
Najtrudniej pisać o szczęściu. Bo można przesadzić, być posądzonym o egzaltację czy narazić się na śmieszność. No i kłucie w oczy szczęściem, gdy w "całej" Polsce źle, gdy wszem i wobec słyszy się narzekania? Kto będzie czytał jakieś tam opowieści o ludzkiej radości. Tragedia broni się sama. A jednak spróbuję... Opowiem Wam o szczęściu, które jest w nas i wokół nas.
Od 2004 roku współpracuję z Fundacją Arka w Bydgoszczy. O jej działaniach pisałam i mówiłam nieraz. Po rocznej przerwie pojawiłam się na kolejnym wydarzeniu, które zorganizowała. Dla wyjaśnienia dodam, że nazwę Fundacja Arka Bydgoszcz należy uosabiać z jej założycielką i prezeską, kobietą tytanicznej pracy, bydgoszczanką roku 2011
Barbarą Olszewską. Prawda, że przypomina inną samotniczkę, gorzowiankę
Barbarę Schroeder?
Spotkanie zorganizowane od 4 do 9 września w Park Hotelu w Tryszczynie niedaleko Bydgoszczy było poświęcone zamknięciu projektu "Odkrywamy świat osób niepełnosprawnych" i ostatniej jego części nazwanej "Smak szczęścia". Taki też tytuł nosił konkurs, którego owocem jest edytorsko piękne wydawnictwo. To ono było bohaterem pierwszego wieczoru, wręczone w nagrodę szczęśliwym zwycięzcom i laureatom. Zawiera nie tylko opowiadania, nie tylko zdjęcia, ale i scenariusze nadesłane przez uczestników konkursu, czyli osoby niepełnosprawne z Polski. Opowiadaniem i scenariuszem wygrał
Zenek Miszewski z Ustki, ale swoje miejsce wśród szczęśliwców mają również m.in. krakus
Zbigniew Oruba także z opowiadaniem i fotografiami,
Barbara Marzec z Sosnowca,
Anna Czaplińska z Torunia,
Patrycja Staniszewska i
Marek Nowicki z Jasła,
Ireneusz Kaczmarczyk z Lublina czy
Elżbieta Zdzitowiecka z Gorzowa (
na zdj.)
Pierwszy, niedzielny wieczór pełen był uśmiechów i zadowolenia ze spotkania, na które arkowicze czekają z utęsknieniem przez 365 dni, a które z konsekwencją godną medalu od 2004 r. realizuje Arka. Był potwierdzeniem, że szczęście jest w nas, trzeba je tylko odnaleźć.
Dzień I
Poniedziałek zaczął się gimnastyką, którą w rytmie walca i innych znanych utworów wykonywali mniej lub bardziej niesprawni, nie wyłączając osób na wózkach.
Po śniadaniu praca. Jej owoce miały się pojawić już w czwartek, a więc za trzy dni, na scenie Miejskiego Centrum Kultury w Bydgoszczy. Trzy dni na realizację spektaklu według scenariusza skompilowanego przez Barbarę Olszewską z dostarczonych na konkurs prac, spektaklu, którego reżyserią zajął się aktor Teatru im. S. Wyspiańskiego w Katowicach
Zbyszek Wróbel, a oprawą muzyczną aktorka scen musicalowych z Bielska Białej
Ludmiła Małecka z muzykiem z Bydgoszczy
Arturem Grudzińskim, który dwa lata temu wystąpił w Jazz Clubie Pod Filarami (o JRM, czyli Jig & Reel Maniacs pisałam tu:
http://www.egorzowska.pl/pokaz,kultura,5214,), to rzecz wręcz niemożliwa nawet dla profesjonalnego zespołu. Pewnie dlatego udała się amatorom, którzy włożyli w widowisko całe swoje serce.
Kiedy aktorzy zajmowali się przedpremierowymi próbami, malarze - pod okiem artysty z Bydgoszczy
Waldemara Jana Zyśka - tworzyli swoje dzieła, a dziennikarze - pod wodzą piszącej te słowa - robili wywiady, sprawozdania, pisali to, co wydawało im się ważne, a co miało znaleźć się w gazetce. Nadaliśmy jej tytuł TRYSZCZYNarka.
Ledwie zdążyliśmy omówić ramy naszego pisma, a już trzeba było stawić się w Muzeum Ściśle Tajnym. Tak, wieś Tryszczyn, leżąca na trasie Bydgoszcz-Koszalin ma muzeum. Miejsce otwarte jest dla zwiedzających od maja tego roku. To... schron przeciwatomowy, który powstał w końcu lat 50. minionego wieku na potrzeby sztabu kryzysowego urzędu wojewódzkiego w Bydgoszczy. Na głębokości 4,8 m pod ziemią zobaczyliśmy minipaństwo - jak napisała w swojej relacji jedna z najstarszych uczestniczek spotkania, 84-latka
Ludmiła Raźniak z Koszalina - które na 500 m kw. ukrywa 50 pomieszczeń, a w nich niezbędne do przeżycia przez 12 do 14 dni urządzenia, m.in.123 butle z tlenem (każda na 6-12 godzin pracy), studnie głębinowe, hydrofornie, śluzy do dezynfekcji i oczywiście natryski, toalety, miejsca do spania z trzypiętrowymi łóżkami oraz to, co konieczne do kontaktu ze światem, czyli urządzenia łączności, a więc centralkę telefoniczną i wciąż działający dalekopis.
W sklepiku obok zakamuflowanego w zieleni muzeum kupiliśmy pamiątki z przeszłości. Największy uśmiech wywołały kartki z tekstem: "Plotki zagrażają porządkowi w rodzinie i niszczą państwo socjalistyczne" lub informacją, co można nabyć za 60 gr, czyli równowartość kieliszka wódki. Przypomnę, że w l. 60. było to m.in.: sześć szklanek mleka lub trzy jaja, 1 kg chleba albo 12 bułek, 350 g sera czy 4 kg ziemniaków. Zerowej wartości białka, tłuszczu i węglowodanów w wódce przeciwstawiono konkretne wartości odżywcze innych produktów.
Godzina w podziemnym bunkrze była dla nas bardzo pouczającym doświadczeniem. Po wyjściu z podziemia doceniliśmy swoje życie na wolności, wśród przyrody i czystego powietrza. Uświadomiliśmy sobie, jakie mamy szczęście, że nie dotknęła nas żadna próba jądrowa, a wrzesień tego roku rozpieszcza pięknym słońcem i prawdziwie letnią pogodą. W doskonałych nastrojach wróciliśmy do hotelu.
Cdn.
Tekst i foto Hanna Kaup
Więcej zdjęć w gaerii eGo FOTO
http://www.egorzowska.pl/pokaz,galeria,0,0,2016-09-21_poczuc_smak_szczescia_1,
Cynizm i manipulacja
Kiedy myślisz, że władze miasta nie mogą wymyślić już nic głupszego, przychodzi Gorzów Wielkopolski i mówi: "Potrzymaj mi wodomierz".
Nowy pomysł, ...
<czytaj dalej>Umowy koalicyjne bez podstaw prawnych
Samorządowe "umowy koalicyjne": polityczna konieczność czy wypaczenie demokracji?
W samorządach, w których w ostatnich wyborach Koalicja Obywatelska nie wprowadziła swojego prezydenta/wójta/burmistrza, ...
<czytaj dalej>Bezrobocie w górę
W lutym w Gorzowie było zarejestrowanych 1 508 bezrobotnych; ich liczba wzrosła o 62 osoby; wyrejestrowano 358 osób, zarejestrowano 420. ...
<czytaj dalej>