niedziela 16 marca 2025     Izabela, Hilary, Oktawia
eGorzowska - internetowy dziennik Gorzowskiej Agencji Dziennikarskiej
szukaj    szukaj szukaj
Hanna Kaup BLOG

« powrót
Nie jesteśmy podróżnikami (1)
eGorzowska - 14820_HA3NUiTB5t2Pav24KpF.jpgW związku z zakończeniem projektu „Łączą nas ludzie i miejsca w podróży” oraz faktem, że nie wszyscy mogli dostać biuletyn, publikujemy materiały, które zostały tam zamieszczone. Dziś pierwsza część tekstu o Marcie Wrzask i Jarosławie Woćko, którzy rok spędzili w Stanach Zjednoczonych. Wydawnictwo ukazało się przy wsparciu finansowym Urzędu Miasta Gorzowa Wielkopolskiego.

Dom Marty Wrzask i Jarka Woćko to świat w miniaturze. Znajdziesz tam kamień i czapkę z Gruzji, kiczowatą Maryjkę i czaszeczki z Meksyku, i jeszcze torebunię od tamtejszych rewolucjonistów. Są korale i sznurek z Nepalu, torebka z Birmy, a maski z całego świata. Wiszą na ścianie. I jeszcze jedna torebka. Z Meksyku. Ta dla mnie. I w łazience prace naszej Justyny Budzyn. To „Infantki” zrobione z czaszek lisów. I fotografie. Każda ważna. Każda z historią. Każda w miejscu, które ma znaczenie. Jak ta autorstwa Wiktora Franko. Albo z łodzią znad jeziora Siecino, którą Marta pokazała na warsztatach fotografii Tomasza Tomaszewskiego. Bardzo dla niej ważną, bo wtedy zaczęła prawdziwie fotograficznie patrzeć na świat. Są też zdjęcia Sławka Sajkowskiego, a w marokańskim pokoju gościnnym – piękne lustro z Indonezji – tym razem kupione w Polsce – i różne fotografie, także Uli Zydorczak z wystawy w Warszawie.

Gorzowski dom, do którego Marta i Jarek wracają po swoich wyprawach, przesiąknięty jest ich życiem i można go zwiedzać jak galerię lub muzeum. To rodzaj prywatnej świątyni, do której chętnie trafiają znajomi i przyjaciele. Potrafią zjechać się w liczbie 40. Wtedy śpią na materacach na podłodze w pokoju górskim, który Jarek zaprojektował i urządził tak, by nie tylko ukryć tam wszystkie podróżnicze sprzęty, ale by przypominał pokój nr 5 starego schroniska nad Morskim Okiem, gdzie spędził dużą część swojego wspinaczkowego życia.

A z dużego okna tego pokoju rozpościera się widok na sad. Rosną w nim drzewa owocowe z migdałowcami włącznie, 12 odmian orzecha włoskiego i dwie renety landsberskie, które w tym roku po raz pierwszy pięknie zaowocowały.

KAMIENIE

Jak inni ludzie z wyjazdów, tak Marta i Jarek z każdej podróży górskiej, ze szczytów, na które się wspinają, czy z głębokich jaskiń, przywożą pamiątki. Są nimi – poza wspomnianymi wyżej – … kamienie. Część z nich – jak ten z odciśniętymi muszelkami, inny z kręgu polarnego jeszcze z mchem i porostem, kolejny z wierzchołka ośmiotysięcznika, jeden z wnętrza wulkanu, piaskowcowa skała z Omanu czy róża pustyni z Jemenu – znajduje się w kominie, który sam Jarek zaprojektował, sam wybudował i sam uzupełnił tymi szczególnymi pamiątkami. Jest też kamień z Maroka, a muszelki na nim układają się w serce. Kawałek skały wyciągnął z dna 500-metrowej studni. Inne kamienie przywiózł z Vrtglavicy – to Słowenia – najgłębszej studni jaskiniowej świata, w której był w 1998 r. ze Sławkiem Sajkowskim i Arturem Bryknerem. Czasami one bywają niepozorne, ale najważniejsze, że mają swoją historię.

