Rozmowa z prof. dr. hab. n. med.
Mariuszem Bidzińskim, ginekologiem-onkologiem, konsultantem krajowym w dziedzinie ginekologii onkologicznej, kierownikiem Kliniki Ginekologii Onkologicznej Narodowego Instytutu Onkologii im. Marii Skłodowskiej-Curie, Państwowy Instytut Badawczy.
Ile kobiet w Polsce rocznie słyszy diagnozę: rak jajnika?
- Mamy około 4 tys. nowo rozpoznanych zachorowań na raka jajnika, jajowodu i otrzewnej, z czego najwięcej przypadków dotyczy raka jajnika. Nowotwór ten dotyka głównie kobiet w wieku okołomenopauzalnym, a więc po 50. roku życia. Zdarza się jednak także u młodszych.
Co można dziś powiedzieć o leczeniu raka jajnika w Polsce?
- Mamy coraz więcej sukcesów, świadczy o tym statystyka przeżyć. Kluczowe jest wczesne postawienie właściwej diagnozy. Niestety, duża grupa kobiet trafia do lekarza w stanie zaawansowanej choroby, gdyż rak jajnika we wstępnej fazie nie daje objawów w dole brzucha, a raczej ze strony górnych pięter jamy brzusznej (np. niestrawność, wzdęcia), co utrudnia rozpoznanie. Warto pamiętać, że istotny dla lekarza jest wywiad rodzinny, czyli informacja o przypadkach zachorowań na nowotwory w bliskiej rodzinie. Chorobę rozpoznaje się za pomocą badań markerowych, ultrasonograficznych i obrazowych.
Kobiety obawiają sie wizyt u ginekologa-onkologa. Jak pozbyć się lęku?
- Ginekolog-onkolog to rzadka specjalizacja, w Polsce jest nas tylko 330, a np. ginekologów-
-położników – 7 tys. Strach nie powinien paraliżować pacjentek. Trzeba mieć świadomość, że idziemy do fachowca, który może nas uspokoić. A jeśli wykryje pewne nieprawidłowości, to pokieruje nas we właściwym kierunku. Do niedawna diagnoza „rak jajnika” brzmiała jak wyrok. Obecnie traktowany jest jako choroba przewlekła.
Jak się ją leczy?
- Głównym elementem pozostaje chirurgia, ponieważ około 70 proc. chorych stanowią przypadki zaawansowane, w których choroba wyszła poza obręb jajnika, a nacieki pojawiają się w różnych miejscach. Chirurgia pozwala na usunięcie widocznych zmian i daje możliwość rozpoznania histopatologicznego. Kolejnym etapem jest leczenie systemowe w oparciu o chemioterapię. Jest to skuteczna metoda – remisję uzyskujemy u około 80 proc. pacjentek.
Dla kobiet z mutacją w genach BRCA1/2 mamy w Polsce jeszcze refundowane podtrzymujące leczenie celowane, czyli inhibitory PARP.
Jak działają inhibitory PARP i jakie korzyści przynoszą pacjentkom?
- Komórka nowotworowa w wyniku leczenia chemicznego ulega uszkodzeniu. Ma jednak swoje mechanizmy reperacyjne, czyli enzym PARP (polimerazy poli-ADP-rybozy), który naprawia jej DNA. Jeżeli zablokujemy taki enzym, to komórka nie będzie w stanie odtworzyć mechanizmu naprawy i ulegnie trwałemu uszkodzeniu. Sukces terapeutyczny inhibitorów PARP jest bardzo duży.
Kobiety z mutacją genów BRCA1/2 stanowią kilkanaście procent ogółu pacjentek z rakiem jajnika. Dlaczego pozostałe pacjentki nie mają dostępu do tych leków?
- Inhibitory PARP są najbardziej skuteczne w grupie pacjentek ze wspomnianą mutacją genów. U pozostałych są mniej skuteczne. Ponieważ jednak u tych pozostałych także działają, w wielu krajach UE przynajmniej jeden z inhibitorów PARP (niraparib) został zarejestrowany jako lek podawany wszystkim chorym z rozpoznaniem raka jajnika w tzw. terapii podtrzymującej, czyli tam, gdzie uzyskano remisję po pierwotnym leczeniu. Trwają analizy ekonomiczne i wierzę, że wskażą one odpowiedni kierunek decydentom w zakresie szerszej refundacji. Inhibitory PARP są kolejnym przełomem w leczeniu raka jajnika i dobrze by było, gdybyśmy mieli w Polsce możliwości stosowania tych cząsteczek nie tylko u kobiet z mutacjami genów BRCA1/2.
Czego oczekują dziś w Polsce pacjentki z rakiem jajnika oraz medycy?
