Zwolennicy zmiany nazwy naszego miasta zaprosili w poniedziałek do udziału w konferencji połączonej z debatą. O 17.00 w Wojewódzkiej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Gorzowie spotkała się grupa zainteresowanych zarówno pozostawieniem Gorzowa Wielkopolskim jak i wycięciem przymiotnika.
Grupa – trzeba dodać – niewielka, wręcz znikoma jak na ponad stutysięczny Gorzów. Grupa, której większość brała udział w trzech zorganizowanych wcześniej przez urząd miasta debatach.
Tym razem spotkanie poprowadził dziennikarz
Jacek Dreczka, a wystąpienie o charakterze historycznym miał prof.
Dariusz Rymar. Organizatorzy zaprosili również gościa
Jerzego Waliszewskiego z Towarzystwa Przyjaciół Stargardu, a do tzw. panelu osoby, które popierają – choć nie wszyscy o tym mówili – propozycję odcięcia przymiotnika. W czasie ponad dwugodzinnego spotkania głos zabierali też gorzowianie.
Niby prosty scenariusz, niby wszystko powinno pójść gładko, a jednak było mi wstyd. Wstyd głównie przed gościem ze Stargardu, człowiekiem o wysokiej kulturze, wypowiadającym się rzeczowo i bez emocji, w żadnym stopniu niekomentującym zdań innych, a już na pewno nie tak, jak radny Synowiec, który nie hamował się, przerywał mówiącemu, wyśmiewał go, wstawał z miejsca i wykrzykiwał, nie mając ku temu podstaw.
Było mi wstyd, bo takie zachowanie nie przystoi radnemu.
Było mi wstyd, bo prowadzący nie wykazał się taktem wobec rozmówców broniących obecnej nazwy miasta, wchodził z nimi w graniczące z pyskówkami dyskusje, a swoim tonem wybijał z myśli, wprowadzając w zakłopotanie. To było bardzo nieprofesjonalne, smutne i żenujące. Trochę ta niby-debata, niby-konferencja przypominała mi spotkanie u cioci na imieninach, a przecież nie tak miało być.
Najważniejszy głos w czasie tego nieszczęsnego spotkania zabrała
Marta Bejnar-Bejnarowicz, która najpierw wyjaśniła prowadzącemu, że – poruszony przez jednego z rozmówców – temat elektryfikacji linii kolejowej do wykluczonego komunikacyjnie miasta wojewódzkiego jest bardzo związany z tematem debaty, bo takie problemy budują naszą tożsamość. Nie jakaś sztuczna zmiana nazwy, ale poważny problem, który jednoczy.
Drugi raz Marta Bejnar-Bejnarowicz podjęła poruszony temat Akademii im. Jakuba z Paradyża, akademii, która powinna zmienić nazwę na Akademia Gorzowska. I myślę, że od tego powinni zacząć zwolennicy Gorzowa. Przeprowadzenie tej zmiany, mogłoby utorować drogę do ujednolicenia nazwy naszego miasta. Obawiam się jednak, że w przypadku akademii, do zmiany nazwy nie dojdzie. I ciekawi mnie, jakie polityczne przeszkody staną temu na drodze.
Szczerze przyznam, że nie wytrzymałam – nie tylko ja – do końca. Jak się okazuje z relacji obecnych, na moje szczęście. Podobno w czasie ostatniego wystąpienia
Henryka Macieja Woźniaka miała miejsce taka pyskówka, jakiej nie słyszałam, odkąd żyję. Były prezydent znów podzielił gorzowian, pogardliwie mówiąc o zwolennikach pozostawienia przymiotnika, jak o tych gorszych, którzy nie kochają miasta.
