Miasto pewne w kleszczach...
Modne może się wydawać ostatnio snucie opowieści opartych na interpretacjach faktów historycznych. Ale nie do trendów nawiązuję, a do wyskakujących jak diabełek z pudełka internetowych reakcji.
Armia Czerwona zrobiła z tym NIEMIECKIM miastem to, co robi każda armia zwalczająca wroga. Nie brała pod uwagę planów swego wodza J.S. wobec granic i nie miała na uwadze przekazać go w jak najlepszej kondycji Polsce. A może nawet tym bardziej nie... któż to wie...
To obraz ogólnej „filozofii” prowadzenia wojny na wyniszczenie, ale niekoniecznie jest wykonywaniem w każdym detalu jakiegoś konkretnego rozkazu. Ten był jeden ogólny – zadusić faszystowskiego gada w jego berlińskim gnieździe.
Landsberg rządzony do tego dnia przez nazistowską partię był po drodze, nie polski Gorzów, jak wcześniej Warszawa, Poznań, Katowice. Do polańskiego średniowiecza czy też wyborów politycznych niemieckiego pogranicza w 1933 r. nie będę się tu odnosił. Landsberg zebrał to, co zasiał wrzesień 1939, czerwiec 1941. Polska, potem Stalingrad, spalone wsie, liczne niemieckie zbrodnie. Spora plątanina zdarzeń i ich następstw.
Pożary tu wybuchające miały wiele genez, nie jedną, nie wymierzoną w kogoś jednego. Paliły się niemieckie domy, paliły się szabrowane domy, paliły się niewygodne dla Niemców adresy, paliło się coś przypadkowo, bo tak, albo bo co innego. Jak to na wojnie. Niestety.
Luty, marzec to trwająca wojna, o której wtedy nie wiedziano, że skończy się w maju i że świat przybierze taki kształt. Jeśli do kogoś wtedy docierały powoli te wiadomości, dokąd to zmierza, to niekoniecznie musiał w to wierzyć. Większość działała tak, jak czas wtedy im nakazywał. Mściła się, starała przeżyć, może coś dla siebie uszczknąć, pójść do przodu, uciec, schować się.
To, co widzimy tu, to obraz wojny, o której już wielu filozofów, poetów, teologów próbowało coś mądrego powiedzieć. Kamienice niemieckich mieszczan głównej i dumnej Richtstrasse, którzy przez wiele pokoleń budowali tu swój mały świat. Zostały tylko mury, niedługo postały. Czy można było je odbudować, czy ktoś potrzebował Landsberga Bis w polskich granicach? Widać nie, skoro się tak nie stało. Czy teraz ktoś by ich chciał? I tak można by snuć dalej.
Ale bez opowiadania głupot o jakimś ruskim najeździe na Gorzów. I zniszczeniu „nam” czegoś. To było zanim jacyś „my” i po tym, jak oni im i wielu uczynili wiele. Szkoda. Cholernie szkoda. Ale czy obecnie jest z tym lepiej?
Robert Piotrowski
foto FB
Oferty na budowę centrum opiekuńczo-mieszkalnego
Osoby ze szczególnymi potrzebami będą miały swoje centrum opiekuńczo-mieszkalne.
To miejsce będzie odpowiedzią na ich potrzeby oraz wsparciem dla opiekunów i ...
<czytaj dalej>Miasto inwestuje w zieleń i usuwa nielegalne wysypiska
Wydział gospodarki komunalnej usunął kilka dzikich wysypisk, a wydział ochrony środowiska i rolnictwa przeprowadzi dwa odbiory techniczne dwóch zielonych inwestycji.
Pierwszy ...
<czytaj dalej>Czujesz się bezpiecznie?
Każdy gorzowianin może przyczynić się do zwiększenia bezpieczeństwa w naszym mieście wypełniając ankietę, przygotowana przez magistrat. Na Państwa pomoc i ...
<czytaj dalej>Wszystkich Świętych i Dzień Zaduszny
Pierwsze dni nadchodzącego miesiąca, a zwłaszcza uroczystość Wszystkich Świętych, obchodzona 1 listopada, oraz wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych, czyli tzw. Dzień ...
<czytaj dalej>