
W przeddzień 27. Dnia Pamięci i Pojednania
Robert Piotrowski pokazał w holu Biura Wystaw Artystycznych 20 plansz przestawiających historię Gorzowa/Landsberga w XX wieku. Zatytułował je „Ikoniczny Gorzów”.
- Wiem, że nie da się całego Gorzowa zmieścić na 20 planszach, ale takie było założenie. 20 plansz na XX wiek. I jest to mój całkowicie subiektywny wybór – powiedział.
Na otwarcie wystawy zaprosił byłego pracownika Wojewódzkiej i Miejskiej Biblioteki Publicznej, dziś prorektora ds. kształcenia Politechniki Koszaliśnkiej dr. hab.
Krzysztofa Wasilewskiego, który odniósł się do tytułowego pojęcia „ikony”.
- Na ikonę trzeba spojrzeć jak na emocje. Mogą to być emocje dobre lub złe. I ta wystawa je wywołuje – wyjaśnił na wstępie, odwołując się choćby do warszawskiego ikonicznego Pałacu Kultury i Nauki, który powstał w konkretnym okresie politycznym i wciąż budzi różne emocje.
- Miejsca, które wywołują w nas emocje, pokazują, że miasto się zmienia – dodał. – A Landsberg i Gorzów to nie jest to samo miasto, choć zlokalizowane w tym samym miejscu. Ono zmienia się co kilka, kilkanaście lat i dziś jest zupełnie inne. Budynki pojawiają się i znikają, zmieniają się też nasze emocje. To, co tu dziś widzimy, to jest subiektywny wybór i każdy z nas pewnie wybrałby co innego, bo to, co dla jednych jest ikoną, niekoniecznie dla innych też nią będzie.
Dr hab. Krzysztof Wasilewski proponuje traktować zaprezentowany wybór Roberta Piotrowskiego jako drogowskaz wyznaczający kierunek rozwoju miasta i określający tożsamość mieszkańców. – Ikony są łącznikiem miasta dzisiaj z tym, jakie było dawniej i jakie będzie w przyszłości. Są bardzo potrzebne, bo bez nich miasto przestanie być przestrzenią wywołującą emocje, a zostanie zwykłym miejscem, które składa się z budynków, placów i ulic, ale nic nie wnosi. Warto na tę wystawę spojrzeć właśnie z tej strony, jak na kierunek, w którym powinno się rozwijać – mówił.
Projekt historyka i regionalisty Roberta Piotrowskiego został zrealizowany w ramach stypendium prezydenta miasta.
– Początkowo założyłem, że powinno być 10 niemieckich i 10 polskich tablic, po czym okazało się, że niektóre ikony są po prostu polsko-niemieckie. Interesowałby mnie ciąg dalszy, bo fajnie byłoby więcej wykopać samego Landsberga, a tu pociągnęły mnie własne wspomnienia, nostalgia czy osobista chęć przepracowania tych wspomnień. Na tej wystawie tylko sugeruję, ile dziś w Gorzowie jest Landsberga, którego my nie pamiętamy, ale starsi ten ciepły Landsberg jeszcze zastali, w nim mieszkali i wzrastali. Więc chciałbym pokazać, ile jeszcze elementów z tego przedwojennego miasta odgrywa w Gorzowie jakąkolwiek rolę.
Robert Piotrowski zaznaczył, że w Gorzowie jest jeszcze wiele takich miejsc czy tematów nie tylko z powojennego czasu, ale całkiem współczesnego.
– Bo chociażby lata 90. są zupełnie nieobecne, jeśli chodzi o ich dokumentację, a zasługują na nią, bo tak naprawdę one teraz najbardziej odchodzą. Przykładem niech będzie choćby ta parterowa bankowa część Przemysłówki, która całkowicie zniknęła cichcem, a poprzez siedzibę banku i swój wystrój była jakąś ikoną czasu przełomu transformacji w Gorzowie. Tego w ogóle nie znamy i nie pamiętamy. Nie wiem, czy się wstydzimy tych sławnych szczęk nad Wartą, ale to też był Gorzów. I tam spędzaliśmy dużo czasu. Mieliśmy też własne marki. Chociażby Mars czy jeszcze niedawno Strywald były znane daleko poza Gorzowem – wyliczał.
Plansze prezentujące ikoniczny Gorzów to kreacja własna autora wystawy. Zaopatrzone są – poza zdjęciem głównym – w dodatkowe elementy charakteryzujące obiekty oraz w cytaty z różnych źródeł. – Pochodzą z książek, które mnie na co dzień otaczają, więc są pod ręką i mogłęm do nich sięgać. Sam byłem zaskoczony, jak apetycznie i często trafnie współcześni potrafili nazwać te miejsca.
Na wystawie zobaczycie więc m.in. wspomnienie o pomnikach miasta, fontannach, Stilonie, Łaźni Miejskiej, katedrze, Silwanie, śródmieściu.
Krzysztof Wasilewski zapytany, czego jemu brakuje wśród zaprezentowanych ikon, powiedział:
- Szczerze mówiąc, nie zadałem sobie tego pytania, bo wiele jest elementów wspólnych, ale myślę, że Warta mogłaby tu bardziej wybrzmieć. To miejsce, wokół którego miasto się zaczęło, zostało zbudowane na rzece i ona jest jego elementem. Mimo jego zmienności, Warta pozostaje niezmienna. Trwa i wyznacza kierunek rozprzestrzeniania się miasta, więc warto byłoby pomyśleć o rzece jako elemencie, który może stanowić fundament tożsamości Gorzowa. Mieszkam teraz w Koszalinie, gdzie największa rzeczka Dzierżęcinka jest wielkości Kłodawki i dopiero uświadamiam sobie, jak ważna była i jest Warta w życiu gorzowian – podkreślał. – Sam podział miasta na tę stronę i Zawarcie czy Zamoście – różnie nazywane – to dla mnie element, który je lokuje na mapie. Gdyby był Gorzów nad Wartą, jasno by to wskazywało, gdzie funkcjonuje. Warta to też pamięć o mieście, które kiedyś korzystało z rzeki, miało stocznię i statki. Co prawda teraz nie spełnia tej samej roli, ale może symbolicznie dawać pewien klucz dla Gorzowa.
Wystawę w BWA można oglądać do 27 lutego. Robert Piotrowski chciałby, aby plansze nie trafiły do niego na przysłowiowy pawlacz, ale jeszcze w Gorzowie zaistniały, by żyły i zaczepiały, wzbudzały ciekawość, by tę serię kontynuować.
Tekst i foto Hanna Kaup
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć