piątek 14 lutego 2025     Walenty, Liliana, Zenon - Walentynki
eGorzowska - internetowy dziennik Gorzowskiej Agencji Dziennikarskiej
szukaj    szukaj szukaj
Hanna Kaup BLOG

« powrót
Moje życie to przygoda (2)
eGorzowska - 14720_xXBnOh8ADdXJQHrgP5B.jpgW związku z zakończeniem projektu „Łączą nas ludzie i miejsca w podróży” oraz faktem, że nie wszyscy mogli dostać biuletyn, publikujemy materiały, które zostały tam zamieszczone. Dziś druga część opowieści o kolejnym bohaterze wydawnictwa, które ukazało się przy wsparciu finansowym Urzędu Miasta Gorzowa Wielkopolskiego, Sławomirze Sajkowskim.

Część pierwszą przeczytasz tu:https://www.egorzowska.pl/pokaz,hanna_kaup,14695,

NIEBEZPIECZNE SYTUACJE

Podróż, nie tylko w dalekie kraje, zawsze wiąże się z jakimś ryzykiem. Niebezpieczne sytuacje mogą zdarzyć się wszędzie.
– Ciągle się takie zdarzają. Mój pierwszy wyjazd był jeszcze przed przełomem, zanim całkiem się zmieniło podróżowanie. Dziś linie lotnicze mają olbrzymią kontrolę nad turystami. Nie można nawet pewnych słów wypowiadać przed wejściem do samolotu albo już na pokładzie, bo można zostać aresztowanym. A wtedy myśmy sobie urządzali zabawę. Uznaliśmy, że posiedzimy i posłuchamy, jak przeczytają nasze nazwiska. No i udawaliśmy, że nie chcemy wejść do samolotu, bo to nie my. Wywoływali nas przez megafony i szukali po lotnisku z kartkami. Do mnie podchodziła pani z karteczką „Sajkowski”, a ja mówię, że to tamten. I to było dla nas śmieszne. Tylko czy niebezpieczne? – pyta retorycznie. – Ale kiedy z Peru pojechałem do Boliwii, odłączyłem się od grupy z Jasiem Palejczykiem. I tam zostałem napadnięty. Na szczęście się obroniłem. Szliśmy przez stolicę La Paz, a oni tam mają taką metodę, że oblewają plecy jakimś płynem, który ma przypominać ptasie odchody. Nagle się zjawiają, podchodzą i próbują to wyczyścić, ale przy okazji czyszczą wszystko, co człowiek ma na sobie: kieszenie, odcinają paski od plecaków, aparaty. Jasiu mi powiedział: „Sławek, masz całe plecy czymś oblane”. Ja mówię: „Zobacz, co to jest”. On patrzy i mówi: „Nie, to brzydko wygląda, ale to rozwodniona czekolada z orzechami zmielonymi”. Ja mówię: „Zobacz, pięciu jest za nami”. I zaczęliśmy biec do swojego hotelu. A wszystko działo się w biały dzień – wspomina.
– Z kolei gdy byłem w Ekwadorze ze swoim przyjacielem ze studiów fotograficznych, to jego w taki sposób napadli dwa razy. Raz zrobił to elegancki pan w płaszczu z teczką i pani, która pewnie miała wypchany brzuch, jakby była w ciąży. Ja wtedy zacząłem się strasznie drzeć, że to są złodzieje, i już wtedy się nauczyłem, że przy swoim aparacie nie mam zwykłych pasków, tylko wstawione dodatkowe linki metalowe, których się nie da obciąć. On miał piękne paski Nikona z żółtymi napisami, rzucały się w oczy, więc był napadany. A w podróży przede wszystkim trzeba się odpowiednio zachowywać. To jest podstawa. I trzeba uszanować zwyczaje lokalne. To koniecznie.
Sławek Sajkowski nie potrafi pojechać nigdzie bez aparatu, choć i ten przyjaciel podróży bywa poważnym obciążeniem.
– W Peru, w kanionie Colca – wtedy to był najgłębszy odkryty prze ludzi kanion na świecie – byliśmy dwa dni. Jeden dzień schodziliśmy na dno po ścianie. Na dole nocowaliśmy, a potem wychodziliśmy cały dzień pionowo do góry. Miałem mało wody. Byłem odwodniony. To był jedyny raz, kiedy chciałem wyrzucić aparat, bo on już tak strasznie mi ciążył, a miałem sprzętu bardzo dużo. Chyba ze 120 filmów.

