aktywni.
Wirus pana nie dopadł i w związku z tym nie cierpi pan na bezsenność z powodu choroby, tylko?
– Ja nie wiem, czy nie dopadł. Byłem badany i wtedy nie stwierdzono u mnie pozytywnego wyniku. Ale czy w ogóle nie? Któż to może wiedzieć. A moja bezsenność dotyczy naszej pracy. Czekam z utęsknieniem na powrót Artura Barcisia, który miał wystawić spektakl „Świecie nasz” wg Marka Grechuty. Jeżeli nie będziemy mogli tego pokazać u nas widzom, to będziemy rejestrowali spektakl internetowo tak jak była robiona „Madame Pylińska”, by pokazywać przedstawienie z nieco innego, teatralnego punktu widzenia. Mam nadzieję, że to się pozytywnie zakończy i spotkamy się z widzami.
Grechutę planował pan wystawić teraz, a co na święta?
– „Opowieść Wigilijną”. Andrzej Ozga robi adaptację, Marek Zalewski pisze muzykę do piosenek. I od 16 listopada zaczynamy równoległą realizację tych dwóch projektów. Jest w tym prawie cały zespół, bo chodzi o to, by ludzie pracowali. Będziemy rejestrować, by spektakle prezentować on-line.
Działania on-line zmienią nas jako odbiorców sztuki?
– Jasne, że tak. To jest tak jak w pięknym wydaniu albumowym, oglądamy obrazy czy rzeźby wielkich mistrzów, a nie oglądamy ich bezpośrednio. One mają całkowicie inną wartość artystyczną niż najpiękniejsza reprodukcja.
Trudno będzie później przyzwyczaić widza do bezpośredniego kontaktu z wami?
– Widzów, którzy są – powiem to – zarażeni teatrem, nie. Ich się z tego nie wyleczy. Oni cały czas będą. Wczoraj po emisji „Tanga Piazzolli” ludzie pisali o pięknym odbiorze, ale dają nam znać, że tęsknią za teatrem. Natomiast boję się o młodego widza, który prowadzi zajęcia on-line i on-line będzie oglądał spektakl. Robert Gliński powiedział kiedyś: „Marzy mi się zrobienie „Makbeta”, ale musiałbym ciąć od morderstwa do morderstwa, bo to by inspirowało widza”. A więc nie dramaturgia, tylko jakiś socjotechniczny chwyt. I tego się boję. Będzie tak, że zatrzymam na sekundę projekcję, pójdę zrobić sobie herbatę, kanapkę, uruchomię platformę po raz kolejny i dalej będę siedział i oglądał. Z kolei w małych miejscowościach ludzie się cieszą, że ten teatr do nich dociera przez Internet, ale to powinno być uzupełnienie naszej działalności. Niestety, rzeczywistość jest jaka jest i musimy czekać na sprzyjające warunki. Ja nie tracę pogody ducha. Uśmiecham się, choć są chwile, gdy widzę napięcie w aktorach. Bo przecież jest czas produkcji, ale trzeba ją zamykać i pokazywać. Aktor musi mieć świadomość, że skończył pracę i ona będzie prezentowana. Może w innej formie, ale jednak. Dlatego cieszę się z akcji Urzędu Miasta z okazji 11 listopada, że opłacił nam spektakle: „Mury runą” i „Tango Piazzolla”, by ludzie mogli je spokojnie oglądać. To też jest forma reklamy naszego miasta, bo widzą to nie tylko gorzowianie. A czas jest ciężki dla wszystkich instytucji artystycznych i kulturalnych. To tak jak w pani przypadku, gdy pani pisze i dzieli się swoimi emocjami, oczekuje, że ktoś to przeczyta i też będzie się dzielił pani spostrzeżeniami czy sugestiami. Tak jest też w przypadku aktorów, scenografa, reżysera, muzyka. Chcą, by to zostało zauważone, poddane jakiejś dyskusji czy krytyce, ale żeby wokół tego coś się działo.
W minionych latach o tej porze, w smutnym listopadowym czasie, mieliśmy możliwość przeniesienia się do innego, piękniejszego świata w ramach Gorzowskich Spotkań Teatralnych.
