
– Ja zawsze powtarzałem, że w remizie straszy, ale nikt mnie nie słuchał – mówi naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej Bogdaniec
Mariusz Kulesza. – Teraz jak się odkryło ten cmentarzyk, to okazało się, że miałem rację.
W Bogdańcu, po wielu latach starań, w tym roku rozpoczęto przebudowę i remont strażnicy OSP. Inwestycja podzielona na dwa etapy zakłada remont oraz rozbudowę istniejącej. Powstaną trzy garaże, stanowisko z myjnią, szatnie, pomieszczenia biurowe, socjalne i techniczne. Zostanie wykonana instalacja: wodociągowa, gazowa, kanalizacyjna, energetyczna, teletechniczna i wentylacyjna. Gmina pozyskała na ten cel niemal 5 mln zł dofinansowania z Rządowego Funduszu Polski Ład – Program Inwestycji Strategicznych. Termin zakończenia zaplanowano na 10 września 2026 r. Niestety, ta data może się oddalić, ponieważ wkrótce po rozpoczęciu kopania fundamentów dla nowej części strażnicy, budowlańcy odkryli szczątki ludzkich zwłok.
Spojrzeć historii w twarz
– Na dzień dzisiejszy mamy świadomość, że może to nieco wydłuży zakończenie inwestycji, ale nie specjalnie, bo już teraz mogą trwać prace remontowe starej części tam, gdzie szczątków nie ma – mówi wójt gminy Bogdaniec
Tomasz Kwiatkowski. – Oczywiście, ta odkrywka nas zaskoczyła, tym bardziej że nie ma nigdzie jakichkolwiek śladów mówiących o tym, że w tej części Bogdańca był cmentarz. O tym z drugiej strony, już ten ślad jest. To niezwykłe odkrycie, jednocześnie bardzo interesujące, ale też obciążające gminę, dlatego musimy się zmierzyć z sytuacją, która nas zaskoczyła 31 lipca, gdy musieliśmy spojrzeć historii prosto w twarz. Trzeba było zawiadomić odpowiednie służby. Przyjechała prokuratura. Na miejscu były prowadzone czynności dochodzeniowo-śledcze. Zabezpieczono szczątki ujawnione w trakcie czynności. Przeprowadzono postępowanie przygotowawcze, które zakończyło się umorzeniem z powodu braku znamion działania osób trzecich – podsumowuje wójt Kwiatkowski.
Od miesiąca na placu budowy pracuje grupa archeologów ze
Sławomirem Górką.
– Groby, które odkryliśmy, są na różnej głębokości, a pochówki – jeden na drugim. Najgłębszy grób ma ponad 2 m głębokości. Do tej pory wydobyliśmy 30 szkieletów, ale po stronie wschodniej będzie na pewno jeszcze z dziesięć. Są groby młodych dziewczyn, być może w okresie połogowym, jest grupa dorosłych osobników, są mężczyźni i kobiety, ale dziecięcych, wręcz niemowlaków, może być nawet połowa, więc to bardzo czasochłonna praca. Oczywiście antropolog ze stuprocentową dokładnością powie, który szkielet należy do kobiety, a który do mężczyzny. Poza tym w grobach są zachowane resztki ubioru, czyli tkaniny, którymi wyściełano trumny, jest fragment obuwia, oczywiście w formie szczątkowej, bo wszystko już się mocno rozłożyło, są koraliki szklane. Zachowały się też czaszki z pięknym uzębieniem. To oznacza, że nie było głodu ani chorób. Na coś oczywiście ludzie umierali, ale może potem przyszła jakaś choroba. Nie wiemy. Trzeba to sprawdzić. Tu wszystko jest do zweryfikowania, więc trzeba zrobić porządną kwerendę – podkreśla Sławomir Górka, który informuje, że wydobycie szczątków idzie zgodnie z procedurą, że prokurator, który zabrał część czaszek i kości, potem zwrócił je gminie. Pozostałe szkielety będą poddane badaniom antropologicznym w Szczecinie.
– Część kości już zostało pochowanych na cmentarzu na miejscu specjalnie wyznaczonym, ale jeszcze czekają gminę pochówki tych, które poszły do badania antropologicznego. Nie może tutaj dojść do zbezczeszczenia szczątków, dlatego musimy je pochować z godnością – podkreśla wójt gminy Bogdaniec Tomasz Kwiatkowski.
