sobota 22 marca 2025     Bogusław, Katarzyna, Oktawian
eGorzowska - internetowy dziennik Gorzowskiej Agencji Dziennikarskiej
szukaj    szukaj szukaj
« powrót
Nieplanowana spowiedź z życia (2)
eGorzowska - 9011_slgmxSOy773XugGUajtF.jpg

Ciąg dalszy historii życia Henryka Szulżyckiego.

Część pierwszą przeczytacie tu:http://www.egorzowska.pl/pokaz,czlowiek,9010,nieplanowana_spowiedz_z_zycia_1,

Zgrupowani pod murami Jagiellońskimi polscy partyzanci nocowali pod gołym niebem. Na szczęście, lipiec 1944 r. był ciepły. Więcej jednak było minusów. Poza brakiem latryn dla tysięcy internowanych, poważne kłopoty sprawiał brak wody.

Na placu wewnątrz murów była studnia, ale woda nie nadawała się do picia. Prawdopodobnie była zatruta przez Niemców. Przy takim upale brak wody spowodował, że organizowano pod nadzorem żołnierzy, dziesięcioosobową drużynę z wiadrami, na wymarsz poza mury po wodę.
Oczywiście, nasze rodziny wiedziały już, że jesteśmy w niewoli, zamknięci w murach Miedników Królewskich. A dowiedzieli się o tym od tych, co nie dali się rozbroić i uciekli z otoczenia. Stąd też przy wejściu do zamku, przy straży żołnierzy Armii Czerwonej byli blisko koledzy. Gdy ktoś z krewnych czy znajomych przyszedł do wartowników i wymienił nazwisko i imię znajdującego się w murach partyzanta, ogłaszano głośno dla wszystkich. Tak też któregoś dnia wołano i mnie. Nie wiedziałem, kto przyszedł. Zabrałem wiadro i wyszedłem z innymi kolegami...


Henryk Szulżycki urodził się 19 lipca 1926 roku we wsi Nieścienięta, gmina Soły, powiat Oszmiana, województwo wileńskie. Z rodziną mieszkał w jednoizbowej drewnianej chałupie pod nr. 39 lub 40. Wewnątrz stał duży piec do pieczenia chleba i gotowania posiłków, a w zimie - do spania. Naprzeciw - łóżko babci, a w narożniku od strony ulicy i podwórka - ławy i stół. Przy wejściu do izby od sieni, po prawej stronie było łóżko rodziców. Henryk i jego młodsi bracia Stach i Mietek spali na pryczy między piecem chlebowym a piecem do ogrzewania. Podłogi nie było, tylko tzw. glinobitka. W narożniku nad stołem i ławami wisiały święte obrazy: Matki Boskiej Ostrobramskiej, Serca Jezusa i Trójcy Świętej.
Za domem tuż przed sadem był chlew i obora dla koni, krów, świń i kur. Dalej stodoła. Po lewej stronie od niej - zrąb nowego budynku mieszkalnego. W sadzie rosły jabłonie, grusze i wiśnie. Po drugiej stornie ulicy, naprzeciw domu był ogródek i łąka aż do strumyka nazywanego Małą Rzeczką. Za nią, do granicy sąsiedniej wsi Rudziszki także rozciągała się łąka.

Rodzinę Szulżyckich nazywano we wsi Sybirakami, bowiem dziadek Antoni po powstaniu styczniowym w 1863 r. został zesłany na Syberię. Babcia Julia pojechała za nim. Mieszkała w Tomsku, Omsku i Nowosybirsku. Dziadek w obozie zachorował na jakąś zaraźliwą chorobę i zmarł. Został pochowany we wspólnym grobie z innymi skazańcami. Babcia z dziećmi wróciła do wsi. Henryk jest jednym z trzech synów Weroniki Szulżyckiej z domu Meczel (córki Jana i Marii, rodowitej mieszkanki wsi Nieścinięta) oraz jej męża Tomasza Szulżyckiego, który przyszedł na świat w 1892 r. w Tobolsku.

Za bramą przywitał mnie ojciec. Oczywiście, zaczęliśmy rozmawiać o rodzinie, co słychać, jak się czują wszyscy, mama, bracia i kuzynka z dziećmi... W końcu ojciec mówi, że ma pół litra i może dać któremuś z wartowników i może mnie wypuszczą... Ja natomiast spytałem, gdzie są moi koledzy, którzy uciekli po rozbrojeniu przez Armię Czerwoną. Odpowiedział mi, że wszyscy skrywają się w naszej stodole, gdzie był dół obłożony sianem. Wtedy powiedziałem, że nie chcę się ukrywać, tu mam też kolegów i będę z nimi aż do zakończenia naszej niewoli. Na tym zakończyła się nasza rozmowa. Nabrałem wody do wiadra i wróciłem do obozu...

