
Na drugim brzegu Bałtyku też zrobiło się wiosennie. Dalsze plenery rozweselają łany rzepaków (w słońcu byłyby bardziej złote), w tych bliższych widać głównie zawilcowo-czosnkowe dywany. W ogródkach niezliczone barwy kwitnących roślin cebulowych, grusze, jabłonie i wiśnie pysznią się kolorami, a najpiękniej spośród nich rozkwita ozdobna japońska sakura. Mamy taką tuż przy swoim oknie. Mówię Wam, cudo! Jakie to szczęście, że wiatry nie szaleją zbytnio, bo ogołociłyby jej gałęzie. Chociaż temperatura rzadko przekracza12 stopni, a chmur zdecydowanie więcej niż słonecznych chwil, nie narzekamy i zabieramy Was dzisiaj do Gershøj – niedużej miejscowości położonej niemal w centrum Nationalpark Skjoldungernes Land.
To jeden z najmłodszych parków narodowych Danii. Założony w 2015 r. w centralnej części Zelandii. Rozciąga się na 170 km kw. pomiędzy miastami Roskilde, Lejre i Frederiksværk. Jedną trzecią jego obszaru zajmuje urokliwy fiord Roskilde, a nazwę – Ziemia Skjoldungów – wywiedziono od legendarnego władcy Skjolda, założyciela dynastii, której pierwsza siedziba miała znajdować się w Lejre (ale o tym innym razem).
Gershøj zachwyciło nas już wiele lat temu. Nic dziwnego. Pomalowany na czerwono dwunastowieczny kościółek wybudowany w zakolu fiordu przyciąga wzrok. W jego wnętrzu kryją się resztki średniowiecznych fresków, unikatowa kadzielnica z drugiej połowy XIII w. i uważana za najstarszą w Danii „vasa sacra” (święte naczynie). Jeszcze nie udało się nam ich zobaczyć, ale nie tracimy nadziei, że zastaniemy kiedyś otwarte drzwi.
Ścieżką za kościołem wybraliśmy się za to (po raz pierwszy) nad cudowne źródełko Skt. Laurentiusa (św. Wawrzyńca). Do jego dobroczynnych wód pielgrzymowali od średniowiecza aż niemal do połowy XIX w. chorzy na trąd i świerzb. Ratunku szukali też paralitycy, ociemniali, ludzie cierpiący z powodu bólu stawów czy żołądka oraz dotknięci chorobą angielską (rachityzm, inaczej krzywica).
Największą moc leczniczą przejawiało źródełko w wigilię Walpurgii (30 kwietnia) i w wigilię św. Jana (23 czerwca). Wodę należało pić z nowych glinianych misek, które następnie rozbijano i wrzucano do źródła lub w jego pobliże. Oprócz skorup walało się tu wtedy mnóstwo bandaży i kul inwalidzkich, bo cudownie uzdrowieni natychmiast je porzucali. Ci, którym nie pomogła od razu, nabierali jej na zapas. Wierzyli że nie straci leczniczych właściwości, jeżeli podczas zaczerpywania nie wypowiedzą ani jednego słowa, a w czasie drogi powrotnej będą pilnować, by naczynie pozostało przez cały czas odkryte.
Od 1998 r. źródełko Skt. Laurentiusa objęte jest ochroną konserwatorską. Jedna z legend głosi, że dopóki jest w nim woda, wiosce nie grozi pożar.
Maria Gonta
Foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Bezrobocie na koniec kwietnia
Na koniec kwietnia 2025 roku w Gorzowie Wielkopolskim stopa bezrobocia wynosiła 2,9%. Od początku roku, choć nieznacznie, ciągle rośnie; w ...
<czytaj dalej>Nie jeżdżą do odwołania
W związku z brakiem możliwości bezpiecznego poruszania się autobusów MZK na odcinku remontowanej drogi od granic miasta do Czechowa od ...
<czytaj dalej>Lepiej z połączeniami regionalnymi
Na sesji Sejmiku Województwa Lubuskiego 12 maja 2025 r. omówiono bieżącą sytuację związaną z kursowaniem pociągów POLREGIO.
– Mieliśmy taki problem, ...
<czytaj dalej>Dla osób z rdzeniowym zanikiem mięśni
Informacja prasowa dla osób z rdzeniowym zanikiem mięśni.
Centrum Technologicznie Wspomaganej Rehabilitacji Ortopedyczno - Rehabilitacyjnego Szpitala Klinicznego im. Wiktora Degi w ...
<czytaj dalej>