Fotografowanie w podróży odbywa się czasem pod wodą, czasem z powietrza.
– Nurkowałem w Azji, w Norwegii, na Bałkanach, ale Egipt przebija wszystko. Mamy dosyć blisko, bo cztery i pół godziny lotu. Nie trzeba lecieć na Malediwy. Tam jest naprawdę fantastycznie. Ale mnóstwo zdjęć robiłem z powietrza. Miałem zlecenia na zdjęcia lotnicze i to uwielbiałem. Kiedyś leciałem z kolegą do Kostrzyna dwuosobowym wynajętym samolotem. Był fajny, bo można było drzwi ściągnąć z mojej strony. Fajnie się leciało. Miałem kask, radio, mikrofon i słuchawki. Spokojnie sobie gadaliśmy i w pewnym momencie zobaczyłem czerwoną lampkę. Mówię: „Mikołaj, lampka nam się świeci czerwona”, a on: „Widzę”. „Ale co to znaczy?”. I Mikołaj powiedział, że mamy 15 minut do lotniska, że powinniśmy zdążyć. Pomyślałem sobie, że jakby mi się w samochodzie czerwona lampka zapaliła, to bym stanął i zastanawiał się, co dalej robić. Natomiast tutaj mieliśmy 15 minut. Wylądowaliśmy. To był lipiec. Bardzo gorąco. Następnego dnia Mikołaj tym samolotem poleciał sam, z mniejszym obciążeniem, wziął mniej paliwa, było rano, więc zimno, ale stało się to samo. Okazało się, że głowica w silniku się przegrzała i samolot trafił na żyletki. Nie dało się go naprawić. Takie mieliśmy szczęście – podkreśla.

WYSTAWY
REGENSBURG

Jako fotograf Sławomir Sajkowski przywozi ze świata zdjęcia. Pokazuje je na różnych wystawach. Pierwszą zagraniczną zorganizował z Andrzejem Miłoszem, kiedy jeździli stopem po Europie.
– Co to była za przygoda – mówi. – Do plecaków przyczepiliśmy wielkie teczki, w których były nasze zdjęcia, i tak stopem dojechaliśmy przez Pragę do Regensburga w Bawarii – wspomina.

EKWADOR
Sławek o fotografowaniu w podróży mówi krótko: „To mnie kręci”. Gdy był w 2011 r. w Ekwadorze, miał już zakontraktowaną wystawę.
– Sfotografowałem tam wiele różnych dziwnych osób, których w Polsce bym nie sfotografował.

Z POWODZI DO LONDYNU

Także wydarzenia w Polsce, które uwieczniał, pozwalały mu podróżować. Po powodzi w 1997 r. Sławomir Sajkowski załatwił sobie wystawę w Londynie. Pojechał tam swoim starym garbusem. Pokazał duży materiał, m.in. z terenów lubuskiego, bo przez dwa tygodnie był dzień w dzień w Słubicach i Kostrzynie, wykonując loty helikopterem.
– Wystawę miałem w polskim ośrodku, a na otwarciu był nieżyjący prezydent Kaczorowski, pani Anders, także polonijna śmietanka i elita – wspomina. – Oni myśleli, że im przywiozę zdjęcia tylko z powodzi, a przywiozłem dwie części. Jedną z powodzi, bo dawali pieniądze na pomoc powodzianom, natomiast stwierdziłem, że jestem niezależny, nikt mi tego nie zlecił, więc pokazałem też swoje rzeczy artystyczne, portrety, akty.
Trzytygodniowy pobyt w Anglii Sławek wykorzystał również na pracę, bo… zepsuł mu się samochód, którego silnik był chłodzony powietrzem jak porsche. Kiedy więc gorzowianin Wojtek Cieśla – wtedy naczelny największej gazety polonijnej w Anglii – załatwił mu warsztat, Sławek złapał się za głowę i powiedział: „Wojtek, na pewno nie mam tyle kasy, żeby to auto wykupić i odebrać. W warsztacie stały same porsche. Chyba będę musiał nerkę sprzedać. Coś musimy zrobić”.
– I on zagadał z właścicielem warsztatu, że będę robił zdjęcia przez te trzy tygodnie. Dzięki temu zrobiliśmy świetne tematy i bardzo się cieszę, że w tym Londynie się nie leniłem, nie łaziłem tylko po galeriach, ale robiłem materiały do polonijnej gazety. I poznałem fajnych ludzi, np. Polkę, która była szefową odprawy VIP-ów na lotnisku Heathrow, gdzie przyjeżdżały wszystkie koronowane głowy. Wisiały tam wszystkie flagi wszystkich krajów, były salony dla szejków – opowiada. – O niej też zrobiliśmy reportaż. Cały dzień spędziliśmy na terminalu w miejscach, do których ludzie nie mają dostępu. Taki to był zbieg okoliczności, że garbusik przyczynił się do moich nowych doświadczeń. A ostatecznie okazało się, że nic strasznego się nie stało, że puściła jakaś uszczelka. Wymienili ją i szczęśliwie dojechałem do domu.