Nie mam pojęcia, co pomyślał sobie o nas gość ze Stargardu, ale nie zdaliśmy tego egzaminu. O niektórych wypowiedziach nie wspomnę, bo to wstyd, kiedy ważna osoba nie zna np. geografii; kpi z obciążeń finansowych przedsiębiorców, nie mając o nich pojęcia, np. o tym, że kasy fiskalne trzeba będzie przestawić i za to zapłacić – trzeba będzie; tonem głosu próbuje ośmieszyć przywiązanie ludzi do obecnej nazwy; nie zna zasad tworzenia rzeczowników czy przymiotników od dwuczłonowych nazw miasta, etc.
Na spotkaniu pojawili się jak zwykle ludzie z grupy „Obywatele GW 66-400” w swoich koszulkach, na których – wzorem Henryka Macieja Woźniaka – zakleili przymiotnik „Wielkopolski”. Nie wykreślili tylko litery „W”. Może dlatego, że skojarzenie napisu „Obywatele G” nie jest najszczęśliwsze? Śmieszne to wszystko i szyte na potrzeby debaty z tezą.
A papierkiem lakmusowym zainteresowania uczniów ideą zmiany Gorzowa Wielkopolskiego było wystąpienie reprezentanta Młodzieżowej Rady Miasta, który – mimo usilnych prób prowadzącego – pokazał, w jak głębokim poważaniu jego koledzy mają ten temat.
I nie dziwi mnie, że zwolennikom zmiany nie udało się nikogo przekonać do swojego pomysłu. Nie przygotowali ani analizy SWOT, ani kosztów, które trzeba będzie ponieść. I nawet, jeśli wydaje się, że dla miasta – czytaj: jego podatników – nie będzie to, jak mówią, wielka kwota, może warto zastanowić się nad naszym budżetem i faktem, że wciąż mamy deficyt pokrywany z pożyczek. Może warto o tym pomyśleć, bo nikt nie potrafi wskazać, jakie – poza kosztami – będą korzyści z odcięcia przymiotnika Wielkopolski. O ich braku dla swojego miasta wspominał również gość ze Stargardu.
I koniecznie muszę odnotować pomysł radnej
Anny Kozak, która będzie odwiedzać mieszkańców, by zdobyć przynajmniej tysiąc głosów i wiedzieć, czego chcą gorzowianie. W końcu to ona będzie głosowała na radzie za przyjęciem lub odrzuceniem inicjatywy zmiany nazwy miasta. Obawiam się tylko, by nie była osamotniona.
Jak ocenić poniedziałkowe spotkanie w bibliotece? Powiem krótko. Fatalnie. To nie powinno było się zdarzyć. Widziałam zażenowane miny słuchających, widziałam, jak dyrektor Teatru im. J. Osterwy
Jan Tomaszewicz ze wstydem chował głowę w ramionach i mówił: „Obawiałem się, że tak będzie”.
Niestety, nie dość, że grupa inicjatywna nie potrafiła przewidzieć, do czego doprowadzi przyjęta przez nią stylistyka dyskursu, to jeszcze po trzech przeprowadzonych debatach i licznych dyskusjach internetowych nie zmieniła tonu, nie przytoczyła żadnych przekonujących argumentów, za to poszła w zaparte, że jest lepsza od reszty gorzowian, którzy niby boją się zmian.
Niestety, wszystko to świadczy o jej oderwaniu od rzeczywistości, o nieznajomości realiów i potrzeb mieszkańców, a także o swoistym samouwielbieniu.
Niestety – poza zaklinaniem, że świetnie się stało, bo gorzowianie na spotkaniach się uaktywnili – trzeba powiedzieć otwartym tekstem, że nie tak powinny te spotkania wyglądać, bo doprowadziły do kłótni, żeby nie powiedzieć wojenki gorzowsko-gorzowskiej. A tak nie powinno było się stać. Słabo przygotowane przez AJP trzy debaty i żenujące poniedziałkowe spotkanie to aż nadto, by nie zgodzić się na pomysł skrócenia nazwy Gorzowa Wielkopolskiego.
PS
O teatrzyku manipulacji pisałam w czerwcu:
https://www.egorzowska.pl/pokaz,felietony,13888,
Hanna Kaup
redaktor naczelna/wydawca