![menu](/images/layout/menu_1_20.jpg)
![menu](/images/layout/menu_1_21.jpg)
![menu](/images/layout/menu_1_22.jpg)
![menu](/images/layout/menu_1_23.jpg)
![menu](/images/layout/menu_1_24.jpg)
![menu](/images/layout/menu_1_25.jpg)
![menu](/images/layout/menu_1_26.jpg)
Marta Pastuszko urodziła się i wychowała w Gorzowie Wielkopolskim, ale od 1994 r. mieszka w Bogdańcu, bo cała rodzina jej mamy wywodzi się właśnie stąd. W swoim nieco ponad 40-letnim życiu przemierzyła różne kontynenty. Najpierw jednak, po ukończeniu gorzowskiej podstawowej szkoły sportowej z Bogdańca dojeżdżała do IV Liceum Ogólnokształcącego, a potem rozpoczęła studia na wydziale socjologii społecznej Wyższej Szkoły Biznesu. Po dwóch latach przerwała je i w 2003 r. skorzystała z propozycji wyjazdu do Stanów Zjednoczonych.
Nie rok, a pięć
– Stwierdziłam, że spróbuję. Miałam pojechać tam na rok, a zostałam pięć lat – zdradza. – Na początku, jak każdy, kto tam przyjeżdża, musiałam zarobić na utrzymanie. Pracę podjęłam już na drugi dzień. Zaczęłam nowe życie. A wszystko tam było dla mnie nowe, łącznie z językiem, kulturą, realiami. Teraz to się trochę wyrównuje, ale kiedyś Ameryka była zupełnie innym światem. Poziom życia na pewno był wyższy, kultura, właściwie wszystko lepsze. Ale jak zaczęłam pracę, to na drugi dzień ją skończyłam, bo góralki, które wiodą prym w serwisach, po prostu mnie zdominowały. Byłam za wolna, za dokładna, nie nadawałam się do tej pracy. Później zatrzymałam się u pewnej polskiej rodziny, gdzie pracowałam jako babysitter i housekeeper, więc i gotowałam, i sprzątałam. To była świetna szkoła życia. Zostałam tam cztery lata i bardzo dobrze wspominam ten czas, bo bardzo dużo się nauczyłam.
Wymarzony świat
– Byłam w wymarzonym świecie – zdradza. – We mnie od początku żył sport, ale zawsze marzyłam o tym, żeby tańczyć. Tutaj w Gorzowie nie miałam takiej możliwości w czasach, kiedy zespołów czy szkół tańca prawie nie było. Rodzice być może nie zauważyli mojej pasji do muzyki i tańca, dlatego dopiero w wieku 25 lat stwierdziłam, że trzeba się za to zabrać. Zastanawiałam się nad wyborem stylu. Pewnego razu w Chicago poszłam do hiszpańskiej restauracji na show połączone z występem flamenco. Wyszła para. Kobieta i mężczyzna. Zatańczyli. I te kastaniety, te piękne suknie i falbany, to było dosłownie przy mnie. Bardzo odczułam ten taniec. Z miejsca się w nim zakochałam i na drugi dzień szukałam szkoły flamenco. Chicago jest ogromne i ma tyle możliwości, dlatego tak bardzo mnie rozwinęło. Dodało mi skrzydeł, mogłam tam robić wszystko, o czym zamarzyłam, a czego jeszcze nie było w Gorzowie, a nawet w Polsce.
Flamenco i Zumba Fitness
– Zaczęłam uczyć się flamenco, a w międzyczasie robiłam szkolenie z tańca Zumba Fitness. Te kursy dały mi możliwość prowadzenia zajęć dla Polek, które mieszkają w Chicago – wspomina. – Wieczorami prowadziłam zajęcia i brałam lekcje flamenco. Było tego bardzo dużo, bo 6 godzin w tygodniu przez trzy lata. Ale byłam tak bardzo oczarowana tańcem, że podjęłam się intensywnej pracy, żeby nauczyć się go jak najszybciej. Wracałam z pracy, gotowałam obiad, wykonywałam jakieś obowiązki domowe i z powrotem jechałam 50 km do Chicago, żeby te lekcje odebrać. W domu byłam o dwudziestej trzeciej. Kładłam się spać i rano od nowa. A co drugi dzień miałam jeszcze lekcje zumby. Taniec towarzyszył mi każdego dnia. I tam się zaczęła moja przygoda z flamenco i z prowadzeniem zajęć grupowych Zumba Fitness. On jeszcze nie był znany w Polsce, więc odkrycie go to był strzał w dziesiątkę. Nie dość, że to aktywność sportowa, to jeszcze połączona z tańcem i muzyką. Więc po tych pięciu latach wróciłam z licencją do Polski i z dnia na dzień podjęłam się prowadzenia tych zajęć. Właściwie byłam jedną z pierwszych w Polsce instruktorką, która zaczęła uczyć fitnessu.