PLANOWANIE
Nie sposób wymienić krajów, w których Marta i Jarek już byli. To m.in.: Iran, Maroko, Tunezja, Tajlandia, Norwegia, Finlandia, Szwecja, Kanada, Meksyk, Włochy – właściwie cała Europa – Jemen, Papua Nowa Gwinea, Nowa Zelandia, Birma Borneo, Chiny i ostatnio Stany Zjednoczone i Kanada. Na jednej ze ścian ich domu wisi mapa, na której zaznaczają wszystkie miejsca, jakie odwiedzili.

Jarek

– Ale nasze planowanie polega na tym, że w chmurze mamy mapy i na nich zaznaczamy miejsca, które chcemy odwiedzić. I w komentarzach do tych punktów wrzucamy linki do różnych stron, by wiedzieć, skąd się to wzięło i dlaczego o tym punkcie nie wolno zapomnieć. Jak wyjeżdżaliśmy do Ameryki, nasza mapa powstawała przez pięć lat i tych punktów było bardzo dużo.

POCZĄTEK
Marta
– To moment, kiedy już jesteśmy w samochodzie. Zamknięty dom. Wiemy, że na pewno zamknęła się brama. Wyjeżdżamy. Jesteśmy na moście na Warcie. I ja wtedy włączam muzykę. Zawsze jest to ta sama piosenka Sixto Rodrigueza – Sugar Man. I od tego startujemy.
Jarek

– Są dwa rodzaje wyjazdów. Jeden samochodem, naszym Tulakiem, drugi – samolotem. Ja tak naprawdę czuję, że wyjechałem, kiedy samolot odrywa się od płyty lotniska. Mam wyłączony telefon, odcinam to, co za mną zostało, wszystkie sprawy, które się toczą, zakończone czy niezakończone. One muszą zaczekać. I to jest wszystko.
TULAK
Jarek
– Tulakiem jeździmy od sześciu czy siedmiu lat. To - Volkswagen California, oryginalny z 2010 r. Mały samochód z dużym silnikiem i potencjałem. Zrobiliśmy nim już ponad 200 tysięcy kilometrów. Najpierw jeździliśmy po Europie. Byliśmy nim w Turcji, dwa razy w Norwegii na Lofotach, dwa razy za kołem podbiegunowym, raz w Afryce w Maroku, na Sardynii, na Sycylii. Objechaliśmy dwa razy Bałkany i całą Grecję z Peloponezem. Daje nam komfort, że nie musimy się spieszyć. We Włoszech najdalej byliśmy w obcasie. Stamtąd zresztą wrócił na lawecie. To zdarzyło się w czasie wjazdu na prom. Było bardzo stromo i ukręciliśmy półośkę skrzyni biegów. Włosi nie byli w stanie tego naprawić. Ale to nie najgorsza awaria. Kiedyś pod Norymbergą auto stanęło w olbrzymich obłokach białego dymu, bo w czasie jazdy rozsypała się turbosprężarka. Wyjechał cały olej z silnika. Na szczęście, zdarzyło się to przy samym zjeździe z autostrady, więc zdołaliśmy się stoczyć w okolice parkingu i kolega nas stamtąd zholował. Ja nie jestem absolutnie żadnym specjalistą od samochodów. Mamy zaufanego mechanika. Kontaktowaliśmy się z nim nawet ze Stanów Zjednoczonych. Jak były jakieś problemy, wysyłaliśmy mu filmiki i dźwięk silnika z pytaniem: Czy możemy jechać dalej, czy już mamy szukać lawety? „Jak jedzie, to jedźcie” – mówił. Jechaliśmy.

