Vevstogo to kolejne z tych fantastycznych, nieoczywistych i niezapomnianych miejsc, w których można nie tylko spędzić noc w jednym z pomieszczeń dawnej szkoły, ale też doskonale zjeść. Budynek z 1884 r. służy także mieszkańcom gminy Vestre Slidre jako centrum aktywności i dobrego samopoczucia, bowiem jego właściciele nie ustają w organizacji przeróżnych wydarzeń: a to wieczór pizzy, jarmark bożonarodzeniowy, jesienny targ, koncert ogrodowy, wystawa sztuki, a to oglądanie na dużym ekranie Mistrzostw Europy w Piłce Nożnej (w niedzielę akurat odbywał się mecz finałowy Hiszpania – Anglia).
W szkole jest jeszcze sporo do zrobienia, bo to wielki budynek, jednak już działa pyszna restauracja, w której Vibeke i Lars serwują potrawy z lokalnych produktów. Pizza z własnego pieca z dodatkiem kremu pistacjowego (pycha!) jest naprawdę palce lizać, a smak śniadania z lokalnymi pysznościami (w tym świeżo wydojone mleko, jajka od własnych kurek i brązowy norweski ser Brunost o karmelowym smaku) wywołuje ślinotok na samo wspomnienie.
Wyspaliśmy się, najedliśmy, Marcelina spędziła sporo czasu na zabawie z córką gospodarzy, ale w końcu trzeba było ruszyć w dalszą drogę. Pierwszym miejscem, które nas zatrzymało był szeroki wodospad na rzece Storåni w pobliskiej wiosce Ryfoss. Nazwano go Ryfossen. Nie da się go przegapić, ponieważ już z daleka widać unoszącą się nad drogą rozpyloną mgiełkę (woda widowiskowo spada z wysokości 12 m), ale trudno znaleźć dogodne miejsce do podziwiania jego siły.
Kolejny postój zrobiliśmy sobie przy kościele w Vang (Grindaheim). Przy samej drodze, nad jeziorem Vangsmjøse, stoi tam biała drewniana świątynia niewyróżniająca się specjalne spośród wielokrotnie już przez nas mijanych, a jednak jest to miejsce, którego ominąć nie wypada, ponieważ to stąd przyjechał do Karpacza przewspaniały kościółek Wang. W bramie prowadzącej na przykościelny cmentarzyk znaleźć można opisaną (po norwesku) historię stavkirke z XII w., który w XIX w. stał się za mały dla lokalnej społeczności. Ponieważ wymagał kosztownej naprawy, postanowiono po prostu zastąpić go nową świątynią.
Mieszkający w Berlinie norweski pejzażysta prof. Jan Krystian Dahl, rozpoczął wówczas starania o jego uratowanie. Za 427 marek kupił go wówczas król pruski Fryderyk Wilhelm IV z zamiarem postawienia na Wyspie Pawiej w Berlinie. Po sporządzeniu odpowiedniej dokumentacji budowlę rozebrano na części, przetransportowano statkiem do Szczecina, a następnie do Muzeum Królewskiego w niemieckiej stolicy. Król się jednak rozmyślił, ostatecznie więc norweski stavkirke wylądował w Karpaczu.
Przy nowej świątyni w Vang stoi dziś pamiątkowa tablica z wyrytym na niej wizerunkiem kościółka Wang, datami 1180-1841 i informacją, że można go oglądać w Polsce. W 1976 r. tutejsi parafianie po raz pierwszy wybrali się do niego w odwiedziny i podobno podjęli nawet próby sprowadzenia go z powrotem.
Jadąc drogą E16 w poszukiwaniu kościołów klepkowych (stavkirke), koniecznie trzeba zatrzymać się na niewielkim parkingu Borlo Bygdetun, krótko przed miejscowością Borgund. Znajdziecie tam prywatny skansen składający się ze zrekonstruowanych 21 budynków prezentujących różnorodność górskiego budownictwa okolic Borgund i historię okolic. Można pomiędzy nimi swobodnie (i bezpłatnie) spacerować. Każdy dom ma na ścianie informację o funkcji, jaką pełnił. Dodatkową ciekawostką jest rekonstrukcja starej stacji benzynowej.
W Borgund trzeba zjechać z E16 na starą drogę (FV630) i koniecznie zajrzeć do tamtejszego stavkirke. Jest maleńki, wygląda jak mniejsza kopia kościoła Wang, ale jest to jedyny klepkowy (słupowy) kościół Norwegii, który dotrwał do naszych czasów w nienaruszonym stanie, najsłynniejszy spośród 28 zachowanych kościołów klepkowych i stanowiący wzór architektoniczny dla tych budowanych później. Powyżej niego stoi nowy pomalowany na czerwono kościół. Bez biletu można je oglądać jedynie spoza ogrodzenia.
Będąc tam, warto wybrać się na krótki trekking dawną Drogą Królewską. Ścieżka pod górę prowadzi za czerwonym kościołem, jednak uprzedzam, że szlak jest dość wymagający, zdecydowanie dla osób mających zdrowe nogi. Przeszły go przedstawicielki Gontowca Magdalena i Marcelina. Koniec trasy Cysia podsumowała słowami: Teraz chcę już tylko coś zjeść i się położyć.
Dziewczyny szły częściowo Drogą Królewską (Kongevegen), a częściowo traktem nazwanym Vindhelleveien. Przecina on wąwóz Vindhella. Pierwszą drogę dla koni i powozów zbudowano tu w 1793 r., była jednak zbyt stroma (nachylenie 25% !), dlatego przebudowano ją w 1843 r., którą dziś pokonuje się trasę przez przez Vindhellę. Powyżej, pomiędzy zakrętami, widoczne są odcinki starej trasy, która stanowi obecnie szlak pieszy objęty ochroną konserwatorską.
Maria Gonta
foto Gontowiec Podróżny
Kliknij w wybrane zdjęcie aby powiększyć
Koniec z kolejowym wykluczeniem?
Gorzów i gminy północy przestaną być wykluczone kolejowo. Już jesienią zwiększy się liczba i poprawi jakość połączeń. Ale to tylko ...
<czytaj dalej>W Arenie po nowemu
Już w najbliższy weekend rozpocznie się kolejny sezon w gorzowskiej hali Arena Gorzów.
Siatkarze Cuprum Stilon Gorzów zainaugurują go podczas rozgrywek ...
<czytaj dalej>Odznaczenia dla świeckich
W najbliższą niedzielę 8 września w gorzowskiej katedrze wręczone zostaną odznaczenia „Zasłużony dla Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej”. W tym roku wyróżnienie to ...
<czytaj dalej>Cegielski szynobus połączy stolice
Nowiutki lubuski szynobus już na torach.
Pierwszy z dwóch fabrycznie nowych pojazdów zakupionych przez Województwo Lubuskie od polskiego producenta H. Cegielski ...
<czytaj dalej>