czwartek 17 kwietnia 2025     Klara, Robert, Rudolf
eGorzowska - internetowy dziennik Gorzowskiej Agencji Dziennikarskiej
szukaj    szukaj szukaj
Hanna Kaup BLOG

« powrót
Nie jesteśmy podróżnikami (2)
eGorzowska - 14839_DpfUOX0JxgKBQGRZwyTU.jpg

W związku z zakończeniem projektu „Łączą nas ludzie i miejsca w podróży” oraz faktem, że nie wszyscy mogli dostać biuletyn, publikujemy materiały, które zostały tam zamieszczone. Dziś druga część tekstu o Marcie Wrzask i Jarosławie Woćko, którzy rok spędzili w Stanach Zjednoczonych. Wydawnictwo ukazało się przy wsparciu finansowym Urzędu Miasta Gorzowa Wielkopolskiego.

Część pierwszą przeczytasz tu: https://www.egorzowska.pl/pokaz,hanna_kaup,14820,


345 DNI RAZEM
To niełatwe być z kimś na kilku metrach kwadratowych 345 dni w dzień i w noc. Szczególnie, gdy ta noc trwa 16 godzin. I jakoś ją trzeba przeczekać, bo z zasady Jarek i Marta nocą nie podróżują. W Meksyku ostrzeżono ich, że to niebezpieczne, ale nie ze względu na jakichś uzbrojonych zbirów, tylko dlatego że tam na drogach – nocą słabo oświetlonych – leżą… krowy. Dzikie zwierzęta też. I oczywiście – podobnie jak w Polsce – może się zdarzyć podpity człowiek. Ale wszystkie wątpliwości co do bycia ze sobą non stop, rozwiały wcześniejsze dłuższe podróże testujące. Dowiodły, że nic nie stoi na przeszkodzie, by razem ruszyć za ocean. I ruszyli.

Marta
– Jak tam gdzieś o 16.00 czy 17.00 robi się ciemno, to koło 20.00 patrzę na zegarek i myślę, że trzeba iść spać. Ale nie chcemy też się zbyt wcześnie kłaść, bo i tak nocą wstaniemy. Na wyjeździe w Europie jest lepiej, bo mamy Kindla i papierowe książki, więc każdy sobie coś czyta. Ale w podróż amerykańską papierowych nie braliśmy. Przewodniki owszem, bo są potrzebne. I jak jest Internet, to jakoś wieczór przelatuje, ale jak go nie było, to zawsze mogłam obrabiać swoje foty. Pasją Jarka jest wspinanie, dla mnie to aktywność, którą bardzo lubię, ale żeby pasja, to nie. Natomiast ja mam fajny kawałek swojego świata pt. Fotografia. Więc nawet jak jesteśmy razem, ja w ten swój świat wskakuję. Lubię też spędzać czas sama ze sobą. Mi nie są potrzebne jakieś specjalne fajerwerki. Najlepiej usiąść w kąciku i poobserwować. Oczywiście, jakieś zapalniki się zdarzały, ale jesteśmy zgraną parą, swoje fochy pokazaliśmy już w poprzednich małżeństwach i szkoda nam czasu na kłótnie, obrażanie się czy milczenie, bo to jest po prostu bez sensu. Tylko trzeba mieć tego świadomość. Dużym doświadczeniem była dla nas pandemia, która pokazała, że to co sobie zaplanujesz i wymyślisz, to na zasadzie: Powiedz Panu Bogu o swoich planach, to umrze ze śmiechu. To jedno. Drugie, że w międzyczasie bardzo się pochorowaliśmy. W trakcie pandemii przeszliśmy ciężkie choroby i to też pokazało, że możesz sobie planować, co chcesz, a wychodzi, jak wychodzi. Trzeba się cieszyć, więc na tym wyjeździe myślałam, że jak coś mi nie pasuje, to nie ma co się nad tym zatrzymywać, bo za godzinę nie będzie to miało żadnego znaczenia.

Jarek
– Stany i Kanada to nie jest Europa i trzeba wiedzieć, że tam Internet bywa w aglomeracjach, które omijaliśmy. Czasami w ogóle nie mieliśmy dostępu do sieci przez kilka dni, więc specjalnie zjeżdżaliśmy do większej miejscowości, stawaliśmy pod marketem, robiliśmy zakupy i wtedy było wszystko: jedzenie, gotowanie, mycie w toalecie i Internet. Dosyć długo żyliśmy w tym czasie poza światem wirtualnym. A w Stanach wcale to nie jest oczywiste, bo oni pierwsi wynaleźli i wprowadzili Internet, więc mają mocno przestarzałą infrastrukturę.

