
Nowy rok to okazja do nowych nieuczciwych działań, skierowanych do ludzi, którzy swój czas spędzają głównie przed ekranami komputera. Minęło Boże Narodzenie, minął nowy rok, więc w handlu nastał okres marazmu. Ale nie w tym nieuczciwym. Tu co chwilę pojawiają się wyjątkowe okazje, by zdobyć coś „za darmo”. A to cudowną paczkę kosmetyków za 9,90, a to nieodebraną z lotniska walizkę za podobne pieniądze, a to ogromne pudło klocków Lego, wreszcie laptopa. Ta ostatnia oferta skierowana do seniorów wymaga od nich jedynie „Złożenia wniosku”, by sprawdzić, czy się kwalifikują.
Taki post 15 stycznia wrzuciła na FB niejaka
Nina Kovač, ogłaszając wszem i wobec, że: "Amazon organizuje wyjątkową promocję dla seniorów! Firma rozdaje laptopy HP Pavilion 15 z zeszłorocznych zapasów, które nie posiadają oryginalnego opakowania. Aby zdobyć laptop w prezencie, wystarczy wziąć udział w quizie i odpowiedzieć poprawnie na kilka pytań. To sposób Amazona na podziękowanie emerytom za ich wkład w społeczeństwo, jednocześnie przygotowując magazyny na nowe produkty. Kliknij „Złóż wniosek” poniżej zdjęcia i sprawdź, czy się kwalifikujesz!”
Jeszcze niżej, w celu wzmocnienia przekonania o prawdziwości wyjątkowej okazji, oczywiście każdy może przeczytać komentarze podpisane imieniem i nazwiskiem, nierzadko ze zdjęciem.
Jacek Greb na przykład pisze: „Mój wnuk nalegał, żebym spróbował. Nie wierzyłem w to, ale teraz mam laptopa! Dziękuję za tę szansę i za uczynienie naszego święta jeszcze lepszym!”.
Krzysztof Bielski: „Doradziłem moim rodzicom, żeby wzięli udział w tej promocji, a teraz mają nowego HP. Wszyscy są szczęśliwi, a ja jestem najlepszym synem!” czy
Elżbieta Stępkowska: „Wybrałem pudełko (pisownia oryginalna –
podkr. Moje HK) przypadkowo i wygrałem! Ten laptop jest idealny do oglądania seriali w zimowe wieczory. Jestem bardzo wdzięczny!”.
Kim są ci podpisani z imienia i nazwiska? Wystarczy sprawdzić choćby facebookowe informacje o nich, by się przekonać, że tam coś jest nie halo, szczególnie gdy o kobiecie pisze się „zrobiłem”, „wypełniłem”, „dostałem”.
A posiadająca swoje konto niejaka Nina Kovać pisze, że jest twórcą cyfrowym i dziennikarzem, że pracuje w Warszawie przy ul. Marszałkowskiej 77/79.
Gdyby ktoś chciał sprawdzić, co tam się znajduje, natychmiast wujek Google podpowie mu, że Biuro Infrastruktury Miasta Warszawy. Niewiele myśląc, zadzwoniłam pod podany numer, ale pani z sekretariatu nic nie wiedziała, również po konsultacji z kimś kto powinien wiedzieć. Ale przekazała mi numery telefonów do Wydziału Prasowego ratusza. Kiedy wreszcie się tam dodzwoniłam, moja rozmówczyni wykazała zdziwienie, więc poprosiła o screen strony Niny Kovać i po upływie jakiegoś czasu oddzwoniła z informacją, że pod podanym adresem nie ma żadnej miejskiej jednostki. Jakiś rok temu prawdopodobnie był tam urząd pracy, ale teraz nie ma i ona nie zna statusu prawnego budynku.
Zapytana, dlaczego w takim razie adres się wyświetla, dlaczego nikt z tym nie zrobił porządku, zaczęła mocno kluczyć, niecierpliwić się i przerwała rozmowę obiecując – i to takim tonem, jakby to był mój problem – że zrobi, co może, by sytuacja uległa zmianie.