"Wspomnienie to nić wysnuta
Ze złotej Księgi Młodości..."

Na Wileńszczyźnie w okresie międzywojennym miała miejsce komasacja gruntów. Ojciec Henryka Tomasz uczestniczył w tych działaniach jako pomocnik geodetów. Dzięki reformie rolnej pobudował dom, spichrz, stodołę, chlewy dla bydła. Był gospodarzem. Mieszkał tak z rodziną do chwili, kiedy w 1939 przyszli Bolszewicy. Gdy Henryk miał pięć lat, zmusił go, żeby nauczył się czytać. Później posłał go do szkoły. Nauka nie sprawiała mu kłopotów, poza zasadami ortografii, ale i z tym sobie poradził. Z wielkim uznaniem wspomina nauczycielkę z czwartej klasy Helenę Łokczewską z Łucka. - To była kobieta do duszy. Potrafiła uczyć nie z tej ziemi - podkreśla. W piątej klasie dyrektorem szkoły był Edward Franczak, ps. Mieczysław. Do dziś Henryk Szulżycki nosi w portfelu zafoliowane zdjęcie z tamtych czasów. Przedstawia jego klasę, a on stoi objęty ręką przez kolegę Sturlisa, który zginął pod Smoleńskiem, gdy wywozili ich z Miednik Królewskich pod Moskwę. Henryk ukończył Publiczną Szkołę Powszechną stopnia III. Do dziś przechowuje świadectwo wydane 22 grudnia 1938 za pierwsze półrocze roku szkolnego 1938/39. Był uczniem zapisanym w klasie Va pod numerem 33.

19 września 1939 r. na Wileńszczyznę wkroczyli Bolszewicy. Szkoła zaczęła działać od października, ale już w języku rosyjskim. I tu Henryk nie miał trudności. Skończył sześć klas, a kiedy po wojnie w 1946 r. dotarł do Tucholi pod Bydgoszcz, w ciągu trzech miesięcy zrobił siódmą klasę. Po osiedleniu się w Nowogródku Pomorskim, w myśliborskim gimnazjum skończył klasę ósmą i dziewiątą. Wtedy powołali go do wojska. Po powrocie i osiedleniu się w Gorzowie ukończył technikum budowlane. Jak twierdzi, miało siedzibę tam, gdzie teraz kościół w byłej Przemysłówce. Zdobył też na zaocznych kursach w Poznaniu uprawnienia inżynierskie. - Jak się pobraliśmy, to mąż albo był w wojsku, albo się uczył. Mój życiorys jest prosty. Ja wychowywałam dzieci - mówi dziś żona Wanda, z domu Mysłowiecka.

Pamiętam jak dzisiaj, 19 września 1939 r., służę do mszy i słyszę, ktoś szumi. Ludzie coś szepcą. Ale nie odwróciłem się. Nagle ktoś krzyknął: "Bolszewicy idą". Rany Boskie... Ksiądz przerwał nabożeństwo, wyszliśmy na ganek i faktycznie widzimy, Rosjanie w tych swoich czapach maszerują, a dwóch oficerów stanęło przy krzyżu, coś pomacali za figurkę, zaśmiali się i poszli. Ja już miałem skończone 5 klas i przeszedłem do 6. W październiku rozpoczęli szkołę, ale już moich nauczycieli nie było.
Kościół pw. Jana Chrzciciela był drewniany, odległy ode mnie jakieś półtora kilometra. Z mojego okienka było widać wieżę. Jednego razu idę - ile lat miałem? cztery, pięć - i taki był u nas bolszewik, sąsiad. Z nim przechodziłem koło kościoła. Do dzisiaj pamiętam, budowali go akurat i ja zdjąłem czapkę przed kościołem. A on nie. I mówię do niego po białorusku: "Dziadźka, a poczemu ty szapki nie zjał?" Wujek, dlaczego ty czapki nie zdjąłeś? A on do mnie mówi: "A ty jak zdjąłeś, co ty pomyślałeś?" I mnie te słowa ciążą do dnia dzisiejszego. Słyszę wciąż: A ty co pomyślałeś? Ja mówię, że myślałem o Bogu, ale on nic na ten temat nie dyskutował.
Co niedzielę naszą parafię w Węsławieniętach obsługiwał ks. Bekisz, proboszcz w Sołach. W 1943 r. dostałem od niego książeczkę do nabożeństwa. Prawdopodobnie ks. Bekisz został zamordowany. Pochowany na cmentarzu między Iwaszkowicami a Sołami. Tam też został pochowany i mój nauczyciel języka polskiego. O ile się nie mylę, był to Frąckiewicz.


