Kiedy oglądałem spektakl „My i Oni”, słuchałem Muzyki, która ilustrowała kolejne sceny, przypomniałem sobie, że kiedyś napisałem tekst, który mógłby być streszczeniem tego, co opowiedziano, pokazano. Po powrocie do domu poszukiwania, ponieważ nie pamiętałem tytułu.
Znalazłem:
Moje
W czterech ścianach niepokoju
czołgam się ja
człowiek nierozumny
niepojęty
By sobą być
krzyczę
obdzieram ze strachu resztki godności
zmartwychwstaję każdego dnia
pośród tłumu innowierców
taplam się w codzienności
przeklinam
demonstruję epileptyczne drgawki
i znów odradzam
się
sobą samym
dla siebie
Zupełnie nagi
Ocaleć, ocaleć, ocaleć
A więc najpierw jest spokój, trwanie w nim, czas melancholii, łatwych decyzji, marzeń, zaspokajania bieżących potrzeb, których niewiele (wystarcza miłość, bliskość drugiej osoby, przyjaciół). Pewnego jednak dnia następuje zmiana – nie od razu widoczne jej skutki. To awans zawodowy, społeczny, finansowy. I jego koło się zaczyna toczyć, jak po równi pochyłej. Praca, praca, praca… pieniądze, pieniądze, pieniądze… Bycie na górze, pośród takich samych jak ja – z wypasionymi samochodami, wycieczkami na Karaiby… i to trwa, trwa, trwa… Tracimy tych, którzy nie nadążyli. A ci, z którymi jesteśmy, zaślepieni nie widzą nas, ale nasze konto, nowy dom z wysokim ogrodzeniem i bramą na pilota.
Niektórzy budzą się, wielu nie!
W sztuce „My i Oni”, nastąpiło przebudzenie i ocalenie (tak odebrałem). Mało tego – jako pointę całości wymieniono błędy, jakie bohaterowie sztuki popełnili, co w wielkim skrócie powyżej.
Całość bardzo czytelna – zarówno grą aktorów jak i tekstami. Dialogi Kobiety i Mężczyzny (bardzo dobry zabieg autora scenariusza) jak w telefonicznych esemesach – krótkie, nasycone treścią. Podkreślone ruchem, mimiką, ograniem rekwizytów, stosownym dla chwili wolumenem głosu, ruchem scenicznym. Wszystko to, łącznie ze scenografią – tutaj znakomity pomysł krzesełek upośledzonych o brak jednego z podparć ręki – by partnerzy mogli być razem, blisko siebie, dało spektakl, który nie zanudził, był interesujący od pierwszej do ostatniej minuty. Tak, to był dobry czas!
Scenariusz napisał, wyreżyserował i zagrał rolę męską
Mikołaj Kwiatkowski. W roli jego partnerki, żony wystąpiła
Magdalena Kasperowicz. Młodzi, zdolni, chcący „robić teatr”. Nie wiem jaki, ale na pewno dobry, ciekawy, frapujący, z przesłaniem o tym co teraz ważne.
Scenografia, kostiumy moim zdaniem, adekwatne do opowieści. Ich Autorką
Joanna Sapkowska. Lustra. W nich można zobaczyć swoją prawdziwą twarz. Niewyimaginowaną w sobie.
Świetny, czasami zabawny, czasami groteskowy ruch sceniczny autorstwa
Bartosza Bandury, a kierownictwo muzyczne to grający na gitarze basowej
Mateusz Kwiatkowski. Z nim, na pianinie cyfrowym
Przemysław Kojtych-Kłysz, na gitarze
Michał Huryn i na perkusji
Karol Czesław Wiśniewski. Uważam, że utrzymali idiom, klimat, brzmienie, jakość Muzyki Pink Floyd. Jeśli mam być szczery, to sądziłem, że będzie jej więcej. No, ale to teatr, a nie filharmonia!
Pisałem późnym wieczorem, w sobotę 12 października 2024 roku
Zygmunt Marek Piechocki
foto Teatr im. J. Osterwy
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
14 października 2024 08:13, Marek Z. Piechocki
Czujesz się bezpiecznie?
Każdy gorzowianin może przyczynić się do zwiększenia bezpieczeństwa w naszym mieście wypełniając ankietę, przygotowana przez magistrat. Na Państwa pomoc i ...
<czytaj dalej>Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny
Pierwsze dni nadchodzącego miesiąca, a zwłaszcza uroczystość Wszystkich Świętych, obchodzona 1 listopada, oraz wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych, czyli tzw. Dzień ...
<czytaj dalej>