„W jakim matrixie my żyjemy” – pomyślałam. Jak w tym mają się odnaleźć najbardziej narażeni na oszustwa? Dlaczego urząd miasta nie kontroluje tak ważnych spraw, jak dane adresowe? Przecież z pewnością dba o swoich seniorów i może nawet robi sobie z nimi radosne fotki, gdy nadarzy się tylko okazja. Jak ci mniej medialni mają zrozumieć świat, w którym brakuje porządku i urzędnik wciąż może powiedzieć „nie mamy pana płaszcza i co nam pan zrobi?”. Istny Bareja wiecznie żywy.
Po co ja to piszę? Po to, by te wszystkie osoby korzystające z portali społecznościowych, które nagle budzą się jak ze snu, dostrzegając, że oto ktoś tam podszywa się pod ich dane, że ktoś w ich imieniu wysyła jakieś posty i prośby o numer telefonu czy wpłatę gotówki, zrozumiały, że nic się samo nie dzieje. Twierdzą, że pojawiające się posty to nie ich sprawka.
To pewne, że nie ich samych. Ale drugie pewne jest takie, że kiedyś w coś takiego o czym piszę, kliknęły, wypełniły ankietę, zgłosiły chęć otrzymania „darmowego” cuda i zostawiły swoje dane. Albo ich dane jakoś wyciekły.
Kiedy poprosiłam o komentarz człowieka, który od lat pracuje z Internetem, a który nazwał się specjalistą od niebycia głupim, powiedział: „Co trzeba mieć w głowie, by narzekać, że świat jest zły i wierzyć, że ktoś coś ci da za darmo albo za 20 proc. ceny? Żadna firma nie pozwoli sobie na takie rzeczy, a gdyby nawet, to byłoby to wysłane z oficjalnej strony i mówiliby o tym wszyscy. Gdyby firma Lego czy inny Amazon wymyśliły takie coś, to Chytra Baba z Radomia to byłby pikuś”.
Niezorientowanym wyjaśniam, że „Chytra Baba z Radomia” służy do określenia osoby przebiegłej, czerpiącej korzyści nieuczciwą drogą, a pojęcie powstało po publicznej Wigilii dla mieszkańców Radomia. Ludzie podchodzili do stołu zabierając po jednej butelce napoju, podczas gdy "Chytra Baba" zabrała aż trzy.
„Nie ma innego sposobu walki z dezinformacją, scamem, deepfakami niż zdrowy rozsądek, bo cała koncepcja takiego ataku opiera się na tym, że będziesz głupi, zagoniony albo przestraszony. Wszelkie szkolenia mówią w tym wypadku o poczuciu nagłości (sense of suddenness), co oznacza, że jeśli teraz nie skorzystam, to zaraz to stracę. Niestety, to może się nawet zdarzyć na jakimś portalu dziennikarskim i być prawdziwą wiadomością, która zaczyna się od słów: „Za chwilę to wykupią”. A to jest podpucha, by za bezcen sprzedać dane osobowe” – kończy mój rozmówca i dodaje, że jeśli ktoś reaguje na takie wpisy, to znaczy że był nieuważny.
Wracając do sprawy z urzędem miasta w Warszawie. Nie należę do tamtego zespołu prasowego i wiedzieć, co się u nich dzieje, nie muszę, ale wystarczyło, bym wrzuciła dwa kolejne zapytania i sprawa z budynkiem się wyjaśniła. Tu cytat z „Gazety” z 11 sierpnia 2022 r. „Kilka dni temu prezydent Warszawy
Rafał Trzaskowski podpisał zarządzenie, którym przekazał budynek przy Marszałkowskiej 77/79 Stołecznemu Zarządowi Rozbudowy Miasta. To budynek, w którym do niedawna mieściło się miejskie biuro architektury”. Dodam, że potem został przekazany do zamieszkania uchodźcom z Ukrainy.
Ciekawe, jak to jest, że zespół prasowy nie ma pojęcia, co się w jego ogródku dzieje. Ale to na szczęście nie Gorzów Wielkopolski, tylko sama stolica (sic!).
PS
Po mojej interwencji, następnego dnia dane na stronie internetowej Urzędu Miasta Warszawy zostały zmienione.
Hanna Kaup
redaktor naczelna/wydawca