W związku z zakończeniem projektu „Łączą nas ludzie i miejsca w podróży” oraz faktem, że nie wszyscy mogli dostać biuletyn, publikujemy materiały, które zostały tam zamieszczone. Dziś przedstawiamy – choć ich przedstawiać nie trzeba – Gontowca Podróżnego, czyli Bogdana i Marię Gontów. Ich blog na naszej stronie można czytać w każdej chwili. Ale o nich dowiecię się więcej z rozmów, które zaczynamy publikować. Dziś druga część rozmowy z Bogdanem zwanym Bodziem lub Bodziankiem.
Część pierwszą przeczytasz tu:
https://www.egorzowska.pl/pokaz,hanna_kaup,14617,z_zycia_wloczykijow_nieoczywistych_(1),
Zanim kupiliście namiot, zrobiłeś spanie w waszym fordzie. I spędziliście tam dwa miesiące po Francji, Hiszpanii, Portugalii.
– To dwa miesiące z noclegami w temperaturach powyżej 30°C. A w samochodzie było jak w pudełku.
Dało się to jakoś wywietrzyć?
– Nie trzeba było. Wręcz odwrotnie. Wystarczyło zamknąć, uszczelnić i nie otwierać. Spałaś spokojnie i nawet nie wiedziałaś, że jest taki upał na zewnątrz. Na samochodzie na masce jajka można było sadzić, ale w środku miałem szyby odizolowane srebrną folią. Maryśka spała tyłem do klapy i nawet nie wiedziała gdzie jest, czy to dzień, czy noc. Tak ciemno miała.
Poza tym, że oboje spaliście z tyłu samochodu, z przodu Maria po swojej stronie miała biuro, a ty gabinet kierowcy.
– Wieczorem tam pitrasiłem, a ona pisała. Bo umowa była taka, że ja wszystko przygotowuję do spania, rano układam, żeby jechać dalej, a ona w tym czasie robi śniadanie. Ponieważ były ogromne upały, po drodze nie jedliśmy zbyt wielu posiłków, wystarczyły pomarańcze i lekkie pieczywo, ale jak przychodził wieczór, ona chciała coś napisać, a jeszcze dostała od Magdy książki do korekty, więc ja w tym czasie przygotowałem spanie, przygotowałem kolację, a właściwie obiadokolację, sam zdążyłem pójść spać, a ona dopiero kończyła swoją pracę.
Dwa miesiące w jednym niewielkim pomieszczeniu, mąż z żoną choćby w najlepszych układach, to jest jednak zapalnik. Jak to się stało, że wróciliście cali i nie wydłubaliście sobie wzajemnie oczu ze złości?
– Nie ma na to czasu.
Maria jest ugodowa. Bez dwóch zdań. Ale czasami też nie wytrzymuje.
– Focha strzela.
A co ty wtedy robisz?
– Mam spokój. Ona focha strzeli, a ja się cieszę.
Macie taki układ, że co by się nie działo, to nie jest to wojna na śmierć i życie?
– Trzeba razem sobie radzić.
Jesteś komunikatywnym człowiekiem. W Polsce nie ma najmniejszego problemu, żebyś z kimkolwiek zagadał. Byle się człowiek pojawił na twojej drodze, zaraz go zahaczysz, zapytasz i rozmawiasz, a nawet zostajecie przyjaciółmi. Mimo że nie znasz specjalnie języków obcych, też nie masz problemów z kontaktami w świecie. Jak to się robi?
– A ja wiem? Odważnym trzeba być. Nie bać się nawet przekłamywać słów, źle wypowiadać je. Nawet na zasadzie Kali chcieć jeść. To wszystko zależy od człowieka. Ktoś jest chętny, to się szybko dogadacie. Trochę pomruczy, trochę pomacha rękami. Idzie się dogadać, jak np. za pierwszym wyjazdem do Danii, gdy pasek pękł. Poszedłem do serwisu, pokazałem, o co chodzi, oni coś mi pokazują, więc mówię, że nie takie. I się dogadaliśmy.
A jak ci z rozerwało oponę na Łotwie, poszedłeś do jakiejś kobiety.
– Tam język jest chyba najtrudniejszy. Zaczynając od Litwy, jeśli boisz się otwierać gęby, nie dogadasz się. To samo Łotwa i Estonia.
Mówiłeś po rosyjsku?