19 września 1939 wojska radzieckie zajęły Wilno. 26 października 1939 Sowieci przekazali je Litwinom, lecz 15 czerwca 1940 ponownie je zajęli. 22 czerwca 1941 Niemcy zbombardowali miasto i kilka dni później odbili. Trzy lata później, 7 lipca 1944, skoncentrowana pod miastem polska Armia Krajowa rozpoczęła atak na Wilno. 10 lipca, w Operacji Ostra Brama przeprowadzonej przeciwko Niemcom, zajęła ich bunkier dowodzenia nad rzeką Wilejką. Jak podają źródła historyczne, AK we współdziałaniu z Armią Czerwoną, która weszła do miasta wieczorem 7 lipca, po kilkudniowych walkach ulicznych, 13 lipca wyzwoliła Wilno. Jednak Polacy krótko cieszyli się zwycięstwem, bowiem 17 lipca NKWD aresztowało wszystkich naszych żołnierzy i oficerów, ponownie wydzierając Wilno. Znacznie okrojoną terytorialnie Litwę z Wilnem włączono do Związku Radzieckiego, a po 1944 większość polskich mieszkańców przesiedlono.

"Kaługa, ty Kaługa, czużaja strana..."
Przyszedł kres naszego pobytu w zamku Miedniki Królewskie. Oznajmiono nam, że mamy wychodzić. Przy bramie stał oficer i szeregowy z pepeszą. Kazano wyjąć z kieszeni wszystko, z plecaka też. Ja przed wyjściem do przeglądu zakopałem pistolet w tym miejscu, gdzie spałem. Miałem przy sobie różaniec i tę książeczkę do nabożeństwa, oczywiście z ministranturą po łacinie. Oficer kazał mi to zostawić. Gdy miałem odchodzić, rzekłem do oficera, wskazując na położone przedmioty: „Towaryszcz lejtnant, eto że nie arużje”. Popatrzył na mnie, odwrócił się i rzekł do szeregowca: „Addajcie jemu”. Zabrałem, powiedziałem oficerowi: „Spasibo” i wyszedłem za bramę. Tam uszeregowano nas czwórkami... Po przejściu kilku metrów ktoś mnie zawołał: „Heniek!”Nie mogłem się nadziwić, bo tam, w tłumie żegnających nas, była moja MAMA. Miała przy sobie torbę z chlebem i słoniną. Nie mogła podejść, bo byli obok żołnierze, więc krzyknąłem: „MAMO, rzucaj w moją stronę. Wtedy MAMA rzuciła, ja podniosłem. Żołnierze nie zwracali na ten czyn żadnej uwagi.
Z Miednik Królewskich szliśmy do stacji Kiena (między Wilnem a Smorgoniami). Załadowano nas do wagonów towarowych. W wagonach 50-tonowych było 50 osób, a w 90-tonowych było 90 osób... Nie było żadnych prycz ani jakichkolwiek ławek do siedzenia lub nawet siana do leżenia. Okna małe i zakratowane. Z Kieny jechaliśmy na Mołodeczno, Mińsk, dalej Smoleńsk i Moskwa.
Przy wyprowadzaniu z zamku w Miednikach zabierano nam scyzoryki, noże, wszystkie ostre narzędzia. Ale dzięki sprytowi niektórych kolegów zachowano kilka noży. Były one niezbędne do wycięcia otworów w podłodze wagonu. Otwory te służyły jako ubikacje.