INNI
Marta i Jarek są INNI. Właściwie wszystko w ich życiu jest inne, łącznie z zaślubinami, o których nikt nie wiedział. Ot, ludzie przyszli na imprezę, bo zostali zaproszeni na ognisko i pokaz slajdów z podróży. Dopiero, gdy wśród tych slajdów pojawiły się zdjęcia Sławka Sajkowskiego z Urzędu Stanu Cywilnego w Kłodawie, zrozumieli, że kilka godzin wcześniej Marta i Jarek zostali małżeństwem.
Marta
– W urzędzie była bardzo fajna babka. Gdy zobaczyła, jak wyglądamy i z jakimi obrączkami przyszliśmy, wzięła kaseciaka i puściła nam Mendelsohna z podłogi.
Jarek
– Chcieliśmy kupić nad morzem jakieś obrączki, najlepiej takie gadające, plastikowe, ze światełkami, ale nie było, więc w ostatniej chwili na łyżce w kuchni nawinąłem niebieski sznureczek na klej. I one po trzech dniach się rozpadły.
Marta
– Jarka się nie rozkleiła, tylko moja, bo zaczęłam robić pomidory na przecier. A to jest pierścionek zaręczynowy, który Jarek dał mi po ślubie – wyjmuje biżuterię z pudełka. Siedziałam kiedyś w necie, patrzę, coś fajnego. Widzę na zdjęciu takie malutkie, więc mówię: „Nie kupiłeś mi pierścionka zaręczynowego. Zobacz, jakie to fajne, kupiłbyś mi?” A on na to: „To sobie kup”. Więc zmierzyłam palec i mówię: „Pasuje”. Ale przyszło spore pudełko. Myślę: „Z pierścionkiem takie pudełko?” Wyjmuję, a to bransoletka.

NIEPODRÓŻNICY

Inność Marty i Jarka polega też na tym, że potrafią na rok zamknąć swój dom i wyjechać na drugi kontynent. Tak było w 2023 i 2024, gdy przez rok przemierzali Stany Zjednoczone. Ale przez to, co robią, nie nazywają siebie podróżnikami.
Marta
– Nie jesteśmy podróżnikami. Po prostu mamy taki tryb życia. Ja dzięki Jarkowi nie muszę pracować, a Jarek nie pracuje na etat, więc też nie musi planować urlopu z myślą o 20 innych osobach w firmie. Mamy na tyle dużo wyjazdów, że one są częścią życia, a nie jakimiś wakacjami.
Jarek
– My nie podróżujemy dla samej podróży. Mamy pomysły albo na wspinanie, albo pływanie kajakiem, a najczęściej na jedno i drugie.