NAJWAŻNIEJSZE
Każdy ma jakieś priorytety w podróżowaniu. Dla jednych to komfort, dla innych pieniądze, dla jeszcze innych – zaliczanie jak największej liczby miejsc. Co jednak, gdy hamują nas ograniczenia i lęki.

Marta
– Przede wszystkim się nie bać. Mieć otwartą głowę. Nie stwarzać sobie na starcie problemów. Ja w ogóle mało bojaźliwa jestem. Bardziej bałabym się sytuacji niezwiązanych z podróżą, np. kiedy wybuchła wojna w Ukrainie. A ważne jest – i o tym się przekonałam w tej długiej podróży – żeby umieć się przełączyć i zostawić wszystko za sobą. Miałam z tym problem. Przed wyjazdem w ogródku posadziłam 120 krzewów róż. Bardzo lubię nasz ogród, drzewka, winogrona. Na ryneczku zaczynały się nowalijki, fasolki szparagowe, a my jechaliśmy i dla mnie bardzo trudne było odcięcie się od tego wszystkiego. O ogród dbała nasza przyjaciółka Katia, ale i tak martwiłam się trochę, co zastaniemy po powrocie. Teraz, gdybyśmy mieli pomysł na dłuższy wyjazd, byłoby to łatwiejsze, bo po przyjeździe okazało się, że nic się nie zmieniło. Jest tak, jak było. To też pokazuje, że nasze poczucie sprawczości jest trochę przeceniane, że życie tam, gdzie nas nie ma, toczy się poza nami.

Jarek
– Inna sprawa, że ja tyle jeżdżę po świecie, bywałem i w Jemenie, i w Pakistanie, wśród takich ludzi, którzy chodzą z karabinami, przeżyłem różne historie także w najwyższych górach, więc chyba uodporniłem się trochę na strach. I tak naprawdę w tej chwili boję się tylko sytuacji, kiedy ktoś mierzy do mnie z broni i nie wiem, co mu w głowie siedzi. A poza tym, nie ma sensu przejmować się sprawami, na które nie mamy wpływu. W 1996 siedziałem parę dni w więzieniu w Tanzanii z Arturem Bryknerem. Była za nas wyznaczona nagroda. Aresztowali nas w górach, bo weszliśmy nielegalnie na szczyt Kilimandżaro. A przecież nie pojadę na Kilimandżaro, żeby wchodzić na wierzchołek w trampkach z plecakiem i przewodnikiem. Więc poszliśmy z całą grupą turystyczną i później się urwaliśmy. Uważam, że nie zrobiliśmy źle, bo nikt (w moim przekonaniu) nie ma prawa pobierać opłaty za wchodzenie na jakąkolwiek górę. A w Nepalu, Indiach, w Pakistanie, wykupuje się pozwolenie na wyjście na szczyt. Za to nie dostaje się nic. To kasa, dla kasy. Osobno opłaca się tragarzy, wnosi opłaty środowiskowe, za wywożenie śmieci. I my tej opłaty na wejście nie uiściliśmy, ale nie dlatego, że nam było szkoda pieniędzy, ale dlatego że na wspinanie się na Kilimandżaro (poza wyznaczonymi szlakami) trzeba uzyskać pozwolenie przynajmniej dwa miesiące wcześniej. To bardzo dużo papierkowej roboty, a ja dwa miesiące przed tym incydentem nawet nie wiedziałem, że na Kilimandżaro pojadę. Dołączyłem do składu w ostatniej chwili z góry założonym zamiarem, że będziemy się wspinać najtrudniejszą drogą. No i jak nas aresztowali, to potem Janek Palejczyk z kolegami przyjechali i nas wykupili.

NIEBEZPIECZEŃSTWA

Wyzbycie się lęku nie oznacza oczywiście, że w świecie nie czekają na nas niebezpieczeństwa.

Jarek

– Kiedy na naszym amerykańskim wyjeździe byliśmy w Kanadzie, mieliśmy tam przez dwa dni najwyższą temperaturę 38,5°C. Do tego doszły płonące lasy, zadymienie, smród. I kiedy chcieliśmy zaliczyć swoje punkty zaznaczone na mapie, musieliśmy używać aplikacji, która informowała nas o pożarach i o tym, które drogi są pozamykane. Śledziliśmy je na bieżąco, żeby gdzieś nie utknąć.

