W Gorzowie wakacyjne kwiatki kwitną w najlepsze, choć pewnie część z nich przejdzie do historii miasta jako chwasty lub osty, którymi można się boleśnie pokaleczyć.
Nie wiem, co to się dzieje w naszym miasteczku, ale coraz trudniej tu oddychać normalnym powietrzem. Gdzie człowiek nie zajrzy, gdzie ucha nie przytknie - ugór, chwastowisko i narzekania. Znaczy - nie widać dobrego gospodarza. Gdziesik on jest - jakby powiedzieli starzy górole - cosik tam majstruje, ale nijak to nie idzie ku dobremu.
Po hucznych dniach miasta zrobiło się jeszcze huczniej w dniach powszednich. Co by to było, gdyby to wszystko działo się w normalnych miesiącach, kiedy to normalny lud pracuje, a nie brzuchy wystawia do mizernego słońca nad morzem albo i w górach. No nie udźwignąłby biedaczyna, nie udźwignąłby. Choć podobno są tacy - z otoczenia gorzowskiego pryncypała - którzy twierdzą, że lud z niego zadowolony, że widzi zmiany na dobre, że jak chce disco-polo, to i ma, że gdyby teraz miały być wybory, to znów by wygrał. Nawet zapytała mnie o ten fenomen pewności jedna radna, mówiąc "To gdzie są ci ludzie? Gdzie oni żyją? Po lasach pochowani?"
Kobita sama nie z drugiego sortu myślowego, więc cosik jej tam o tumiwisizmie społecznym pogadałam - może ubierając to w delikatniejsze słowa - no bo jak pyta, to się staram; jęknęłam też o zaangażowaniu nielicznych, z którymi nieliczni się liczą, i umówiłam na jakieś wspólne działanie, bo ona jedna rolę radnej pełni, a ci, którzy mieli tu coś robić i wśród gminu na co dzień być, owszem byli, ale w czasie kampanii i to na płotach, a potem bezpowrotnie zniknęli - jak napisała na FB
Anita Łukowiak.
Ale a'propos radnej, to z nią związany jest największy chyba wakacyjny kwiatek. Otóż oberwało się jej od prezesa Stali
Ireneusza Macieja Zmory m.in. za "zbijanie kapitału politycznego" w temacie zaproszeń vipowskich na żużel, wydawanych radnym przez klub. W burzliwej dyskusji spodobał mi się głos "oskarżonej"
Marty Bejnar-Bejnarowicz, która - w odpowiedzi na komentarz prezesa mówiącego, że zaproszenia będzie rozdawał, bo radni powinni na żużel chodzić, by wiedzieć, co się na naszym Jancarzu wyprawia - na portalu społecznościowym napisała: "Radni powinni również chodzić do wszystkich przedszkoli, do wszystkich szkół, jeździć samochodem po wszystkich ulicach, jeździć rowerem po wszystkich ścieżkach, chodzić po wszystkich chodnikach. Być na wszystkich meczach i spektaklach teatralnych oraz w filharmonii. Spać w DPS-ach, dać dzieci do placówek opiekuńczych. Studiować w PWSZ, pływać Kuną, korzystać z pośredniaka, podpalić coś i sprawdzić, jak straż pożarna działa i czasem coś ukraść, by sprawdzić skuteczność policyjnego auta ufundowanego przez miasto. Od czasu do czasu mieć zawał i przetestować helikopter ratowniczy. Nie mówię już o testowaniu usług PWIK, bo do tego nie trzeba zachęcać."
Swoją drogą, nie bardzo rozumiem awanturę tylko wokół radnej, bo podobne stanowisko o nieprzyjmowaniu vipowskich wejściówek przesłali radni z Nowoczesnego Gorzowa.
Radna
Marta Bejnar-Bejnarowicz ma w miasteczku pod górkę, bo nawet nowy przewodniczący rady
Sebastian Pieńkowski (po tajemniczej zamianie miejsc z byłym, czyli
Robertem Surowcem, który został też wice w szpitalu) nie chciał udzielić jej głosu na minionej sesji, tłumacząc równie nieelegancko, co pokrętnie, dlaczego tego nie zrobił. Przypomnę, że sam został przewodniczącym na tej sesji, na której odwołano byłego - co nie jest zgodne z regulaminem. To są dopiero gorzowskie kwiatki.