Podobną drogę, być może tym samym transportem, pokonał urodzony 20 maja 1925 r. w Wilnie pionier Gorzowa Janusz Hrybacz, który tak opisuje ten moment: "W sobotę 29 lipca nastąpił wymarsz do stacji Kiena. Przemarsz odbywał się w zwartym szyku, pod silnym konwojem straży granicznej. Oficerów i podoficerów odseparowano od nas i odrębnym transportem odesłano – jak później dowiedzieliśmy się – do Riazania. Nasz przemarsz przez osiedla i wioski wywoływał wszędzie ogromne poruszenie. Nigdy nie zapomnę widoku bezradnych konwojentów, bezskutecznie spychających bagnetami w pochwach, nasadzonych na „dziesiątki”, tłumu napierających kobiet, żegnających nas ze łzami. Być może były wśród nich matki, siostry naszych chłopców. Te biedne, zapłakane kobiety wynosiły z domów to, co miały: chleb, mleko, jabłka, ale co najważniejsze – swoje serca. Były to przejmujące sceny, świadczące w ciężkiej chwili historii o naszej jedności narodowej. Nawet wrogo do nas nastawieni konwojenci doznawali wstrząsu i okazywali się bezradni wobec takiej postawy bezbronnego przecież tłumu. Na małej stacyjce Kiena załadowano nas do wagonów towarowych: po 90 osób do wagonów 4-osiowych, po 45 osób do 2-osiowych. Ciasnota była ogromna. Wagony, zadrutowane od zewnątrz i strzeżone przez uzbrojonych konwojentów sowieckiej straży granicznej, nie miały żadnego wyposażenia."

Podczas naszej jazdy, która trwała około tygodnia, dawano nam solone śledzie, a do picia nic. Stąd panowała biegunka. W owym czasie wszyscy myśleliśmy, że wiozą nas za Ural, na Syberię. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, gdyż w 1940 roku widziałem wywożonych z naszej osady Marymonty legionistów osiadłych po 1920. Był siarczysty mróz. Dochodził do 40 stopni poniżej zera. Luty. Kobiety, wyglądając przez zakratowane okna, krzyczały: „My tu wrócimy”. Zmarznięte dzieci, niemowlaki wyrzucano z napisaną prośbą o pochowanie. Zgroza. Ja przechodząc przez tory kolejowe w Sołach, widziałem te transporty...

No cóż. Jechaliśmy. W wagonie było bardzo duszno, a szczególnie odczuwaliśmy brak wody... Trasa przebiegała przez moje rodzinne tereny. Stacja Soły, gdzie chodziłem do piątej i szóstej klasy. A następnie miejscowości: Gaucie, skąd było do mego domu niecałe trzy kilometry. Z okna wagonu - koledzy dopuścili nas do oglądania rodzinnych stron – widać było nasz kościół (...). A później to już Smorgonie, Mołodeczno i dalej Związek Radziecki. Po przekroczeniu byłej granicy wschodniej, prawdopodobnie byliśmy już w Mińsku. Na dworcu kolejowym młodzież, widząc wagony towarowe otoczone żołnierzami, krzyczała: „Faszyści, faszyści”. Koledzy, wyglądając przez zakratowane okna, odpowiadali: „My nie faszyści, my Polacy”. Okrzyki przestały. Wedy na naszą prośbę podawano nam wodę. Tak było na każdej stacji Republiki Białorusi. Na mniejszych stacjach na tym terenie, chcąc dostać wiaderko lub butelkę wody, koledzy oddawali buty i inne swoje własności... Tylko jeden raz zatrzymano nasz transport, niedaleko jakiejś rzeki, przed mostem kolejowym i wypuszczono nas z wagonów dla załatwienia fizjologicznych potrzeb. Po tym oddechu na wolnym powietrzu, jechaliśmy już aż do mety – Kaługa.

Z końcem lipca 1944 r. transporty złożone z żołnierzy różnych kompanii i samodzielnych batalionów Armii Krajowej dotarły z Miednik Królewskich do Kaługi na południowy zachód od Moskwy, nad rzekę Okę. Wśród setek internowanych w jednym z pierwszych transportów był Henryk Szulżycki.

Cdn.

Tekst i foto Hanna Kaup


22 grudnia 2018 18:11, admin ego
« powrót
Dodaj komentarz:

Twoje imię:
 
Umowy koalicyjne bez podstaw prawnych
Samorządowe "umowy koalicyjne": polityczna konieczność czy wypaczenie demokracji? W samorządach, w których w ostatnich wyborach Koalicja Obywatelska nie wprowadziła swojego prezydenta/wójta/burmistrza, ... <czytaj dalej>
Bezrobocie w górę
W lutym w Gorzowie było zarejestrowanych 1 508 bezrobotnych; ich liczba wzrosła o 62 osoby; wyrejestrowano 358 osób, zarejestrowano 420. ... <czytaj dalej>
Rozlicz PIT w Gorzowie
Od blisko miesiąca podatnicy mogą składać swoje roczne deklaracje PIT. Spora część naszego podatku PIT zasila budżet samorządu. W ten ... <czytaj dalej>
Maturzyści i misjonarze
W niedzielę 16 marca już po raz czterdziesty siódmy odbędzie się tradycyjna Pielgrzymka Maturzystów Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej na Jasną Górę. Hasłem ... <czytaj dalej>
Przeglądaj cały katalog lub dodaj swoją firmę
"CSV" Sp. z o.o.