Marta
– Wiesz, ogień to jedno, ale trzeba wiedzieć, w którym kierunku idą te dymy.

Jarek
– I w którym kierunku wiatr wieje. Byliśmy też w jednym miejscu w rejonie wspinaczkowym Smith Rock w Stanach, w którym praktycznie chcieliśmy zostać dłużej, bo się super wspinało, tylko jak patrzyliśmy na mapę z pożarami, to było straszne zapylenie. Ostrzegało nas, że nie należy wychodzić z domów, włączać wentylacji, otwierać okien. A wieczorem w świetle czołówek widać było, jakiej wielkości paprochy latały w powietrzu. W takim dymie snop światła czołówki kończył się po 5 metrach. To było zagrożenie.

Marta
– A jeśli pytasz o latające potwory, to najbardziej doświadczyliśmy ich w Finlandii. To była po prostu plaga. Mamy takie zdjęcia, jak jemy czy pijemy w specjalnych kapeluszach. Komary były tak natarczywe, że wciskały się nam do zamkniętego samochodu przez nieszczelności w oknach.

Jarek

– A w północnej Kanadzie nie mieliśmy świadomości, w co się ładujemy. To nawet nie były komary, ale jakieś meszki albo gzy. Po ich ugryzieniu wyglądałeś, jakby cię wampir zaatakował. Trafiliśmy też w takie obszary meszek, które były niewidoczne i dopiero wieczorem się okazywało, że się rozdrapujemy aż do krwi. A swędzi to przez siedem dni.

Marta
– Jeszcze z zagrożeń trzeba wymienić wodę. W Meksyku praktycznie w kranach nie ma wody do picia. Chyba cały kraj pije butelkowaną i uzdatnianą. Byliśmy w San Cristobal de las Casas w górach. To piękne miasto, jak nasz Kraków. Zabytkowe. W prównaniu z Jukatanem obleganym przez wielbicieli All Inclusive nie ma tam wielu turystów. I tam zatruliśmy się wodą, prawdopodobnie myjąc zęby. Biegunka to mało powiedziane. U mnie doszło do wymiotów. Koleżanka Ola, która mieszkała tam wiele lat, powiedziała, że w tym miejscu trzeba unikać kontaktu z wodą wodociągową, nie myć nią zębów, warzyw..., wszystko robić wodą z butelek. San Cristobal leży w Chiapas, to region produkujący żywność – warzywa i owoce – dla całego Meksyku i na eksport do Stanów i Kanady. I wszystko podlewają skażoną wodą...

Jarek
– To rejon pustynny, natomiast miasto położone wysoko w górach z klimatem na tyle łagodnym, że im te warzywa i owoce dobrze rosną. Natomiast cała dolina podlewania jest skażoną wodą, ponieważ oni nie mają żadnej kanalizacji. I zagrożeniem jest ta woda. Ludzie żyją w koszmarnych warunkach. bo to co masz w kranie, nadaje się do spłukiwania toalety, może ewentualnie do prania, ale nic spożywczego z tym nie zrobisz. Później do końca wyjazdu byliśmy bardzo ostrożni. Wodę uzdatnianą kupowaliśmy w dwudziestolitrowych bańkach.

Marta
– Wody tam po prostu nie ma i tyle. Nic nie zrobisz. Doświadczyliśmy tego w górach na kempingu. Ja pod prysznicem, cała w pianie i nagle woda się skończyła. Nic nie działa. Poszłam do obsługi kempingu z jakąś europejską aferą, a on do mnie: „Woda się skończyła”. Pytam: „Jak się woda skończyła?” On: „Normalnie się skończyła. Była i się skończyła”. „A kiedy będzie?” „Jak beczkowóz przyjedzie”.

Jarek
– Ale my nie doceniamy miejsca, w którym żyjemy.

Marta
– To, że spuszczamy w toalecie wodę zdatną do picia, to jest jakiś skandal. Ale nie tylko Meksyk ma problemy z wodą. W Stanach jest podobnie. Na pustyni, na Wyżynie Utah, w Arizonie, Newadzie, na kempingach w toaletach nie ma wody, są toalety suche albo jak nasze toi-toie, tyle że jakimś sposobem nie śmierdzą. Jeżeli już jest woda, to bardzo często jedyny kran na cały camping, np. na 200 samochodów. Ona prawdopodobnie nadaje się do picia. Prawdopodobnie, ale się nie poleca.

Cdn.