– Oni bardzo dużo mówią po rosyjsku. I nie chodzi o to, czy rosyjski lubię, czy nie lubię. W szkole też nie lubiłem, bardzo nie lubiłem, ale się przydał. Dogadaliśmy się w każdym temacie. Przemieszczaliśmy się po różnych państwach, ale większy problem miałem, jak byliśmy w zeszłym roku w Hiszpanii. Po prawie miesięcznym pobycie tam, pojechaliśmy do Portugalii. I wtedy dopiero mi się kiełbasa porobiła w głowie. A jak wyjechaliśmy z Portugalii, trafiliśmy do Galicji w Hiszpanii. Wtedy to już nawet Google wywiesił białą flagę.
Która z wypraw była dla ciebie wyjątkowa?
– To trudno powiedzieć. Chciałbym jeszcze raz być w każdej miejscowości, bo tego się nie dopatrzyło, tam się czegoś nie widziało. Nie ma, że to miejsce jest ładniejsze, a tamto brzydsze. Każde ma swój urok. Nie da się tego porównać. Nie będę równał dalekiej północy, do dalekiego południa, bo to się mija z celem. Chociaż na tej samej wysokości na wschodzie jest Murmańsk, a po drugiej stronie na ostro na Anglię lecisz. I tam są inne kultury. W samej Norwegii na północy jest pięć języków na niewielkim obszarze. Mało tego, oni nie chcą rozmawiać z ludźmi przybyłymi. Nie mają potrzeby odzywać się. Mają coś do załatwienia, to załatwiają. Mają swoje urzędy z rodzimym językiem. Wiadomo, państwowy jest norweski, ale każdy język podplemienia jest szanowany.
Rzeczywiście jesteście taką parą, która potrafi jeździć wielokrotnie w to samo miejsce, nie mówię, że za granicą, ale nawet tu, wokół komina. I za każdym razem coś nowego wynajdujecie.
– Wiesz, we własnej szafie szukamy czegoś i zawsze wynajdujemy jakieś inne rzeczy. Trzy razy szukamy, a dopiero za czwartym trafiamy na to, co trzeba. No to co chcesz od terenu? Takie to moje porównanie. Patrzysz na wszystko i nie widzisz. Dopiero za którymś razem, jak już się opatrzysz, to dostrzegasz coś nowego, a to leży tam już od setek lat.
Czym dla ciebie jest podróżowanie?
– Formą wypoczynku i życia. Bo przecież wypoczywa się też.
A jak się tak najedziesz, najedziesz, najedziesz, bywasz zmęczony?
– Raczej nie.
Niektórzy są zmęczeni po 100 km, a ty jedziesz w świat, nie znasz tras, bo zwykle wybieracie boczne drogi. To musi męczyć.
– Nie, nie. A główne drogi są dla ludzi, którzy nie wiedzą, co chcą zobaczyć. Po drodze jest bardzo dużo do zobaczenia. To zupełnie inny świat. I okazuje się, że punkt docelowy nie jest potrzebny, bo zobaczyłeś już tyle rzeczy. Czasem nawet ciekawszych. Autobus nie zrobi takiej wycieczki, a ty możesz.
Poza tym że chciałbyś wrócić do różnych miejsc jeszcze raz, co jeszcze chciałbyś zobaczyć?
– Jest kilka takich podróży. Głębokie Włochy. Ale trasa okrężna przez Morze Śródziemne do Rumunii. Grecja może być. Może być Turcja. Może Gruzja. Ale będąc w Turcji, jesteś prawie w Gruzji. Tylko odległość dzieli, a ląd jest ten sam. Planów mamy sporo. I ciągle się przekładają. Mieliśmy np. bilety do Stanów Zjednoczonych z miejscem bazowania w Chicago. Ale przyszła pandemia, no to stwierdziliśmy, że już sobie darujemy. Nie te lata. Nie ten czas, żeby lecieć. Ale włóczyć się trzeba. A ludzie którzy siedzą w domu tracą życie. Wegetują tylko. Na zasadzie kawę zrobię, wypiję, obrobię sąsiadowi tyłek albo sąsiadce i nic więcej. Co roku remont łazienki. W kuchni czy w pokoju trzeba pomalować. A ja mówię: „Po co malujesz”? „Bo śmierdzi”. „To nie pal”.
Ludzie inwestują w otaczającą ich substancję, a wy w siebie i swoje podróże.
– Inaczej. Ja uważam, że mieszkanie jest dla mnie, a nie odwrotnie. Komuś może się nie podoba, że u mnie jest ciasno, bo czasami nie ma kiedy rozpakować walizek, tylko przerzucić część rzeczy. Więc u nas wygląda tak, jakbyśmy albo dopiero wrócili, albo już znowu wyjeżdżali.
Rozmawiała Hanna Kaup
foto archiwum własne
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć