Stowarzyszenie św. Eugeniusza de Mazenoda obchodzi w tym roku dziesięciolecie istnienia. Z tej okazji wydaje piąty biuletyn z cyklu „Łączą nas ludzie i miejsca”. Najnowszemu wydawnictwu będzie towarzyszyć podtytuł „Oświata”.
I będzie to gorzowska oświata, od jej powojennych początków, do dziś. Do rozmów, które poprowadziła pisząca te słowa, zaproszono pięć osób. To:
Weronka Kurianowicz, Wilhelmina Rother, Stanisława Jarosz, Elżbieta Anacka i Leszek Weichert.
Z publikowanych materiałów dowiecie się nie tylko, jak wyglądały początki gorzowskiej powojennej oświaty, nie tylko, jak ona się przez lata zmieniała, ale też, jakie historie mają za sobą bohaterowie naszych spotkań, których losy znów łączą czasy dawne z współczesnymi; poznacie tych, którzy przybyli na nasze ziemie z Kresów Wschodnich i urodzili się już tutaj; wreszcie miejsca, które powołali do życia dawni mieszkańcy Landberga i które do dziś pełnią podobne funkcje.
Spotkanie promocyjne wydawnictwa zostało zaplanowane na 12 października. O 17.00 drzwi nowego Domu Pokuty przy ul. Brackiej 7 będą otwarte dla każdego.
Do tej pory będziemy publikować niewielkie fragmenty rozmów z bohaterami piątego, jubileuszowego biuletynu „Łączą nas ludzie i miejsca”.
Wspomnienia z dziesięcioletniej działalności Stowarzyszenia św. Eugeniusza de Mazenoda przeczytacie tu:
http://www.eugeniusz.com.pl/
Dziś niewielki fragment rozmowy z Weroniką Kurianowicz
:
NAUCZYCIELKĄ BYM CHYBA ZOSTAŁA
Jak wyglądały początki pani pracy w gorzowskiej oświacie?
– Ekonomik był jedną z pierwszych zorganizowanych szkół średnich. Było tu mniej więcej normalnie, tylko że młodzież chodziła na dwie zmiany. Zatrudniono mnie tam od 1 stycznia. Miałam 24 lata. W 1952 r. programy nauczania były drukowane na powielaczu. Wtedy – mogę mówić o języku polskim, bo tego przedmiotu uczyłam – dobrze mi się powodziło. Miałam chyba 42 godziny, choć zaczynałam od 21. Jak na polonistę to bardzo dużo. Zeszytów też było bardzo dużo. Trudno było.
Była pani wymagającą polonistką?
– No, ponoć byłam.
Jak to się przejawiało?
– Różnie, bardzo różnie, bo ja cały czas się rozwijałam. To, czego się nauczyłam, testowałam na młodzieży. Dopiero od nich się nauczyłam pedagogiki. Na uniwersytecie nie skończyłam specjalności pedagogicznej. W moim indeksie widać, że pedagogiki nie ma. Jakieś szczątki psychologii były, ale do pracy z uczniem byłam zupełnie nieprzygotowana.
Skąd więc wzięła się chęć pracy w tym zawodzie?
– Jak byłam dzieckiem i poznałam szkołę od tej trzeciej klasy, to wpadłam w szał pedagogiczny i wszystkie moje lalki siedziały grzecznie, a ja je uczyłam. Miałam coś podobnego do dziennika szkolnego, więc chyba urodziłam się jako nauczycielka. Rodzice sobie życzyli innej przyszłości.
Miałyśmy podobnie, bo ja kiedy byłam dzieckiem, nie umiałam bawić się w przebieranie lalek. Siadałam do stołu, brałam jakiś notesik, robiłam rubryki, wpisywałam imiona sąsiadek i bawiłam się w klasy z nieistniejącymi uczniami.
– Ale pani wybyła z zawodu.
Tak, ponieważ oświata zaczęła upadać. Uznałam, że jak umrze, to będę ją ratować, ale ona ciągle jakoś dyszy. Nie potrzebuje mnie.
– Teraz już pani nie życzę tej pracy.
Po wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej w 2022 i 2023 r. uczyłam uciekinierów polskiego, ale to co innego i temat nauczania jest u mnie zamknięty. Wróćmy do pani poczucia, że urodziła się do bycia nauczycielką.
– Tak, tak czułam i potem, jak już zostałam nauczycielką, to różnie było. Odziedziczyłam puste miejsce po panu Drabencie, który specjalnie nie interesował się polonistyką. Pierwszą dwóję jak wstawiałam, to ją wypłakałam. Naprawdę. Bo ja sobie wyobraziłam, że nigdy dwój nie będę stawiać. Uniwersytet skończyłam bardzo rzetelnie, jednak zakończyłam wiedzę o literaturze na „Przedwiośniu”. Dalej się nie bawiono i to było bardzo przezorne, bo co mieli robić z tą literaturą w tamtych czasach? Więc nie miałam pojęcia, że istnieje inna, późniejsza. A tutaj pojawili się: Jan Wilczek i jego „Numer 16 produkuje”, Julian Gałaj „Przełomy”, Wanda Gościmińska „Prządka” i bardzo dużo tytułów radzieckich. Ja literatury radzieckiej nie znałam, chociaż język rosyjski dobrze. To był odrębny problem. Więc nie wiedziałam, co zrobić. Książki jakoś dostawałam, bo szkoła miała związek z księgarnią na Chrobrego. Więc pojedyncze miałam, ale uczniowie na szczęście, nie mieli...
Całość przeczytasz w biuletynie "Łaczą nas ludzie i miejsca".
Tekst i foto Hanna Kaup
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Uwaga na zapadliska
Służby miejskie, nadzorujące gorzowskie bulwary, podczas codziennego przeglądu zauważyły zapadliska w rogach przystani na Bulwarze Zachodnim.
Zapadanie się nawierzchni jest najprawdopodobniej ...
<czytaj dalej>Fundusz Małych Projektów
„Małe projekty – duże sukcesy" to hasło inaugurujące Fundusz Małych Projektów w Euroregionie Pro Europa Viadrina. Konferencja na temat funduszu ...
<czytaj dalej>Gorzów z dofinansowaniem
Dofinansowanie na retencję w rejonie ul. Warszawskiej.
W środę (11 września) w siedzibie Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w ...
<czytaj dalej>Koniec z kolejowym wykluczeniem?
Gorzów i gminy północy przestaną być wykluczone kolejowo. Już jesienią zwiększy się liczba i poprawi jakość połączeń. Ale to tylko ...
<czytaj dalej>