Cygański Muzyczny Teatr Terno
– Z Cygańskim Muzycznym Teatrem Terno zaczęłam współpracę w 2013 r. To stało się zupełnie przypadkowo – relacjonuje. – Ponieważ flamenco mi towarzyszyło, publikowałam zdjęcia na różnych portalach. Zauważył je syn Edwarda Dębickiego Manuel. Przyszła mu myśl, że byłabym dobrą kandydatką do ich zespołu, bo flamenco jest też sztuką Cyganów hiszpańskich. Zaproponował mi przyjście na próby zespołu, który doskonale znałam, dlatego że się wychowywałam w Gorzowie tuż przy amfiteatrze. Stamtąd słyszałam wszelkie odgłosy koncertów i to mnie poruszało. Ta dusza artystyczna zawsze we mnie była. I jak tylko słyszałam jakiekolwiek koncerty, biegłam tam, nie mówiąc nic nikomu i zaglądałam przez szczebelki, bo wtedy jeszcze teren był otwarty. Jako ośmioletnia dziewczynka zaglądałam tam i marzyłam, żeby kiedyś stanąć na tej scenie. No i minęło ponad 30 lat, a ja stoję na scenie, śpiewam i tańczę. Więc spełniło się moje marzenie. Nigdy nie myślałam, że dołączę do zespołu. Nigdy nie zabiegałam o to. Stało się to zupełnie naturalnie. Poznałam Edwarda Dębickiego, który jak dostrzeże potencjał, to da wszystkie narzędzia, żeby go wykorzystać. Wpuścił mnie na scenę, choć wiedział, że mój taniec nie jest do końca dopracowany. Że w solówce jeszcze wiele rzeczy można było poprawić. Ale powiedział mi: „Zatańczysz. Musisz mieć obycie na scenie. Musisz to zrobić, bo inaczej nigdy się nie nauczysz. Kiedy ja cię mam wpuścić, jak nie teraz?”. Więc przygotowałam sobie ten taniec z solówką i od tej pory zaczęłam z nimi koncertować. Byłam oszołomiona. Tańczyłam z wielkim napięciem, ale z koncertu na koncert coraz lepiej się czułam. A teraz czuję się jak ryba w wodzie. Uwielbiam scenę. Zaczęłam też z nimi śpiewać, bo znów pan Edward powiedział: „Marta, jak już tańczysz, to spróbuj zaśpiewać. Słyszę, że w tych chórkach śpiewasz”. Ja się wstydziłam. Ale zaprosił mnie na próbę jeden na jeden. Przyszłam, wyciągnął akordeon, zaczął grać i mówić o śpiewie cygańskim, który jest całkiem innym śpiewem, jak i muzyka cygańska. To zupełnie inne granie, zupełnie inny styl. Oni uczyli się od siebie, przekazywali te umiejętności z pokolenia na pokolenie. Na studiach można się nauczyć jakiegoś śpiewu klasycznego, operowego, a ten cygański jest zupełnie inny. Śpiewa się bardziej nosowo, zawodzi się. Ja nigdy nie miałam doświadczenia wokalnego, ale jak się jest czystą kartą, to łatwiej wejść i wsiąknąć. Jeśli się ma wykształcenie wokalne klasyczne, bardzo trudno wyjść z tego. Czasami jest to w ogóle niemożliwe. Wydaje mi się, że to było na moją korzyść. I pan Edward naprowadzał mnie na ten śpiew, brałam u niego indywidualne lekcje i w końcu pan powiedział: „Dzisiaj śpiewasz”. I to jego podejście się sprawdziło. Mnie się udało. On jest tak doświadczonym człowiekiem, wykształcił tyle różnych wokalistek, współpracował z Edytą Geppert, Anną German, napisał mnóstwo muzyki i tekstów, więc po prostu mnie popchnął.
Cdn.
Tekst i foto Hanna Kaup
« | styczeń 2025 | » | ||||
P | W | Ś | C | P | S | N |
1 | 2 | 3 | 4 | 5 | ||
6 | 7 | 8 | 9 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 |