– Pisałem o tym do pani Krystyny Jandy, że nie ma tych spotkań ze zrozumiałych względów, ale też nie umiem powiedzieć, kiedy będą.
Czego nie zobaczyliśmy w tym roku?
– Nie zobaczyliśmy „Boskiej” Krystyny Jandy właśnie, z Jerzym Stuhrem czy naszą Anią Iberszer, która w „Tangu Piazzolla” robiła choreografię. Nie zobaczyliśmy spektaklu, który jest drugą częścią po „Berlin czwarta rano”, czyli „Nowy Jork. Prohibicja” z Kacprem Kuszewskim i Kasią Zielińską. Nie przyjechał Teatr Kwadrat. Chcieliśmy pokazać „Komedę” i Lenę Ledoff, którą poznaliśmy w spektaklu „Madame Pylińska”. To wspaniała pianistka jazzowa, która grała też z naszymi gorzowskimi muzykami. Były rozmowy z Andrzejem Sewerynem o dramaturgii francuskiej…
Umowy są podpisane i niezerwane.
– Nie, bo jest zastrzeżenie, że z uwagi na koronawirusa obie strony akceptują zaistniałą sytuację.
Należy się spodziewać, że ten program zobaczymy za rok czy może szybciej?
– Ja bym chciał, żeby na wiosnę się udało.
Czyli wiosna będzie nasza?
– Tak jak w 1981 pisali na murach (śmiech). Właśnie spektaklem Artura Barcisia „Świecie nasz” mieliśmy rozpocząć Gorzowskie Spotkania Teatralne. Czekajmy cierpliwie. Zobaczymy, co będzie.
W tym koronawirusowym teatrze musimy odgrywać role zaledwie statystów.
– My naprawdę mieliśmy straszną sytuację. Wirus dopadł naszych pracowników nie na żarty, łącznie właśnie z Arturem Barcisiem, który strasznie przeszedł chorobę. Bardzo cierpiał, wręcz odchodził od zmysłów. Nie mógł oddychać, a na dodatek ma alergię oskrzelową. Ja cały czas tylko wysyłałem ludzi, by ze sobą się nie stykali, by nie było niebezpiecznych sytuacji. Na szczęście, chyba już najgorsze za nami i już prowadzimy próby spektaklu „Świecie nasz”, a od poniedziałku będziemy pracować z „Opowieścią wigilijną”.
Jak widziałby pan szansę na powrót, gdyby z końcem listopada można było rozpocząć pracę dla widza? Czy ten 25-procentowy zestaw pana urządza czy to raczej nieporozumienie?
– Ktoś podejmuje decyzję i za nią odpowiada. My się dostosujemy. Dla nas nawet 25 proc. to już jest radość i na pewno będziemy grać. Zresztą, przed zaostrzeniem tych przepisów mieliśmy w listopadzie grać te, które są teraz w Internecie. Część „Gwałtu, co się dzieje” była sprzedana w październiku i ze względu na koronawirusa i zachorowania, które nas nawiedziły, spektakl jest przeniesiony na koniec listopada, początek grudnia. Będziemy grać. Jak mówiłem, chciałbym zacząć od: ”Świecie nasz”, a potem dać „Opowieść wigilijną.” Czekam, by ktoś tylko powiedział, że wracamy do strefy żółtej czy nawet czerwonej, ale żeby dał nam możliwość otwarcia teatru. I my będziemy robić ten teatr. Teatr, który śni mi się w nocy i wtedy zrywam się, bo słyszę trzeci dzwonek. I to jest dla mnie najpiękniejsze.
Dziękuję.
Hanna Kaup
Oni tu zostają
„Zostaję!” to hasło nowej kampanii promującej Gorzów, która ma zwrócić uwagę na zalety naszego miasta, dzięki którym jest ono doskonałym ...
<czytaj dalej>Prezydent w ministerstwie
Prezydent Gorzowa w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Z doświadczenia wiem, że najważniejsze są relacje bezpośrednie. Ustalenia, które zapadają wtedy ...
<czytaj dalej>