PASJA WSPINANIA
Jarek

– To kontynuacja tego, co robiłem, będąc dzieciakiem. Wychowywałem się na Dolinkach. Tam był park Kopernika i stary cmentarz ewangelicki. Mieliśmy swój ogródek, dużo drzew, więc chyba jako siedmiolatek miałem mapkę z zaznaczonymi wszystkimi drzewami w okolicy, na których jeszcze nie byłem i na które muszę wejść. Byłem takim trochę ulicznym łobuzem i grzeczne dzieci nie do końca mogły się ze mną bawić. Wymyślałem zabawy, które mogłyby się źle skończyć. Inna sprawa, że od pierwszej do ósmej klasy co roku miałem coś połamanego. I rodzice nie mieli ze mną lekko. Ale jak się zacząłem wspinać, przestałem mieć wypadki i incydenty. Pierwsza moja poważna wyprawa jaskiniowa była jeszcze w okresie stanu wojennego, przed obowiązkową służbą wojskową, w 1983 r. Byłem uczniem Technikum Elektrycznego. Eksplorowaliśmy jaskinie w rejonie Salzburga. Żeby dostać zgodę na taki wyjazd z WKU i ze szkoły, musiałem zrobić chyba z 3 000 km pociągami w Polsce, dostać zaświadczenia, papiery, zgodę Polskiego Związku Alpinizmu, że to nie jest podróż w jedną stronę. I jak już miałem te wszystkie pozwolenia i odebrałem paszport ważny na wszystkie kraje świata, byłem szczęśliwy i go wycałowałem, bo to był paszport sportowca z wizą zachodnioniemiecką i austriacką. Dla mnie to było zderzenie dwóch różnych światów: zachodu i RWPG. I pierwsza wyprawa się tak przeciągnęła, że w szkole wylądowałem w październiku. A była to klasa maturalna, więc niektórym nauczycielom ciężko było przełknąć, że uczeń sobie pojechał na zachód, a oni mogli co najwyżej do Czechosłowacji i NRD. Gnębili mnie. Wtedy w szkole miałem fajnego nauczyciela, teraz przyjaciela Janka Palejczyka. Jemu zawdzięczam miękkie lądowanie. I później kolejna wyprawa, czyli eksplorowanie tej samej jaskini w 1986 – teraz nazywa się Meanderhohle, wtedy to była jedenasta pod względem głębokości na świecie. Później to się przewartościowało i głównym celem było wspinanie. I tak zostało przez kolejne 30 lat. Kiedy się wspinam w bardzo trudnym terenie, przechodzę w stan widzenia tunelowego. Ono polega na tym, że jestem w stanie wyłączyć wszechświat, który mnie otacza. Widzę jakieś najbliższe 2-3 metry skały i nie istnieje żaden inny świat. Jestem skupiony na tym, co robię. To takie flow, które mnie niesie, prowadzi w tunelu. Widzę miejsce, w którym jestem i w którym zaraz będę. Nie myślę o asekuracji, nie myślę o przygodzie, nie widzę ptaków, kolibrów, które gdzieś latają, nie słyszę odgłosów, nie czuję zapachów, nie ma nic poza teraźniejszością i tym miejscem. To trochę jak medytacja. I to jest moment, kiedy wyłącza się strach. We wspinaniu wiadomo, że jak ktoś zaczyna, to ten strach jest uwarunkowany koniecznością asekuracji – to podpowiada zdrowy rozsądek. Ale w momencie flow każdy chwyt, który złapię, każdy stopień, na którym postawię stopę, mnie utrzyma. Wiem, że będę na nim stał i nawet gdyby mi podwieszono słonia do uprzęży, wiem, że ten słoń mnie nie pociągnie w dół. Mam takie wewnętrzne przeświadczenie, że miejsce, w którym jestem, jest moje i jestem w stanie w nim się spełnić. Wchodząc w ścianę, czasami bardzo dużą, jestem w niej, czuję się w tym miejscu dobrze i nic mi nie grozi. Potrafię się wyłączyć. Wiem, że cokolwiek by się nie działo, poradzę sobie i z tej ściany zejdę. Jest we mnie wewnętrzny spokój. Przy dużym skupieniu – czasami asekuracja jest bardzo słaba – potrafię wyłączyć strach i działać. On nie jest paraliżujący. I chyba nigdy nie miałem czegoś takiego, że się cofałem. Zawsze szedłem dalej, chociaż czasami wydawało się, że będzie gorzej. Ale jedynym rozsądnym rozwiązaniem w takiej sytuacji jest napieranie do przodu, a nie cofanie się. Dużo trudniej jest zewspinać się w dół po skalnej ścianie, niż wspinać w górę.

Cdn.


Hanna Kaup
foto archiwum prywatne


Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
, zdjęcie 1/3

, zdjęcie 2/3

, zdjęcie 3/3


8 marca 2025 18:56, admin ego
« powrót
Dodaj komentarz:

Twoje imię:
 
Bezrobocie w górę
W lutym w Gorzowie było zarejestrowanych 1 508 bezrobotnych; ich liczba wzrosła o 62 osoby; wyrejestrowano 358 osób, zarejestrowano 420. ... <czytaj dalej>
Rozlicz PIT w Gorzowie
Od blisko miesiąca podatnicy mogą składać swoje roczne deklaracje PIT. Spora część naszego podatku PIT zasila budżet samorządu. W ten ... <czytaj dalej>
Maturzyści i misjonarze
W niedzielę 16 marca już po raz czterdziesty siódmy odbędzie się tradycyjna Pielgrzymka Maturzystów Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej na Jasną Górę. Hasłem ... <czytaj dalej>
Na sejmiku o inwestycjach drogowych
Podczas marcowej sesji Sejmiku, 10 marca 2025 r. Henryk Janowicz – dyrektor Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad Oddział w ... <czytaj dalej>
Przeglądaj cały katalog lub dodaj swoją firmę
Dafadi Dagmara Romanów

ul. Berlinga 1, Gorzów Wlkp.
tel. 512 429 888
branża: Spożywcze artykuły - detal <czytaj dalej>
"Nowa" Sp. z o.o. Przedsiębiorstwo Produkcyjno-Handlowe