- Stworzenia dobrego systemu leczenia. Jako konsultant krajowy walczę o to, aby chore mogły trafić do ośrodków, gdzie szansa na optymalne postępowanie jest największa. Chodzi nie tylko o leczenie w odpowiednich sekwencjach, ale też o rozpoznanie, badania genetyczne i rehabilitację umożliwiającą jak najszybszy powrót do zdrowia i normalnego życia. Tej kompleksowości można się spodziewać tylko w wysoko wyspecjalizowanych ośrodkach referencyjnych ginekologii onkologicznej, jakie powstają na całym świecie (ang. Ovarian Cancer Units). Proces ten opóźniła pandemia, wkrótce go jednak wznowimy. Takie placówki są w Polsce częścią Narodowej Strategii Onkologicznej.
Jak będzie przebiegała współpraca tych ośrodków z innymi szpitalami?
- Ośrodki powiatowe mogą zająć się wstępną diagnostyką, a następnie kontaktować się z ośrodkami wyższej referencyjności, konsultując poszczególne przypadki. Chorzy z wysokim podejrzeniem onkologicznym trafialiby natychmiast do wyspecjalizowanej placówki. We wszystkich krajach, gdzie takie ośrodki już funkcjonują, odsetki przeżyć są znacząco wyższe. Dotyczy to nie tylko raka jajnika, ale i innych nowotworów.
Jak bardzo zmiana organizacji lecznictwa onkologicznego poprawi skuteczność leczenia raka jajnika w Polsce?
- Gdyby udało się stworzyć system, o jakim marzę, to ogólne wyniki statystyczne można by poprawić z obecnych 40–45 procent przeżyć na poziomie minumum 5 lat, do około 70 procent. Jest więc o co walczyć. Powinien też powstać u nas centralny rejestr raka jajnika, żebyśmy dokładnie poznali skalę problemu. Dane z Krajowego Rejestru Nowotworów (KRN) wskazują, że mamy około 3,5 tys. raków jajnika, a ze statystyk organizacji międzynarodowych wynika, że nawet 6 tys. Ta rozbieżność jest szokująca i uniemożliwia sensowne planowanie.
Pandemia pokrzyżowała plany corocznych ginekologicznych badań profilaktycznych. Czy pora już do nich wracać?
- Jak najbardziej. Namawiam wszystkie panie, aby raz w roku odwiedzały ginekologa i poddawały się badaniom nie tylko w kierunku raka szyjki macicy, ale i innych patologii narządu rodnego. Dzięki temu można uniknąć wielu problemów. Nie należy się obawiać zakażenia koronawirusem. Placówki ochrony zdrowia są dobrze przygotowane do tego, by bezpiecznie prowadzić działalność profilaktyczną i leczniczą.
Niedawno ukazała się książka z rozmowami pacjentek z rakiem jajnika. Wszystkie miały wznowy…
- Tylko 15 proc. kobiet z rakiem jajnika może liczyć na całkowite wyleczenie. U pozostałych po kilku czy kilkunastu miesiącach pojawia się kolejny incydent choroby. Możemy wtedy powtarzać różne elementy leczenia w różnych sekwencjach, w zależności od charakteru zmian. Znam pacjentki, które mają za sobą 7-8 cykli chemioterapii, ale nadal żyją! Uzyskujemy coraz dłuższe remisje dzięki temu, że stosujemy powtarzające się cykle leczenia. Najczęściej chemioterapię lub jej połączenie z chirurgią bądź radioterapią. Książkę oczywiście polecam. Jest dostępna na stronie: www.niebieskimotyl.pl.
Autoryzowany wywiad prasowy przygotowany przez Stowarzyszenie Dziennikarze dla Zdrowia w ramach cyklu debat eksperckich Żyć z rakiem jajnika. Jak motyl. Historie prawdziwe, objętych patronatem Polskiego Towarzystwa Ginekologii Onkologicznej oraz Stowarzyszenia Niebieski Motyl.
foto pixabay
Prezydent w ministerstwie
Prezydent Gorzowa w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
- Z doświadczenia wiem, że najważniejsze są relacje bezpośrednie. Ustalenia, które zapadają wtedy ...
<czytaj dalej>Tarasy jeszcze niedostępne
Woda w Warcie opada, odsłaniają się zalane tarasy. Niestety, ze względów bezpieczeństwa, nie mogą być jeszcze udostępnione.
Zdecydowała o tym ekspertyza ...
<czytaj dalej>Rozmowa z komisarzem Wojciechowskim
Komunikat w sprawie rolników.
Zgodnie z wczorajszą rozmową telefoniczną z komisarzem rolnictwa Januszem Wojciechowskim przekazuję, że na najbliższym i ostatnim w ...
<czytaj dalej>