
Pewnie już zauważyliście, że w Gontowcowym słowniku nie istnieje sformułowanie "najkrótsza" bądź "najszybsza trasa do domu". Taką alternatywę wybieramy jedynie w absolutnie wyjątkowych przypadkach, jak np. powrót z Czech z gorączkującą Marceliną na pokładzie. Wczoraj żadnej sytuacji nadzwyczajnej nie było, więc powrót z Wrocławia do Gorzowa zajął nam sporo godzin. Fakt, że kierowcą nie był
Bodek, tylko
Hanna, nie wnosił nic wyjątkowego do koncepcji trasy. Hania jest pełnoprawnym współczłonkiem naszego teamu i często podróżujemy wspólnie. Tym razem już od piątku penetrowałyśmy we dwie okołowrocławskie okolice, podczas gdy Bogdan wrócił do domu i szykował się do wyjazdu w zupełnie innym kierunku.
Porzuciwszy szalone pomysły jazdy do domu przez Saską Szwajcarię czy Budziszyn (piękne miejsca i trzeba im poświęcić więcej czasu), postanowiłyśmy sprawdzić, co się ostatnio zmieniło w Pławnej Dolnej. Zamiast zmierzać ku północnemu zachodowi, ruszyłyśmy więc niemal równolegle na zachód. Zamierzałyśmy – choć to bardzo trudne – nie zatrzymywać się przy każdej ruince, makowym albo chabrowym polu czy pięknym kościółku, miałyśmy też absolutnie ignorować pałace i dwory. Wyszło jak zwykle.
Już po 50 km zastopowały nas krzyże pokutne. Pięć w jednym miejscu, w Piotrowicach, na murze, za którym prężyły się zachęcająco pozostałości jakiegoś ogromnego folwarku. Obdeptałyśmy tylko część terenu (bo na krzyżach pokutnych się oczywiście nie skończyło) i – po przeczytaniu arcyciekawej historii miejsca – ruszyłyśmy dalej, jednak z mocnym postanowieniem powrotu… kiedyś.
Kolejne 50 km udało nam się pokonać bez zatrzymywania się, choć nie bez okrzyków zachwytu rzucanych ku czerwono-żółto-biało-niebieskim obrzeżom mijanych pól. Stanęłyśmy dopiero koło pomnika Leszego w Bolkowie. Leszy, jak przystało na pana kniei, stoi pośród parkowej zieleni u podnóża Wzgórza Wilhelma. W mitologii słowiańskiej nazywano go Borowym, Leśnym Dziadkiem albo Laskowcem, a w ostatnich latach zyskał na popularności jako bohater gry Wiedźmin 3: Dziki Gon, w której jest głównym rywalem Geralta z Rivii. Skąd się wziął w Bolkowie? Z pomysłu miejscowego burmistrza, który trafnie zauważył, że połączenie wierzeń słowiańskich może idealnie współgrać z odbywającym się w Bolkowie cyklicznie festiwalem Castel Party. To naprawdę bardzo podobne klimaty. Byliście kiedyś w Bolkowie w czasie trwania festiwalu? My tak, dlatego zgadzamy się z burmistrzem.
Mając leszego za strażnika, spokojnie zjadłyśmy na ławeczce drugie śniadanie, obejrzałyśmy niewielkie odsłonięcie skalne w parku (chociaż do słynnych law poduszkowych nie dotarłyśmy) i ruszyłyśmy pod zamek. Kilkanaście metrów od wejścia na jego dziedziniec zatrzymała nas otwarta brama do Parku u Bolka, żal było nie skorzystać. Wrzuciłyśmy należność do skarbony przymocowanej obok furtki i wkroczyłyśmy do baśniowego świata. Przecież każdy ma w sobie coś z dziecka. Chociaż dla dzieci w naszym wieku teren okazał nieco wymagający, wcale nie czujemy się zawiedzione tą wizytą. Posłuchałyśmy opowieści księcia Bolka, podroczyłyśmy się ze zrzędzącą wiedźmą, obejrzałyśmy miniatury kilku okolicznych zamków, spojrzałyśmy w oczy smokowi. Wielkie drewniane figury przypominają trochę trolle budowane przez Thomasa Dambo z materiałów pochodzących z recyklingu.
Czas uciekał przez palce, a drogi przed nami sporo. Trzeba było ruszać dalej. Wąskimi, krętymi traktami dotarłyśmy do magicznego Dobkowa, gdzie w Villi Greta pozwoliłyśmy sobie na odrobinę luksusu przy filiżance kawy i wulkanicznej babeczce (w końcu to serce Krainy Wygasłych Wulkanów). Potem, pomiędzy Płoszczyną a Czernicą, zatrzymał nas kolejny krzyż pokutny, tym razem z wyrytym na nim narzędziem zbrodni, która zdarzyła się w trakcie pijackiej sprzeczki dwóch braci. Kiedy wreszcie dotarłyśmy do Pławnej Dolnej, wszystkie tamtejsze atrakcje zamykały właśnie podwoje.
Koło 18.00 do domu zostało nam jakieś 230 km. Dzień pomału chylił się ku końcowi, więc pozwoliłyśmy sobie na nieco dłuższy przystanek już tylko u podnóża skałek Szwajcarii Lwóweckiej, traktując je jako namiastkę wspomnianej wcześniej Saskiej Szwajcarii. To był piękny dzień. No i drogę umilały nam zabawne komunikaty ajfonowskiej nawigacji: „skręć w ulicę Marii Kurii Skłodowskiej”, „zjedź w kierunku Jelenia Ogóra”, „jedź prosto drogą wojewóćką dziewięćdziesiąt pięcz”.
Tekst i foto Maria Gonta
Foto Hanna Kaup
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Rezygnacja marszałka Jabłońskiego
Marszałek Województwa Lubuskiego Marcin Jabłoński zapowiedział rezygnację ze sprawowanej funkcji. Zrobił to 11 lipca 2025 r.
Szanowni Państwo,
w związku z wydarzeniem ...
<czytaj dalej>Nie ma statusu kąpieliska
Publikujemy komunikat Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej w Gorzowie Wlkp.
K O M U N I K A T Nr 5/2025
Państwowego Powiatowego Inspektora ...
<czytaj dalej>Wracają kontrole graniczne
7 lipca 2025 roku (o północy z niedzieli na poniedziałek) na granicy z Niemcami oraz z Litwą zostają wprowadzone tymczasowe ...
<czytaj dalej>Pieszo do Częstochowy
W okresie wakacyjnym diecezja zielonogórsko-gorzowska organizuje kilka pieszych pielgrzymek do Częstochowy. Pierwsza z nich, czyli pielgrzymka duszpasterstwa rolników, rozpoczęła się ...
<czytaj dalej>