Będzie długo, ale mam nadzieję, że jasno.
Zmiany klimatyczne powodują ekstremalne zjawiska pogodowe: długotrwałe susze plus zlewne deszcze powodujące powodzie błyskawiczne, bo w wyschniętą ziemię woda wsiąka bardzo powoli. Rzeki mają pół metra głębokości przez długi czas, żeby w ciągu doby przybrać do kilku, kilkunastu nawet metrów. Jeśli przez lata betonowało się brzegi rzek i zwężało koryta, prostowało się rzeki, by nie meandrowały, tylko płynęły szybciej (poprawiając w ten sposób żeglowność), to w przypadku takim, jaki mamy dzisiaj, woda się momentalnie spiętrza, a jej napór jest tak wielki, że pękają tamy (stuletnia tama w Stroniu Śląskim) a woda porywa wszystkie inne konstrukcje: np. oba mosty w Głuchołazach.
Odrę prostowano jeszcze, gdy Polski nie było na mapach Europy. Dziś ponosimy konsekwencje tamtych pomysłów. A ówczesna myśl inżynieryjna nie zakładała zlewnych deszczy w sytuacji katastrofy klimatycznej. Dlatego po polskiej i czeskiej stronie pękają poniemieckie tamy. Nie pękały w 1997 roku, bo wówczas nawet powódź tysiąclecia powodowana była przez mniejsze stany wód.
Najważniejsze – powstrzymać zmiany klimatyczne, ale one już są, dlatego inaczej postępujemy na terenach górskich, a inaczej na terenach nizinnych. Czyli zbiorniki retencyjne, wały, ale też odtwarzanie starorzeczy, powiększanie (a nie pomniejszanie) polderów, bagien i sadzenie drzew, bo tereny zadrzewione absorbują nawet kilkukrotnie więcej i nawet kilkunastokrotnie szybciej wody niż pola. W miastach potrzebujemy więcej terenów małej i mikro retencji, mniej betonozy (woda płynąca ulicami i chodnikami wpływa do piwnic a następnie do lokali na parterze, zamiast do parków i terenów zielonych. Taki zbiornik w Raciborzu, którym wszyscy się chwalą, kosztował 2 miliardy, niby dużo, ale jak porównamy z kosztami propagandy w TVP z PiS, to mamy porównanie.
Poza zbiornikami suchymi potrzebujemy tez mokrych. No i jest jeden jedyny w ostatnich latach.
Konflikty z ekologami i naukowcami w ostatnich latach dotyczyły także wycinki drzew na terenach górskich. Absorpcja wody przez drzewa jest nie do przecenienia w sytuacji nawalnych deszczy w górach.
I tu trzeba wyjaśnić kilka pojęć. Bo mówimy o rewitalizacji (przywracanie życia w szerokim ujęciu) i renaturyzacji (dostosowania do warunków narzucanych przez naturę, której kontrolować ani okiełznać ludzie nie są już w stanie). Musimy też zważyć ryzyka, ponieważ polepszanie żeglowności na wysychających rzekach w obliczu zmian klimatycznych zwiększa ryzyko gwałtownych powodzi w szybkim i wąskim nurcie, który momentalnie się podnosi i zrywa przeszkody lub przez nie się przelewa. Szybsze spływanie wody z pól zabezpiecza plony przed gniciem, ale zwiększa ryzyko suszy i pogarsza stan czystości rzek, do których spływają środki ochrony roślin i resztki nawozów z pól czy soli z dróg zimą.
Działania przeciwpowodziowe bazujące na stanie wiedzy sprzed katastrofy klimatycznej mogą prowadzić do skutków wprost odwrotnych. I tak właśnie było na Ziemi Kłodzkiej.
Pamiętacie wielkie inwestycje na Odrze i Wiśle finansowane z pożyczki z Banku Światowego? Zaplanowano kilkanaście zbiorników retencyjnych w okolicach Kłodzka – niby dobrze, ale nie w takim kształcie po zmianach klimatycznych. Do budowy nie doszło, bo protestowali mieszkańcy świadomi już, że betonowanie koryt potoków i wycinanie lasów górskich doprowadzi do katastrofy, bo z łysych zboczy spływa szybciej i więcej.
Pisowska władza się wycofała z projektu zaplanowanego wcześniej, ale też eksperci z Banku Światowego przecierali oczy ze zdumienia, jak zobaczyli proces planistyczny. Zbiorniki nie powstały, ale wycięto kilkadziesiąt hektarów lasów łęgowych pod tylko jeden z planowanych zbiorników. Wykarczowano drzewa, betonowano potoki. Efekt mamy. Więcej wody (bo Adriatyk 2 stopnie cieplejszy) i mniejsza absorpcja, bo lasów nie ma (masyw Śnieżnika też dotknęły wycinki) i nie wytrzymują zapory w Stroniu Śląskim czy Jarnołtówku. Mało pocieszające, że po czeskiej stronie też pękają tamy.
Od marca 2021 roku pracował Parlamentarny Zespół ds. Renaturyzacji Odry, który współprowadziłam z posłem Tomaszem Aniśką, pracowali w nim tylko posłowie Lewicy i Zielonych. Po katastrofie, którą w ramach prac zespołu przewidziano (choć nie przewidzieliśmy złotej algi, ale zwróciliśmy uwagę na inwestycję w betonowanie Odry, które zablokują rzece możliwość samooczyszczania) dołączyli do Zespołu posłowie Nowoczesnej i Platformy. W dzisiejszym składzie - Zespół kontynuuje prace w sejmie X kadencji - są już przedstawiciele wszystkich koalicyjnych ugrupowań, mamy fantastyczne zaplecze eksperckie.