W remizie straszy
– Ja zawsze powtarzałem, że w remizie straszy, ale nikt mnie nie słuchał – mówi naczelnik Ochotniczej Straży Pożarnej Bogdaniec Mariusz Kulesza. – Teraz jak się odkryło ten cmentarzyk, to okazało się, że miałem rację. Trochę się śmiałem, bo nieraz jak tam się siedziało z wieczora czy szykowało jakieś dokumenty albo jak były jakieś wichury czy po prostu się dyżurowało, jakieś drzwi się otworzyły, a to coś trzasnęło, a to drzwiczki od zmywarki potrafiły się zamknąć albo otworzyć, wysunęły się talerze. Takie rzeczy się działy jak z horroru. Może nieczęsto się to zdarzało, ale co jakiś czas słychać było dziwne odgłosy, stuki, puki. Mnie się wydaje, że jest jakieś inne życie. Niektórzy ludzie w to wierzą, inni nie. Ja tam wierzę i wiem, że coś tam albo czuwało z nami, albo chciało nas przestraszyć lub ostrzec – dodaje M. Kulesza.
Co dziś wiadomo o pochowanych na nieznanym cmentarzysku w Bogdańcu?
– Wiemy na pewno, że – wbrew pojawiającej się opinii – nie są to ofiary NKWD (
Ludowy Komisariat Spraw Wewnętrznych radzieckiego aparatu państwowego, który odpowiadał m.in. za bezpieczeństwo wewnętrzne, policję polityczną i wywiad – dop. HK), którego oddział faktycznie przez krótki czas stacjonował w remizie po 1945 roku – mówi Sławomir Górka. – Możemy powiedzieć, że to zapomniany cmentarzyk, prawdopodobnie pierwszych kolonistów, którzy przyjechali tutaj w latach 1767-68, czyli w XVIII wieku, w związku z szeroko zakrojoną kanonizacją fryderycjańską. Wtedy to Fryderyk II osuszał Łęgi Nadwarciańskie i sprowadzał kolonistów, którzy przybyli tu i z Polski, i z głębi Niemiec. Dopiero 15 lat później wybudowano kościółek, wokół którego też oczywiście chowano zmarłych. Pytanie brzmi: Gdzie wcześniej, przez te 15 lat chowano zmarłych? Prawdopodobnie tutaj. Proszę też zwrócić uwagę, że jesteśmy na stoku. Po drugiej stronie jest cmentarz znany ze źródeł historycznych. Wiemy, że ten po północnej stronie drogi na pewno istniał już pod koniec XIX w., więc znów rodzi się pytanie: Co jest na południe? Oko ludzkie jest zawodne, ale niech mi pani wierzy na słowo, on jest z dwa metry wyżej. I kolejne pytanie dotyczy powodzi, które pewnie miały tu miejsce. Być może w XVIII-XIX w. cmentarzyk zalewało i dlatego na mapach końca XIX w. nie zaznaczono go. Ale może też źle szukamy? Może są jakieś mapy w Berlinie albo gdzieś na Zachodzie. Natomiast w dostępnych źródłach historycznych ten cmentarzyk nie jest zaznaczony.
Sprawą interesuje się też Towarzystwo Miłośników Ziemi Bogdanieckiej, ale – jak podkreśla regionalista
Eugeniusz Cytlak – jeszcze za wcześnie, by mówić o czymkolwiek. – To na pewno wymaga czasu – mówi.
Warto dodać, że nad grobami rósł dąb, wycięty w związku z inwestycją zgodnie z prawem na podstawie pozwolenia. – Centralnie pod nim było to cmentarzysko, więc on musiał być tam posadzony – dodaje Mariusz Kulesza.
Korzenie dębu rozsadziły trumny ze szczątkami i spowodowały, że te zostały poprzesuwane, a nawet uszkodzone. I to jest kolejna niewiadoma oraz zadanie do analizy. Jednym słowem w Bogdańcu pojawiły się kolejne tajemnice do odkrycia.
Tekst i foto Hanna Kaup
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć