Norwegia fiordami słynie. I wodospadami. I oczywiście tunelami. Nigdy w życiu nie przejeżdżaliśmy tyloma tunelami w tak krótkim czasie. Często są to całe ich ciągi - jeden po drugim, jeden po drugim. Niektóre kolorowo podświetlane, inne z rozjazdami w różnych kierunkach schodzące w dół, wznoszące się ku górze... jest ich tu pod dostatkiem i ciągle powstają nowe.
Wczorajszy dzień minął nam bez większych szaleństw. W planie mieliśmy właściwie tylko Bergen, a wędrowaliśmy po nim w sposób nietypowy, bo zaczęliśmy od nakarmienia Fredka gazem (na południu Norwegi zdecydowanie już łatwiej nabyć LPG).
Kolejnym punktem bergeńskiego programu była samoobsługowa pralnia. Pranie i suszenie zajęło nam ponad trzy godziny, ale nie, nie przesiedzieliśmy ich, pilnując maszyn pralniczych. Pralnia o pięknej nazwie Clean Kokos znajduje się w świetnym miejscu, tuż przy Domkirke (katedra) i bardzo blisko Bryggen.
Pierwsza udokumentowana wzmianka o katedrze św. Olafa w Bergen pochodzi z 1181 r. Kościół kilkakrotnie płonął, nic więc dziwnego, że jej obecny wygląd pochodzi z XVII w.
Bryggen (Nabrzeże) albo Tyskebryggen (Niemieckie Nabrzeże) to wyjątkowo urokliwa część starego Bergen. Tworzy ją szereg hanzeatyckich domków wpisanych na listę UNESCO już przed 45 laty.
Poszwendaliśmy się po uliczkach, odwiedziliśmy galerię sztuki w dawnym banku, zjedliśmy rybne cuda w słynnym Søstrene Hagelin - barze założonym w 1929 r. przez siostry Eilen i Gudrun Hagelin. Ich potrawy słynne były także poza granicami Norwegii. Do dziś przygotowuje się według pierwotnych receptur. Lokalik nie jest duży, musieliśmy poczekać, aż zwolni się stolik, ale było warto. W zestawie zupa rybna (przepyszna), placki rybne (zaskakująco delikatne), bacalo (mus z klipfisza, czyli suszonego solonego dorsza), bergeński plukkfisk (z ziemniaków, gotowanego dorsza i mleka), wrapp z nadzieniem rybno-warzywnym, pieczone ziemniaki, fiskeboller (gotowane kulki rybne). Wszystko w niewielkich naczyńkach i bardzo sycące.
A dzień był wczoraj wyjątkowy. To już trzecie święto, jakie obchodziliśmy na tej wyprawie: 30 czerwca 45 rocznicę ślubu, 6 lipca urodziny Bodka, a wczoraj imieniny Bodka i Marceliny. Wyjątkowy dzień zazwyczaj niesie ze sobą wyjątkowe wydarzenia. Tak też było i tym razem. Marcelinie wypadł pierwszy mleczny ząb, a mnie, za przeproszeniem, obs*, to znaczy pobrudziło kałem jakieś przelatujące ptaszysko. Jak ono trafiło w moją pierś, naprawdę nie wiem.
Na nocleg zajechaliśmy w kolejne z miejsc nieoczywistych, na farmę z kurami, gęsiami, alpakami. Spaliśmy w ich towarzystwie.
Poranne skrzypienie jednych kur i głośne wychwalanie się, która większe jajko zniosła, lepsze były od budzika. Ależ one potrafią modulować dźwięki!
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Koniec z kolejowym wykluczeniem?
Gorzów i gminy północy przestaną być wykluczone kolejowo. Już jesienią zwiększy się liczba i poprawi jakość połączeń. Ale to tylko ...
<czytaj dalej>W Arenie po nowemu
Już w najbliższy weekend rozpocznie się kolejny sezon w gorzowskiej hali Arena Gorzów.
Siatkarze Cuprum Stilon Gorzów zainaugurują go podczas rozgrywek ...
<czytaj dalej>Odznaczenia dla świeckich
W najbliższą niedzielę 8 września w gorzowskiej katedrze wręczone zostaną odznaczenia „Zasłużony dla Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej”. W tym roku wyróżnienie to ...
<czytaj dalej>Cegielski szynobus połączy stolice
Nowiutki lubuski szynobus już na torach.
Pierwszy z dwóch fabrycznie nowych pojazdów zakupionych przez Województwo Lubuskie od polskiego producenta H. Cegielski ...
<czytaj dalej>