Właściwie fakt, że amerykańska wokalistka Shaun Booker rozpoczęła swoim koncertem w Jazz Clubie Pod Filarami konferencję "Codzienność i powszechność muzyki a praktyki popkulturowej edukacji", to był przypadek, ale lepiej złożyć się nie mogło. W czwartkowy wieczór oczarowała publiczność, która jesiennie wypełniła gorzowski klub jazzowy. Jesiennie, to znaczy po brzegi.
O konferencji czytaj tu: http://www.egorzowska.pl/pokaz,kultura,8884,
Muzyka bluesowa ma swoich fanów, dlatego nawet w czwartek (25 października) Jazz Club Pod Filarami gościł komplet słuchaczy, którzy przyszli na koncert amerykańskiej wokalistki Shaun Brooker. W swojej drugiej podróży po Polsce zawitała do filarowej piwnicy i już od wejścia na scenę pokazała moc energii i żywiołu, które w niej żyją. A zanim na dobre się obudziły dla świata muzyki, drzemały w niej przez długie lata. W początkach XXI wieku kazały Shaun porzucić pracę korporacyjnej księgowej dorabiającej z zespołem na weselach i przyjęciach. Co ciekawe, profesjonalną karierę bluesową artystka rozpoczęła zaledwie sześć lat temu od występu w Kolumbii. To był pierwszy jej wyjazd poza Stany Zjednoczone.
Kiedy po wejściu na filarową scenę przedstawiła swoich muzyków: gitarzystę basowego Borisa Livchitsa, perkusistę Brandona Pettiforda i gitarzystę Noah Wotherspoona, dodała: - And I’m Shaun Booker, dammit! I to mocne powitanie wypowiada zawsze, niezmiennie podkreślając, że jest silna, intrygująca, zadziorna i absolutnie pewna tego, po co staje na scenie. Jaka jest naprawdę i co sobą przekazuje, to efekt życiowych doświadczeń, nie wyłączając domu rodzinnego i dziadków, którzy są dla niej ważni.
Na stronie Agencji Koncertowo-Wydawniczej Delta, która sprowadziła do Polski artystkę, czytamy o niej: "Pojawiając się na scenie, kompletnie ją dominuje, całą uwagę koncentruje na sobie, z łatwością dyrygując towarzyszącym jej zespołem. Nic dziwnego. Pochodzi z rodziny silnych kobiecych indywidualności. Jej babcia Beatrice (rocznik 1899) wychowała dziewięcioro dzieci, jednocześnie pracując na roli oraz dorabiając jako praczka i sprzątaczka w miejscowości Meridian w stanie Mississippi. To właśnie ta babcia przeprowadziła w 1950 roku rodzinę do stanu Ohio (gdzie Shaun mieszka po dziś dzień). - Wszystkie dzieci mojej babci zdobyły wykształcenie – mówi Shaun. - Ale też wszystkie ciotki i wujkowie potrafią pracować na roli i ubić wieprza, jeśli zajdzie taka potrzeba. Właśnie taką kobietą chcę być: gotową do wszelkiego rodzaju zadań. Tego się nauczyłam od babci. To od niej pochodzi moja siła.
Babcia dała jej siłę, zaś dziadek – muzyczne wykształcenie. Nieformalne, za to gruntowne: Shaun już jako trzylatka śpiewała w kościele. Gdy jako nastolatka zaczynała próbować sił na scenie, przyszło pierwsze zderzenie z brutalną rzeczywistością: pierwsza lekcja tego, jak showbusiness kategoryzuje kobiety zależnie od ich sylwetki i koloru skóry. Ponieważ jej skóra była zbyt ciemna, jedna z pierwszych wytwórni płytowych, do których Shaun zaniosła napisane przez siebie piosenki, oddała je do nagrania dziewczynie o jaśniejszej karnacji. To, bynajmniej, nie zniechęciło Shaun. Wręcz przeciwnie, złość działa na nią jedynie motywująco (...).
Shaun ma misję: przenosić swoją pewność siebie na przychodzące na jej koncerty panie. - Na kobiety nakłada się bardzo dużo oczekiwań. Część z nich nakładamy na siebie same, we własnych głowach: a to źle wyglądam w tej sukience, a to fryzurę mam nie dość dobrą. Moje przesłanie do nas wszystkich jest takie: nawet z nieułożonymi włosami i bez makijażu, ciągle należy nam się w układance świata godne miejsce. No i co z tego, że nas zobaczą w jeden z "gorszych" dni? Ja też czasami się nie maluję, tylko oram w ogrodzie. Uwielbiam to robić – nawet jeśli moje paznokcie są potem tak zniszczone, że w trybie alarmowym biegnę na manicure!"
Podobno o muzyce się nie dyskutuje. Muzyki sie słucha. To jasne, ale o osobowości, o atmosferze, którą tworzy w czasie występu, z pewnością można i trzeba. Dlatego odnotowuję, że czwartkowy koncert Shaun Booker był wydarzeniem, które przywołało w pamięci podfilarowe szaleństwo Erla Thomasa sprzed dwóch lat. Było wyjątkowe i energetyczne. A gdy Shaun zaśpiewała "Come Together" z repertuaru Beatlesów, ze słynnym i genialnie przez nią artykułowanym "szsza", część publiczności (w tajemnicy powiem, że to profesorowie biorący udział w konferencji) zrobiła głośny "stand up", za co otrzymała należne podziękowanie. Zresztą, artystka podziękowała wszystkim, przechodząc po koncercie przez salę. Rozmawiała z ludźmi, robiła sobie z nimi zdjęcia i oczywiście dała się namówić na bis, a już całkiem na zakończenie, podpisywała swoją płytę.
Właściwie powinnam już skończyć, ale przecież słowo należy się również zespołowi muzyków, którzy towarzyszyli wokalistce. Gdy wchodzili na scenę, wydawali się każdy z innej bajki, ale to jak zagrali, jak reagowali na prowadzącą koncert, nie budziło wątpliwości, że są najlepsi z najlepszych. Największe jednak wrażenie zrobił na słuchających gitarzysta Noah Wotherspoon, przy którym - jak miał ktoś powiedzieć - obecny na wieczorze Z. Marek Piechocki wydawał się niczym Schwarcenegger. Ale jak ten 36-latek o wyglądzie ucznia gimnazjum grał, co wyprawiał z gitarą? "Musiał się z nią urodzić" - powtarzali wszyscy zasłuchani w nadzwyczajne umiejętności muzyka.
I żeby nie przegadać, po prostu przypominam, przychodźcie do Jazz Clubu Pod Filarami, bo tam, mimo jesieni czy zimy za oknami, zawsze jest gorąca atmosfera.
Tekst i foto Hanna Kaup
Więcej zdjęć w galerii eGo FOTO:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2018-10-26_moc_energii_i_zywiolu_br_czyli_pe,
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2018-10-26_moc_energii_i_zywiolu_shaun_booker_,
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
« | maj 2024 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 |