Hanna Kaup
foto archiwum własne



Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
, zdjęcie 1/4

, zdjęcie 2/4

, zdjęcie 3/4

, zdjęcie 4/4


18 marca 2025 03:41, admin ego
« powrót
Dodaj komentarz:

Twoje imię:
 
W Wielkim Tygodniu
W Wielki Czwartek (17 kwietnia) o godz. 10.00 w zielonogórskiej konkatedrze bp Tadeusz Lityński będzie przewodniczył mszy św., podczas której ... <czytaj dalej>
Lubuski Plan Ludnościowy
Czego potrzeba, by zatrzymać ludzi w Lubuskiem? O tym dyskutowała Lubuska Rada Doradcza ds. Rozwoju Regionu. 9 kwietnia 2025 r. obradowała ... <czytaj dalej>
Reakcja na lekceważące słowa radnego Buszkiewicza
List otwarty do radnego Macieja Buszkiewicza w odpowiedzi na wypowiedź wygłoszoną w mediach publicznych. Szanowny Panie Radny, z ogromnym zdumieniem i ... <czytaj dalej>
Po co Centra Integracji Cudzoziemców
Samorząd wyjaśnia, po co powstają Centra Integracji Cudzoziemców. – Opinia publiczna jest epatowana różnego rodzaju nieprawdziwymi informacjami. Chcielibyśmy jasno przedstawić nasze ... <czytaj dalej>
Przeglądaj cały katalog lub dodaj swoją firmę

Kalendarium eventów
«kwiecień 2025»
PWŚCPSN
 
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
    
dodaj: imprezy@egorzowska.pl
Mała wielka sprawa
eGorzowska - adminfoto_hanna.jpg
Hanna Kaup:
To nie miało prawa się wydarzyć
To nie miało prawa się wydarzyć. Przecież nie pierwszy i nie ostatni raz jakiś prezydent odwołuje kogoś ze stanowiska. Nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy jakiś prezydent odwołuje kogoś ... <czytaj dalej>
Bez korzeni nie zakwitniesz
Archiwa Państwowe oraz Ministerstwo Edukacji Narodowej zapraszają uczniów klas 4-7 <czytaj dalej>
Kto zdobędzie mural dla szkoły
Murale Pamięci „Dumni z Powstańców” to ogólnopolski konkurs dla szkół <czytaj dalej>

aktualnie nie ma żadnej czynnej sondy
Robisz zdjęcia? Przyślij je do nas foto@egorzowska.pl
eGorzowska - 1f.jpg
admin ego:
Nie jesteśmy podróżnikami (3)
W związku z zakończeniem projektu „Łączą nas ludzie i miejsca ... <czytaj dalej>
admin ego:
Gonty w Gontach
Chociaż wygląda to jak primaaprilisowy żart, to rzeczywiście trafiliśmy tam ... <czytaj dalej>
admin ego radzi:
Wyrok w sprawie wody
Czy woda wodociągowa może być butelkowana? – jest wyrok sądu. Wyrok ... <czytaj dalej>
admin ego radzi:
Odpowiedzialne i oszczędne
Dziewczyny w świecie finansów są odpowiedzialne i oszczędne. I to ... <czytaj dalej>
Blogujesz? Rób to lokalnie!
Wystarczy jedno kliknięcie w egoBlog
Masz problem?
Napisz do eksperta egoEkspert
Żadna sprawa nie zostanie bez odzewu. Daj znać na eGo Forum
Anonim_3696:
Mumin po odwołaniu Błauciak obiecał imprezę,
okazuje się że tylko 2 dni. pierwsza w połowie lipca druga pod koniec sierpnia.
na b <czytaj dalej>
Anonim_4493:
"Rosjanie wywieźli wszystko, co było możliwe. Zdemontowali nawet instalację elektryczną i gazową, zniszczyli ogrzewanie, choć był to śro <czytaj dalej>
Anonim_5644:
Mam pomysł jak mieszkaniec tego miasta które znam od 68 lat, a zwija się teraz. Może wypadałoby nazwać ulice w Gorzowie nazwiskiem doktora Wład <czytaj dalej>
Anonim_4493:
Socjalizm zbudował to miasto. 40 tysięczny landsberg urósł do 125 tys mieszkańców. Bloki z wielkiej płyty. Całe osiedla. Stilon na bazie Ig fa <czytaj dalej>
Anonim_4493:
Niemcy ci pomogli. Ze wzięli Polaczków na szparagi rolnicy szwabscy podwiązując Polaczków do pluga żeby zrywali głową w dół dużo gurken. Ż <czytaj dalej>
 
eGorzowska.pl - e-gazeta Gorzowskiej Agencji Dziennikarskiej