GORZÓW W PERU

W czasie najdalszych nawet podróży można spotkać ludzi nie tylko z Polski, ale nawet z Gorzowa Wielkopolskiego. Taka niespodzianka przytrafiła się Sławkowi w Peru.
– Byliśmy w miejscu, w którym można sobie pozjeżdżać z wydm na deskach. Tam w małej oazie spotkaliśmy czworo Polaków. To ci szczęśliwi z noclegami za 30 dolarów. Mieli przewodniczkę z Polski. Powiedziała, że 20 lat wcześniej przyjechała tam po studiach we Wrocławiu. Okazało się, że pochodzi z Gorzowa Wielkopolskiego. Chodziła do jednego ogólniaka i siedziała w jednej ławce z matką mojej ówczesnej dziewczyny. I my na pustyni w Peru się zgadaliśmy, że ona 30 lat wcześniej siedziała w jednej ławce z „moją teściową”. Więc spotykam różnych ludzi z Polski, ale czasami nie zamienię z nimi ani słowa, bo nie chcę przeszkadzać.

DOM

– Cenię sobie okolice Gorzowa. Rodzice mnie tego nauczyli. Wsiadam na rower i mogę sobie w niecałą godzinę dojechać w każdą stronę nad jakieś jeziora, gdzie nie ma ludzi. Mam swoje Długie. A często ludzie nawet nie wiedzą, że takie są tereny wokół miasta. Nad Wartą po jednej i po drugiej stronie rozlewiska, tyle fajnych miejsc. Gorzów to jest po prostu dom. Gdzieś go trzeba mieć. Trzeba mieć swoje miejsce, łóżko, swoje graty. Mieszkanie tutaj nie różni się niczym od mieszkania gdzie indziej. Mit wielkiego miasta siedzi niemal w każdym młodym człowieku, bo tam się dużo dzieje. W Gorzowie też dzieje się dużo w swojej skali, ale trzeba wyjść. I zobaczyć.

WOLNOŚĆ
Zacząłeś od pojęcia wolności. Jak dziś ją widzisz? To podróżowanie dało ci jej spełnienie?
– Po części tak. Wiadomo, że wszystko jest jakimś kompromisem. Ja najchętniej bym takie nieoczywiste miejsca wybierał i jechał tam, gdzie nie jest łatwo. Człowiek czasami wraca z pewnym bólem. Chociażby moja ostatnia podróż na Bałkany. Trochę się o nich naczytałem. Byłem w Srebrenicy, bo koniecznie chciałem zobaczyć wszystkie miejsca, gdzie się 30 lat temu „działo”. W Belgradzie też byłem zaskoczony, bo ministerstwo zbombardowane przez Amerykanów stoi do dzisiaj w ruinie. Zobaczyłem ten nacjonalizm serbski. I cieszę się, że w Polsce mamy tak, jak mamy. Nie jesteśmy idealnym społeczeństwem. Ale na pewno ludzie, którzy podróżują, uczą się tolerancji. Jak się starają zrozumieć i rozmawiać, to są bardziej otwarci na innych. Nie powtarzają stereotypów, tak jak najczęściej robią ci, którzy nie widzieli, a opowiadają jakieś niesamowite historie, co nas czeka, jak ktoś tu przyjedzie albo jak ci we Francji mają źle. Takich stereotypów jest pełno. Ja się czuję wolny, ale do pewnego stopnia. Trzeba mieć świadomość, gdzie się jest, odpowiednio się zachowywać, nie wdawać się w jakieś niepotrzebne dyskusje, nie powtarzać stereotypów, tylko słuchać, chłonąć. Ale wiem, że są kraje, w których jest strasznie. Byłem w Birmie. Tam co rusz jest jakiś zamach stanu. Wybory wygrała kobieta, która dostała pokojową Nagrodę Nobla, a za dwa lata zrobiła czystki etniczne. To Aung San Suu Kyi. Okazuje się, że świat zachodni widział ją jako zbawczynię, a już jest po przewrocie wojskowym. Trzeba być czujnym. Ja w takich krajach zawsze rozmawiam z kimś, pytam, co zrobimy, co oni zrobią, jak się nagle coś stanie. Trzeba mieć taką świadomość. Przecież nie ma tam często polskiej ambasady. I co wtedy? Tak było, gdy nas okradli na Madagaskarze. W tym bungalowie z kolegą, który miał niemiecki paszport. To była masakra. Bo pieniądze, telefon, to nic, ale tam nie ma polskiej. Najbliższa jest w Kenii, nie na wyspie. Na szczęście, znalazł się ten plecak z paszportem. Złodzieje go wyrzucili.