Al. 11 Listopada 159, Gorzów Wlkp.
tel. 95 722 56 85
branża: Budowlane materiały <czytaj dalej>
"Nadzieja" Klub Abstynenta

ul. Obotrycka 10, Gorzów Wlkp.
tel. 95 738 67 49
branża: Stowarzyszenia, kluby, związki <czytaj dalej>

Kalendarium eventów
«marzec 2025»
PWŚCPSN
     
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
      
dodaj: imprezy@egorzowska.pl
Mała wielka sprawa
eGorzowska - adminfoto_hanna.jpg
Hanna Kaup:
To nie miało prawa się wydarzyć
To nie miało prawa się wydarzyć. Przecież nie pierwszy i nie ostatni raz jakiś prezydent odwołuje kogoś ze stanowiska. Nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy jakiś prezydent odwołuje kogoś ... <czytaj dalej>
Bez korzeni nie zakwitniesz
Archiwa Państwowe oraz Ministerstwo Edukacji Narodowej zapraszają uczniów klas 4-7 <czytaj dalej>
Kto zdobędzie mural dla szkoły
Murale Pamięci „Dumni z Powstańców” to ogólnopolski konkurs dla szkół <czytaj dalej>

aktualnie nie ma żadnej czynnej sondy
Robisz zdjęcia? Przyślij je do nas foto@egorzowska.pl
eGorzowska - x.jpg
admin ego:
Jest źle...
Lakoniczny komunikat o tym, że zwolniona dyrektor Miejskiego Centrum Kultury ... <czytaj dalej>
admin ego:
Nasienie świętej figi
Jednym z ostatnich filmów, który wywarł na mnie ogromne wrażenie, ... <czytaj dalej>
admin ego radzi:
Odpowiedzialne i oszczędne
Dziewczyny w świecie finansów są odpowiedzialne i oszczędne. I to ... <czytaj dalej>
admin ego radzi:
Obiekt przeleci obok Gorzowa Wielkopolskiego
Kilkanaście godzin wczoraj harowałem, starając się przekazać Wam tutaj i ... <czytaj dalej>
Blogujesz? Rób to lokalnie!
Wystarczy jedno kliknięcie w egoBlog
Masz problem?
Napisz do eksperta egoEkspert
Żadna sprawa nie zostanie bez odzewu. Daj znać na eGo Forum
Anonim_6282:
Przyczyną niskich zarobków są też słaby bardzo urząd pracy powiatowy
I prywatne agencje które ściągają masowo migrantow do pracy w ko <czytaj dalej>
Anonim_6282:
Zadałem sztucznej inteligencji zapytanie czemu zarobki w Gorzowie są niższe niż w Zielonej Górze.

I 3 powody są tego
- uni <czytaj dalej>
Anonim_6282:
A wy głupcy łazicie na nich głosować. Bo obywatelski obowiązek później przyburnie logo zaznaczacie? Znane nazwisko trutnia.
To już lepi <czytaj dalej>
Anonim_6282:
I tak słucham że posadka dyrektorki ośrodka miejskiego sztuki i jakieś fanaberie to mi się żygac chce.

Znajomi królika dostają <czytaj dalej>
Anonim_6282:
Tytus rządzi Gorzowem. A plebs może mu skończyć na pędzel. Tyram ciężko w kolchozie jak większość Gorzowian. Oni je.ią w kołchozachbi dysk <czytaj dalej>
 
eGorzowska.pl - e-gazeta Gorzowskiej Agencji Dziennikarskiej