Wnioskowaliśmy w 2021 roku o renaturyzację rzeki i oskarżano nas o zdradę interesu narodowego, jakby interesem narodowym było zanieczyszczać rzeki ściekami, niszczenie polderów i betonowanie jej brzegów. Ogromne inwestycje na kredyt z Banku Światowego pogłębiły kryzys na Odrze i też na Wiśle. Zaprojektowane inwestycje miały nas chronić przed powodzią, ale inwestycji w powiększanie polderów nie było.
Ponieważ polityka ostatnich lat skupiała się na tym, by woda łatwiej spływała do rzek, prąd w rzece był szybszy i głębokość większa, a cele przeciwpowodziowe podporządkowano celowi utrzymania żeglowności.
Pod płaszczykiem ochrony przeciwpowodziowej a w gruncie rzeczy - propowodziowej w obliczu zmian klimatycznych, likwidowano poldery i przesuwano wały bliżej rzek, betonowano koryta. Co ciekawe, naukowcy opracowali projekt renaturyzacji polskich rzek, by zwiększyć zdolność rzek do samooczyszczania (teraz tylko 0,5% rzek jest czystych) i zapobiegać katastrofom na podłożu zmian klimatycznych. Ten program każdy z nas może przeczytać, bo wisi od lat na stronach Wód Polskich.
Problem w tym, że program wisiał i się starzał, zamiast być wdrażanym.
To musiało się skończyć katastrofą ekologiczną i ona wydarzyła się szybciej niż się spodziewaliśmy. Po katastrofie ekologicznej w 2022 roku nie wydarzyło się nic, co mogłoby zapobiec następnej.
Specustawa odrzańska przygotowana przez rząd PiS czyniła zanieczyszczanie rzeki ściekami i solanką przez następne lata OPŁACALNYM zamiast karalnym, wpisywała wszystkie realizowane obecnie lub planowane w dalekiej przyszłości inwestycje na terenach odrzańskich (kompletna aberracja, by wpisywać w ustawę inwestycje finansowane z innych źródeł i niemające związku z polepszaniem stanu wody w rzece w kierunkową ustawę). Ustawa też tworzyła nową służbę specjalną w ramach Wód Polskich (nowe mundury, limuzyny i stanowiska) oraz ułatwiała wydawanie decyzji inwestycyjnych przy rzece. Nie było w tej ustawie ani jednego zapisu, który służyłby rzece czy ludziom nad nią mieszkającym.
Specustawa nie ułatwiała też żadnych działań przeciw suszy czy powodzi i jeśli dziś się ktoś na nią powołuje, to bajki opowiada na potrzeby elektoratu niemającego pojęcia, co w tej ustawie było. Bo jej realizacja w żaden sposób nie wpłynęłaby na dzisiejszą sytuację na Opolszczyźnie i Dolnym Śląsku.
Napisałam, że w ostatnich latach dla czystości rzek nie zrobiono prawie nic. A dla ochrony zasobów wodnych przed suszą klimatyczną? Też niestety niewiele, bo inwestycje w retencję zrealizowano na poziomie 10% planowanych. Ciekawych zachęcam do lektury raportu NIK. Retencja to i zabezpieczanie przed suszą i przed powodzią. Rolnicy dostali działania i inwestycje pozorowane.
Nowelizacja specustawy odrzańskiej (przypominam - skierowanej na poprawę jakości wody w rzece) przygotowywana jest w Ministerstwie Infrastruktury. Co się w niej pojawia, co pomoże nam w kontekście zmian klimatycznych? Inwestycje odrzańskie mają realizować cele zdolności rzeki do samooczyszczania, poprawy stanu ekologicznego oraz STABILIZACJI ODPŁYWU.
Odsuwanie wałów i powiększanie terenów zalewowych, przywracanie starorzeczy, likwidacja przegród poprzecznych (teraz zrywanych przez płynącą spiętrzoną wodę) poprawią i stan czystości wody i zapobiegną suszy oraz zwolnią i obniżą falę powodziową. Ewentualna fala powodziowa będzie zatem mniej niszczycielska.
Ponadto inwestycje przechodzą do aktów wykonawczych, a zamiast nowej policji wodnej, wzmocnimy potencjał Państwowej Straży Rybackiej i Inspekcji Ochrony Środowiska.
Wszystkie samorządy powinny mieć strategie reagowania na zmiany klimatyczne. Nie tylko w kontekście budowania infrastruktury krytycznej ale także niebudowania niczego na terenach zalewowych (casus wrocławskiego Kozanowa czy przysłowiowej willi nad górskim potoczkiem), sadzenia drzew, odtwarzania zerwanych tam, budowania małych zbiorników retencyjnych i myślenia, co może się wydarzyć złego i zwielokrotnić przewidywane zagrożenie.
Jakośtobędzizm w czasach katastrofy klimatycznej nie jest dobrą strategią planowania kryzysowego. Samorządy Kłodzka, Lądka Zdroju, Głuchołaz, Prudnika, ale także Czechowic-Dziedzic, Wrocławia, Opola, Bielska-Białej, Krakowa powinny być przygotowane na najgorsze. I ludzie też powinni zmądrzeć i nie wspierać patodeweloperki, która buduje apartamentowce nad brzegami rzek, jak Polska długa i szeroka.
Źródło: Anita Kucharska-Dziedzic/FB