CZEGO UCZĄ PODRÓŻE

– Przede wszystkim dystansu do tego, co jest tutaj. Po takiej długiej podróży człowiek wracając, nabiera dystansu. Tam nasiąka i tu nabiera dystansu, ale to musi potrwać parę tygodni, żeby się zresetować i wyłączyć. Na Madagaskarze byłem z ekipą, która jeździ co roku i widzę, że oni za każdym razem zabierają mniej rzeczy. Ja też ciągle zabieram o wiele za dużo i z części nie korzystam. Tam trzeba wpaść w rytm, że się pierze rzeczy, gdzie jest możliwość. Człowiek się kąpie od razu. To najważniejsze. Jak gdzieś dotrze, trzeba się umyć, uprać i wysuszyć. Więc wchodzi się w minimalizm. Nie musisz być ładnie ubrany, ma być czysto, wygodnie, skromnie. Nie trzeba nosić drogich okularów, bo zaraz człowiek na siebie zwraca uwagę. I jak się wraca, to trwa nawet parę miesięcy, że nic mnie nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Jest taki luz, ogromny dystans do świata. To jest fajne i ja wszystkim tego życzę.

Gdybyś jeszcze raz miał poprowadzić swoje fotograficzno-podróżnicze życie?
– Na pewno bym się uczył języków. To najważniejsze – odpowiada. – Od młodości. To jedyna rzecz, która mnie boli bardzo, że czasami nie mogę się dogadać. Jestem z pokolenia, które na siłę uczono języka rosyjskiego. On się rzadko przydaje, choć właściwie każdy język się przydaje. Na takich Bałkanach czy na Węgrzech ludzie mówili do mnie po rosyjsku i się rozumieliśmy.

PRZYGODA
Jakbyś nazwał swoje życie?
– Na pewno podróżowanie to jest coś, co mnie napędza. Chciałbym nazwać to przygodą, bo po części jest. Znajomi mówią, że tyle rzeczy mnie spotyka, ale to też jest dziennikarska ciekawość świata. Jak ktoś się nie interesuje, to go nic nie spotka. Ja się interesuję. Lubię ludzi. Nie mam uprzedzeń. I chciałbym, żeby to była przygoda. Inaczej życie nie smakuje.

JEDNO ŻYCIE
– To jest racja, że mam szczęście, że mi się tak udało, ale to nie jest coś wielkiego. Wiem, że nie każdy może tak sobie być fotografem i jeździć po świecie. Fajnie się o tym opowiada, trzeba jednak założyć, że mamy jedno życie, niezależnie od tego, kto w co wierzy, czy będzie gdzieś jakieś życie czy nie. Ale to na ziemi mamy jedno i trzeba myśleć, żeby go nie stracić. Mój promotor na artystycznych studiach powtarzał, że jemu powtarzał dziadek, że nie ma nic gorszego, niż zmarnowany talent.
I nie zmarnowałeś? – pytam.
– No nie wiem. Ale trzeba wszystko robić, żeby myśleć o tym. Ja bym był strasznie sfrustrowany, gdybym musiał robić coś, czego nie lubię.

Hanna Kaup
foto archiwum Sławomira Sajkowskiego



Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
, zdjęcie 1/13

, zdjęcie 2/13

, zdjęcie 3/13

, zdjęcie 4/13

, zdjęcie 5/13

, zdjęcie 6/13

, zdjęcie 7/13

, zdjęcie 8/13

, zdjęcie 9/13

, zdjęcie 10/13

, zdjęcie 11/13

, zdjęcie 12/13

, zdjęcie 13/13


1 lutego 2025 06:07, admin ego
« powrót
Dodaj komentarz:

Twoje imię:
 
