
W czasie uroczystej sesji z okazji 768 rocznicy lokacji Gorzowa, 2 lipca, w Teatrze im. J. Osterwy tytuł Honorowego Obywatela Miasta odebrał senator
Władysław Komarnicki.
Nie obeszło się bez incydentu, czyli protestu zorganizowanego przez lokalnych polityków Prawa i Sprawiedliwości, którzy wyszli na scenę z transparentem „To hańba, nie honor”. Stali w milczeniu, gdy prezes Stowarzyszenia Widzów Gorzowskiego Teatru
Radosław Wróblewski czytał laudację i poparcie innych stowarzyszeń dla kandydatury W. Komarnickiego, a po jej odczytaniu, zwinęli baner i wyszli, żegnani przez obecnych na widowni okrzykami: „Pisiory do domu!”.
Później głos zabrał Władysław Komarnicki, który m.in. powiedział:
„Jestem niezwykle wzruszony. Za kilkanaście dni skończę 80 lat. Trzy razy proszono mnie, żebym się zdecydował kandydować na Honorowego Obywatela Miasta. Trzy razy odmawiałem. Ale kiedy przyszły do mnie znaczące osoby w naszym mieście i powiedziały: „Nie, panie senatorze, pan musi się zgodzić” – ja się zgodziłem. Zgodziłem się, żeby dziś państwu powiedzieć, że całe swoje życie, gdziekolwiek byłem, nigdy nie skrzywdziłem osoby. Nigdy. Ja kocham ludzi i za dużo pracowałem, żeby ktoś, kto w życiu nie zarobił na siebie złotówki, próbował mnie cenzurować. Jeżeli miałem jakiekolwiek stanowisko, to w większości wykorzystywałem je dla dobra ludzi. Wielu ludzi w tym mieście może o tym zaświadczyć. Jak to jest w tym życiu? Że człowiek może pracować od rana do nocy, a ktoś z boku ocenia. Takie czasy.
Proszę państwa, nie wszystkim się podoba, że koś ma sukcesy, dlatego ja dzisiaj w ramach podziękowania mojemu kochanemu miastu i radnym, którzy nie ugięli się pod presją polityczną, chcę powiedzieć, że stworzyłem cztery firmy. Kilkaset stanowisk pracy. I nigdy jako przedsiębiorca nie podpisałem umowy śmieciowej. Nigdy jako prezes, a wielu mnie namawiało, mówiło o optymalizacji. „Nigdy” – powiedziałem. I dzisiaj w mieście szarpią mnie za rękawy i mówią: „Prezesie” – oni mówią do mnie nie „senatorze”, a „prezesie” – „dzięki panu mamy dzisiaj godne emerytury”. To między 6 a 8 tys. zł. Miałem w zespole wybitnych inżynierów. Część odeszła z tego świata, część jeszcze dzisiaj pracuje, a ta część, która jest na tej sali, wie, jak ciężko pracowałem.
Kiedy trzeba było wybudować Bulwar Wschodni i Zachodni, a nie było za dużo pieniędzy, bo projektanci trochę pomylili się cenowo i trzeba było dołożyć, nie miałem najmniejszej wątpliwości. Oba są dzisiaj wizytówką naszego miasta.
Gdyby tu był Zbyszek Pusz, z prawicy człowiek, który pamięta, jak trzeba było zawalczyć o pocztę w Gorzowie. Warszawa mówiła, że jeśli zdecydujemy się na te ceny, poczta w Gorzowie będzie. Władysław Komarnicki zgodził się na tę cenę. I powstała piękna poczta. I tu się kłaniam mojej kadrze. To był pierwszy budynek inteligentny w Gorzowie w tamtych czasach.
I ja ze swoimi inżynierami poszedłem do Warszawy. Na największą budowę, słynną PAST-ę na Zielnej, budynek, w którym powstańcy walczyli do końca. To był kontrakt na 180 tys. zł ze skarbu państwa polskiego i niemieckiego. I to zrobiła firma z Gorzowa. Wtedy premier zdenerwowany pytał, skąd jest ta firemka i czy ona da radę. A wszystko odbywało się pod auspicjami konserwatora zabytków, z dokumentacją budynku z przełomu XVIII i XIX w. Trzeba było odtworzyć tę fasadę taką, jaką była. My to zrobiliśmy.
Hotel Qubus też wybudowaliśmy zgodnie z harmonogramem… I mógłbym tak do rana wymieniać.
Ale dzisiaj chcę powiedzieć, że tych kilku zadymiarzy spowodowało to, że dostałem ogromne ilości esemesów, maili, wsparcia. Nie chcę ich czytać, bo to by wyglądało, że się przed państwem chwalę. Ale jednego zdania szczególnie nie zapomnę. Zadzwonił do mnie człowiek. Nie znałem go. On mówi: „Panie, ja jestem prezesem przytułku dla zbłąkanych ludzi św. Alberta. Nazywam się Piotr Kuśmider, a znam pana, bo pan nam pomógł w swoim czasie”. Gdyby żył Stasiu Żytkowski, to by powiedział, jak pomogłem. I kiedy przychodzili do mnie ludzie z prawicy, nie miałem z nimi problemów. Kiedy trzeba było zatrudnić ich rodziny, nie miałem najmniejszego problemu. Nigdy. I kiedyś przyszedł do mnie Marek Rusakiewicz, z proboszczem Jerzym Płóciennikiem i powiedział. „Dla ubogich trzeba zrobić jadłodajnię”. Zdaje się, że do dnia dzisiejszego ta jadłodajnia działa. Nie biegałem po mediach. Nie mówiłem, co robię, ale wasza obecność dzisiaj jest dla mnie największym podziękowaniem”.
Tekst i foto Hanna Kaup
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Rezygnacja marszałka Jabłońskiego
Marszałek Województwa Lubuskiego Marcin Jabłoński zapowiedział rezygnację ze sprawowanej funkcji. Zrobił to 11 lipca 2025 r.
Szanowni Państwo,
w związku z wydarzeniem ...
<czytaj dalej>Nie ma statusu kąpieliska
Publikujemy komunikat Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gorzowie Wlkp.
K O M U N I K A T Nr 5/2025
Państwowego Powiatowego Inspektora ...
<czytaj dalej>Wracają kontrole graniczne
7 lipca 2025 roku (o północy z niedzieli na poniedziałek) na granicy z Niemcami oraz z Litwą zostają wprowadzone tymczasowe ...
<czytaj dalej>Pieszo do Częstochowy
W okresie wakacyjnym diecezja zielonogórsko-gorzowska organizuje kilka pieszych pielgrzymek do Częstochowy. Pierwsza z nich, czyli pielgrzymka duszpasterstwa rolników, rozpoczęła się ...
<czytaj dalej>