W Cyklu "Dwie dekady Gorzowa" publikujemy rozmowę z
Jackiem Bachalskim.
Jacek Dariusz Bachalski – urodzony 29 XII1963 w Gorzowie. Tu kończył SP 3, Technikum Elektryczne, a w Poznaniu handel zagraniczny. Mgr ekonomii z trzema fakultetami, biegle nauczył się angielskiego przez roczny pobyt na stypendium.
Słowo o sobie…
- Jestem marzycielem. Pierwszym marzeniem było zostać piłkarzem, później piosenkarzem, a wreszcie przedsiębiorcą. No i politykiem też zostałem. Przedsiębiorcą dalej jestem. Ostatnie moje przedsięwzięcie biznesowe to Medi Raj, które w tym roku (2021 – dop. redakcji) kończy 10 lat. Swoją drogą, dopiero w lutym przestałem do niego dopłacać. Miałem fajne przygody z firmą językową. Wyedukowałem w całej Polsce 130 tys. ludzi, łącznie z takimi tuzami jak Tusk, Marcinkiewicz, Lubaszenko, Malajkat czy Pazura. Mam poczucie, że się przyczyniłem do podniesienia poziomu językowego naszych polskich VIP-ów. Gorzów to była ostatnia placówka, jeśli chodzi o ten biznes. Działałem głównie w Warszawie, w Poznaniu i na terenie dużych miast. Przez 20 lat dopłacałem do biznesu, ale udało mi się zarobić trochę pieniędzy jako deweloper. Jeszcze wcześniej byłem producentem trawy z rolki. Trochę udało mi się zrealizować projektów biznesowych. I byłem politykiem. Budowałem Platformę Obywatelską w lubuskim, ale przestałem się podobać Tuskowi i Schetynie, bo oni rzucali mi kłody pod nogi, a wspierali Bukiewicz, choć wiedzieli, że ona jest beznadziejna. Ale w polityce w Warszawie nie chcą mieć silnych przedstawicieli w terenie, bo oni są problemem dla nich. Ja nie byłem od nich uzależniony finansowo, nie dałem sobie skakać po pagonach za kilka tysięcy złotych. Do polityki jest negatywna selekcja. Nie trafiają tam ci, którzy mają odwagę i zdolności krytycznego myślenia. I po 7 latach, kiedy PO zaczęła wygrywać wybory, wyszedłem z niej. Byłem też dwa lata senatorem, póki nie rozwiązano Parlamentu, kiedy Tusk dogadał się z Kaczyńskim, by skrócić kadencję i już nie kandydowałem w kolejnych wyborach.
W Gorzowie startował pan na prezydenta w 2006 r.
- Ale przegrałem z Tadeuszem Jędrzejczakiem. Miałem 20 proc. i tego wyniku nikt już nie pobił. Zmieniłem też zdanie o nim, bo to był błąd, że dałem się wciągnąć w kampanię przeciwko niemu z racji tej afery budowlanej. To mój duży błąd, przeprosiłem go za to, bo uważam, że nie powinienem był w kampanii tak agresywnie go krytykować. To wyszło mi bokiem, bo w ciągu tygodnia poparcie spadło mi o 7 czy 9 punktów procentowych. Wtedy robiłem kampanię z Madejem przeciwko niemu. Jak się później okazało, Tadeusz nie został skazany. Musiałem przewartościować swój stosunek i później nawet startowałem na jego liście do rady miasta. Nie udało mi się wejść jednak.
Jakim miastem był Gorzów?
- Mam o tym wiele do powiedzenia, bo jak byłem politykiem, szczerze się interesowałem. Ważne jest, że po studiach w Poznaniu wciąż dzielę swój czas między Poznań i Gorzów, porównując te miasta. Gorzów nie wykorzystuje swojej szansy, niezależnie od tego czy prezydentem był Tadeusz Jędrzejczak, czy Jacek Wójcicki, czy wcześniej Henryk Maciej Woźniak. Najbardziej mi żal, że nie mamy uniwersytetu z prawdziwego zdarzenia, bo trochę się na tym znam. Dalej, jakbym chciał namieszać w województwie, to moim głównym celem byłoby zrobienie regionalnego uniwersytetu, niezielonogórskiego. Jak powstawało województwo, mówiliśmy o uniwersytecie lubuskim, ale Zielona Góra nas ograła. A przecież mamy predyspozycje, by był tu wydział prawa czy medyczny.
Nasze braki?
- Brakuje tu elit. A bez elit nie ma rozwoju. Jest paru ciekawych przedsiębiorców, ale każdy stąd ucieka. Na to też nie ma pomysłu ze strony władz. Tadziu miał fantazję – to trzeba mu oddać – i odwagę, ale może mu zabrakło czasu. Może ten ruch powojenny na stolicę w Zielonej Górze, bo my miasto robotnicze a tam inteligenckie? Tu nam zsyłali z PZPR-u działaczy, by rządzili miastem. Ale generalnie nie ma pomysłu na Gorzów, nie znaleźliśmy go. Ja nie miałem na to wpływu, bo nie udało mi się dostać do władz wykonawczych.
Plusy?
- Mamy fajną rzekę. Fajne połączenie ze Szczecinem, z Berlinem mniej, ale jesteśmy odwróceni twarzą do Niemiec i nie możemy budować miasta w oparciu o jedną Stal Gorzów. Nie ma tu fermentu, ludzie nie chcą debatować. To co organizowałem, cieszyło się średnim powodzeniem. Są osoby bardziej aktywne, jak np. Marta Bejnar-Bejnarowicz, ale to mało.
Stowarzyszenie S3?
- S3 buduję, bo marnowane są szanse na lepszy rozwój. Ale nie będę się już tak poświęcał. Będę racjonalizował swoje zaangażowanie.
Irytacje?
- Nie jest tak źle. To miasto stało się czystsze, a mnie strasznie męczy nieporządek. Trochę jest porządku w parkach, ale gdyby jeszcze uporządkować te poniemieckie kamienice, to by się tu lepiej oddychało. Mi potrzeba tlenu. Ja się cieszę, jak jadę do Poznania, bo tam mieszkam przy Cytadeli, w parku i chciałbym, żeby park Kopernika między Walczaka i Drzymały był zagospodarowany, oświetlony czysty. Jeszcze jedno mi nie pasuje, że jesteśmy tu wewnątrz bardzo skłóceni. Mnie to rozbija.
Przyszłość?
- Marzenie ściętej głowy, ale postawiłbym na naukę. Takie małe Cambridge. Mamy blisko Berlin, ale tu trzeba odwagi. Świetne warunki, sporo terenu, który jest tani, więc ściągnąłbym tu ludzi, którzy potrzebują estetyki, przyrody, ale też tych, którzy by chcieli tu na stałe osiąść albo wrócić z zagranicy, niechby przywieźli tu swoje dolary czy co tam mają, ja bym im stworzył warunki, a Gorzów mógłby być miastem seniorów bez wystających krawężników, z bezpiecznymi przystankami, ławkami, Internetem dla wszystkich, całą masą udogodnień infrastrukturalnych, które spowodowałyby, że starszy człowiek by tu się dobrze czuł. Ale musiałbym wygrać wybory prezydenckie, mieć przynajmniej dziesięć lat, żeby to zrobić. Chciałbym.
Dziękuję.
Ma być uczciwiej?
Duże zmiany w gospodarce śmieciowej szykują się w Gorzowie. Mówili o nich, na specjalnie zwołanej konferencji, prezydent Jacek Wójcicki, przewodniczący ...
<czytaj dalej>