Walentynki po gorzowsku
Pierwsze małżeństwo w polskim Gorzowie zawarto 9 czerwca 1945 roku. Pan młody miał 29 lat (rocznik 1916), a panna młoda ... <czytaj dalej>
Dla wspólnot mieszkaniowych
5 lutego ruszył nabór wniosków o dofinansowanie dla wspólnot mieszkaniowych obejmujących od 3 do 7 lokali w ramach Programu Priorytetowego ... <czytaj dalej>
Zasady rozliczania rocznego PIT dla emerytów i rencistów
KAS przypomina: Zasady rocznego rozliczenia PIT emerytów i rencistów, którzy otrzymali od organu rentowego PIT-40A albo PIT-11A. Do końca lutego emeryci ... <czytaj dalej>
Nie odpowiadaj na fałszywe wiadomości
Uwaga na fałszywe e-maile na temat konieczności dokonania korekty PIT. Pocztą elektroniczną rozsyłane są fałszywe wiadomości, których autor podszywa się pod ... <czytaj dalej>
Przeglądaj cały katalog lub dodaj swoją firmę
"Elbox-Centrum Bhp" Przedsiębiorstwo Wielobranżowe Elżbieta Grajek

Al. 11 Listopada 97, Gorzów Wlkp.
tel. 95 735 32 17
branża: Odzież - hurt <czytaj dalej>
Salon Makijażu Elwira Pietruszewska

pl. Jana Pawła II 28 l. 10, Gorzów Wlkp.
tel. 509 427 493
branża: Kosmetyczne salony, gabinety <czytaj dalej>

Kalendarium eventów
«luty 2025»
PWŚCPSN
     
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
  
dodaj: imprezy@egorzowska.pl
Mała wielka sprawa
eGorzowska - adminfoto_admin.jpg
admin ego:
Za darmo...
Nowy rok to okazja do nowych nieuczciwych działań, skierowanych do ludzi, którzy swój czas spędzają głównie przed ekranami komputera. Minęło Boże Narodzenie, minął nowy rok, więc w handlu nastał okres ... <czytaj dalej>
Bez korzeni nie zakwitniesz
Archiwa Państwowe oraz Ministerstwo Edukacji Narodowej zapraszają uczniów klas 4-7 <czytaj dalej>
Kto zdobędzie mural dla szkoły
Murale Pamięci „Dumni z Powstańców” to ogólnopolski konkurs dla szkół <czytaj dalej>

aktualnie nie ma żadnej czynnej sondy
Robisz zdjęcia? Przyślij je do nas foto@egorzowska.pl
eGorzowska - uniejow.jpg
admin ego:
Natura, o którą warto dbać
Kiedy za oknem szaro, kiedy dni wciąż zbyt krótkie, kiedy ... <czytaj dalej>
admin ego:
Temat gorzowskiej oświaty padł
„Porozmawiajmy o Gorzowie”, to kolejne spotkanie, na które zaprosił przewodniczący ... <czytaj dalej>
admin ego radzi:
System kaucyjny wkrótce. Co o nim wiemy?
Co Polacy wiedzą o kaucji? Czy żyjemy w czystym środowisku? Prawie ... <czytaj dalej>
admin ego radzi:
Jak napisać, by dostać maksimum punktów
Prawo.pl: CKE zmieniła zasady oceniania jednego z zadań egzaminu ósmoklasisty. Centralna ... <czytaj dalej>
Blogujesz? Rób to lokalnie!
Wystarczy jedno kliknięcie w egoBlog
Masz problem?
Napisz do eksperta egoEkspert
Żadna sprawa nie zostanie bez odzewu. Daj znać na eGo Forum
Anonim_5267:
zawodówki z praktykami w tesla jakoe chciał organizowac sołtys mialy być ta recepta na demografię miasta?

Za grube pieniądze wysz <czytaj dalej>
Anonim_5267:
"Badania naukowe". Polskie szkolnictwo wyższe tylko robi publikacje. Jak grant dostaną to muszą wyniki opublikować. A później patent z <czytaj dalej>
Anonim_5267:
Głupek powiedział co wiedzial.

Jak oni na q miejscu postawili gastronomik i zrobili tylko zawodówki To jak ma Gorzow nie być najni <czytaj dalej>
Anonim_5267:
Lepiej by milion na kolej dali <czytaj dalej>
Anonim_9967:
Na ul. Moniuszki, niedaleko od przedszkola jest instytucja, w której rodzice powinni zgłosić domniemanie o popełnieniu przestępstwa. Wystarczy po <czytaj dalej>
 
eGorzowska.pl - e-gazeta Gorzowskiej Agencji Dziennikarskiej