Ale są też inne. Wraża redakcja - jak mawia
Renia Ochwat - wymyśliła, że zapyta, jak niektórzy widzą Gorzów za pięć lat. No i - jak można było przewidzieć - jedni panowie, np. dr
Piotr Klatta do niedawna prezes Lubuskiej Fundacji Zachodnie Centrum Gospodarcze (w czerwcu złożył wypowiedzenie), stworzył literaturę fantasy, bo chyba bycie chłopcem bardzo mu odpowiada.
I ja lubię pożartować, ale jeśli wciąż zabawowo będziemy podchodzić do swojej przyszłości i tracić czas na bajania - niektórzy szczerze wierzą, że da się je zrealizować - to nie przekona mnie nikt, że mieć będziemy lepiej ani za pięć, ani za dziesięć lat. Bo remonty dróg to zwyczajna kiełbasa dla psa, której skąpił przed laty temu miastu inny szef. O kwiatku pod nazwą: skumulowanie remontów w jednym czasie mówić szkoda.
Za to obecny szef sypie naszą kasą na lewo i prawo - i to bez konsultacji - bo on wie i wierzy w swoje idee. O pomyśle kupna, a później wrzucenia do starej Przemysłówki MOS-u i MCK-u nie będę rozważać. Jeśli cokolwiek tam miałoby być, to najwcześniej za dwa lata, bo całość trzeba gruntownie wyremontować. Tyle się różnej maści urzędnicy oraz petenci mordowali w różnych siedzibach, to kolejne dwa - do czasu realizacji konkursowego pomysłu przywrócenia urzędowi miasta obiektu po byłej komendzie policji - wytrzymają. Ale nie, szef wie i szef kupi, bo pewnie z Myśliborskiej będzie musiał się ewakuować.
Jest też ogólnopolski kwiatek gorzowski, czyli propozycja głosowania w konkursie na najbardziej ukwiecone miasto. Tak, tak. Gorzów - a właściwie jego władza za pośrednictwem swoich urzędników - zachęca do oddawania głosu na te kilka gazonów kwietnych, które pojawiły się w wojewódzkim mieście. Fakt, pięknie sfotografowane trzy donice zyskały 1266 głosów (dane z 13 sierpnia), ale cóż to znaczy wobec 3607 głosów z mieściny Jelcz Laskowice, 3520 z Kęt czy - uwaga! - 5505 Międzyrzecza. Trzeba dodać, że zdjęcia wyminenionych miejsc są niekoloryzowane i oddają prawdę. Ale gdyby tak przejrzeć foty innych kandydatów, to już miniaturowe w porównaniu z Gorzowem podwrocławskie Siechnice miałyby większe prawo do wygranej. Od Ustronia mogliby nasi uczyć się "tkania" kwietnych kobierców, a w kategorii donic znacznie lepiej wypada Myślibórz, bo ustawił je (w liczbie sporo większej niż my) według symetrii i spokojnej - odpowiadającej starej zabudowie miasta kolorystyki - a nie jak Gorzów swoje trzy w barwach disco polo. I jeszcze a' propos Gorzowa Wielkopolskiego. Taka ciekawostka. Stargard, który jakiś czas temu wyrzucił niechciany przymiotnik i stał się dla nas wzorcem, w konkursie widnieje jako... Stargard Szczeciński.
U góry Międzyrzecz, niżej Ustroń
Myślibórz
Jak to wszystko ogarnąć, to żartować się odechciewa. I żeby nie było, że to tylko ja taka marudna jestem, na zakończenie głos o Gorzowie
Adrianny Felickiej-Leon z FB: "Po wizycie w rodzinnych stronach z przykrością stwierdzam, że Gorzów, tuż po wjeździe do niego, to obraz nędzy i rozpaczy. Zaniedbane kamienice i budynki, chodniki, po których strach chodzić, nie mówiąc o jeździe wózkiem z dziećmi czy inwalidą, chwasty i trawniki, które nie widziały kosiarki od ubiegłego lata...szaro, buro i ponuro... SMUTNO. Czas najwyższy ściągnąć kolorowe okulary Drodzy Państwo!"
Do końca wakacji pewnie jeszcze nam zakwitną kolejne kwiatki, ale cicho, sza, bo zaraz w Gorzowie następna zabawa. A w Zielonej Górze na zakończenie lata...
Grzegorz Turnau...
Hanna Kaup
redaktor naczelna/wydawca
foto
http://plebiscyt.inspirowaninatura.pl