ul. Graniczna 8 A, Gorzów Wlkp.
tel. 95 723 83 33
branża: Samochody - lakiery <czytaj dalej>
"Joanna" Strzelnica Sportowo-Myśliwska

ul. Pułaskiego 42, Gorzów Wlkp.
tel. 95 736 26 78
branża: Sport, rekreacja - nauka, ośrodki, kluby <czytaj dalej>

Najpierw oddała, potem zadzwoniła
Zatrzymany miał przy sobie ponad 42 tys. zł. Pieniądze pochodziły ... <czytaj dalej>
Zobacz „Kłamstwo” w Teatrze Mostów
Najgorsze jest to, że nie wiadomo, co w tym wszystkim ... <czytaj dalej>
Wyrok w sprawie wody
Czy woda wodociągowa może być butelkowana? – jest wyrok sądu. Wyrok ... <czytaj dalej>
Nasienie świętej figi
Jednym z ostatnich filmów, który wywarł na mnie ogromne wrażenie, ... <czytaj dalej>
Kalendarium eventów
«marzec 2025»
PWŚCPSN
     
1
2
3
4
5
6
7
8
9
10
11
12
13
14
15
16
17
18
19
20
21
22
23
24
25
26
27
28
29
30
31
      
dodaj: imprezy@egorzowska.pl
Mała wielka sprawa
eGorzowska - adminfoto_hanna.jpg
Hanna Kaup:
To nie miało prawa się wydarzyć
To nie miało prawa się wydarzyć. Przecież nie pierwszy i nie ostatni raz jakiś prezydent odwołuje kogoś ze stanowiska. Nie pierwszy i nie ostatni raz, gdy jakiś prezydent odwołuje kogoś ... <czytaj dalej>
Bez korzeni nie zakwitniesz
Archiwa Państwowe oraz Ministerstwo Edukacji Narodowej zapraszają uczniów klas 4-7 <czytaj dalej>
Kto zdobędzie mural dla szkoły
Murale Pamięci „Dumni z Powstańców” to ogólnopolski konkurs dla szkół <czytaj dalej>

aktualnie nie ma żadnej czynnej sondy
Robisz zdjęcia? Przyślij je do nas foto@egorzowska.pl
eGorzowska - dsc_2237.jpg
admin ego:
Ponad 120 stron setnego numeru Pegaza Lubuskiego
Ukazał się setny numer wydawanego przez Wojewódzką i Miejską Bibliotekę ... <czytaj dalej>
admin ego:
Langkawi - za dobry produkt warto zapłacić
W XXI wieku turystyka to jeden z tych produktów, które ... <czytaj dalej>
admin ego radzi:
Wyrok w sprawie wody
Czy woda wodociągowa może być butelkowana? – jest wyrok sądu. Wyrok ... <czytaj dalej>
admin ego radzi:
Odpowiedzialne i oszczędne
Dziewczyny w świecie finansów są odpowiedzialne i oszczędne. I to ... <czytaj dalej>
Blogujesz? Rób to lokalnie!
Wystarczy jedno kliknięcie w egoBlog
Masz problem?
Napisz do eksperta egoEkspert
Żadna sprawa nie zostanie bez odzewu. Daj znać na eGo Forum
Anonim_7548:
Tylko seniorów żal, bo tak uwierzyli w zapewnienia Pana Radnego i Pana z Rady Seniorów, że Prezydent przyobiecał piękną nową siedzibę dla Uni <czytaj dalej>
Anonim_1871:
Od lat jest tak że pierwszą rzeczą jaką robi prezydent - również nasz muminek, to zaklepanie sobie większości w radzie miasta. I pamiętam ró <czytaj dalej>
Anonim_4865:
Dlaczego KO niszczy Polskę ? <czytaj dalej>
Anonim_1855:
Szastają setkami milionow jakby Gorzów nie miał na co wydawać. Żeby zainwestować w coś bo na razie widzę samą konsumpcję.
Nic dla dem <czytaj dalej>
Anonim_1855:
Radziński jest autorem zakupu przemysłówki za 6 mln. I włożenia w nią kolejnych 30. Bo twierdził ze jest w bardzo dobrym stanie budynek.
<czytaj dalej>
 
eGorzowska.pl - e-gazeta Gorzowskiej Agencji Dziennikarskiej